[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Objęła go, stanęła na palcach i pocałowała w sam koniuszek nosa, - Zatem urządzimy prawdziwe obchody Dnia Urodzin, czy nie?Zbliżała się mieścina, która napawała ją największym lę­kiem - Struga Hevena.W ciągu całej podróży nie przydarzył się im tak piękny, zimowy dzień.Mroźne powietrze było krystalicznie przejrzy­ste, a światło słońca tak czyste, że wydawało się białe.Bez­chmurne, intensywnie błękitne niebo stanowiło piękne tło dla pozbawionych liści białych gałęzi zagajnika brzozowego, przez który jechali.Leżący na ziemi śnieg iskrzył się.Czyste, szczypiące powietrze smakowało niemal jak oziębione wino.Talia poczuła się pokrzepiona tak pogodnym dniem, nie miała powodu myśleć, że mieszkańcy Strugi Hevena okażą się gorsi od innych, z którymi miała dotąd do czynienia.Nie wiadomo było nawet, czy ktokolwiek poza starym skąpcem i jego żoną przypomni sobie ją albo to, że dopuściła, by przeżywane trud­ności osobiste odciągnęły jej uwagę od czegoś, co mogło się rozwinąć w poważną sytuację.Znajdowali się o kilka mil od Strugi Hevena, kiedy Talia zderzyła się nagle z prawdziwą ścianą strachu, bólu i wście­kłości.Zakołysała się w siodle i aż poszarzała na twarzy, gdy Kris rzucił się, by podtrzymać ją w siodle.Kiedy przyszła do siebie, czuła się jak po uderzeniu młotem bojowym.Kris podtrzymywał ją w dalszym ciągu, nie dopuszczając, by zleciała z siodła.- Krisie - wydyszała.- Sięgnij Wzrokiem do Stru­gi Hevena.Teraz ona musiała go podtrzymywać, podczas gdy wpro­wadzał się w głęboki trans.W jej głowie wciąż jeszcze roz­brzmiewało echo straszliwego żalu i gwałtownych uczuć, z którymi się zderzyła, by je uciszyć oddychała głęboko, wcią­gając długie hausty mroźnego powietrza.Zatrzasnęła osłony myśli, które po raz pierwszy zamknęły się z pełną siłą.Wydawało się, że Kris ledwo pogrążył się w transie, a już wydobywał się z niego w wielkim pośpiechu, mrugając zde­zorientowany powiekami.- Północni najeźdźcy.- powiedział z wysiłkiem, a je­go myśli wciąż jeszcze tonęły w wywołanej transem mgle -.w jaki sposób przedarli się przez Żale.- Eto licha! A najbliższa pomoc oddalona jest o dwa dni jazdy.Ilu?- Piętnastu, może dwudziestu.- Niezbyt wielu jak dla nas.Nie wydaje mi się.- Miałem nadzieję, że nie będziesz musiała oglądać wal­ki podczas całej praktyki - powiedział z wahaniem.Zeskoczyła z grzbietu Rolana i po skrzypiącym śniegu podeszła do chirra.- Nie mamy wyboru.Musimy się tym zająć.- Talio, ja jestem zwykłym Heroldem, lecz ty jesteś jedynym Osobistym Królowej, jakiego mamy.- A także lepszym łucznikiem od ciebie - powiedziała krótko i, wyciągnąwszy spośród jego bagaży miecz i sztylet, podała mu je ponad kudłatym grzbietem chirra.- Jeśli to ma poprawić twoje samopoczucie, obiecuję nie dopuścić do walki wręcz, chyba że nie będę miała innego wyjścia.Jednak przekazałeś mi dowództwo i o ile nie zmienisz zdania - idę.Dziesięciu czy piętnastu to niezbyt wiele dla nas obojga, lecz dla jednego mogłoby okazać się, że jest ich zbyt dużo.- Dobrze.- Kris przypasał swą broń, a Talia odpro­wadziła chirra na pobocze drogi.Przy wtórze skrzypiącego śniegu ukryła je w wiecznie zielonej gęstwinie, poza zasię­giem wzroku z drogi, i tam spętała je mocno; uderzył ją w nozdrza zapach zgniecionego igliwia.Wróciła tą samą dro­gą, rozbijając śnieżne grudy na puch i zacierając ślady stóp gałęzią.Położyła dłoń w rękawicy na szyi Rolana, który stał owia­ny parą własnego oddechu w zimnym powietrzu.- Powiedz im, by poczekały tam do wieczora, kochany - wymamrotała.- Jeśli nie wrócimy, mogą się zerwać i wrócić do wioski, którą odwiedziliśmy ostatnio.Rolan parsknął, kłęby pary buchnęły i zawisły przed jego nozdrzami, po czym wpatrzył się nieruchomym wzrokiem w zieloną gęstwinę.- Gotowy? Podrzucił łbem.- A ty? - Spojrzała na Krisa, który czekał z pobladłą twarzą i posępnym wyrazem na mocno zaciśniętych ustach.- Lepiej pośpieszmy się.Niewiele im brakowało do przełamania bramy.Zdjęła dzwoneczki z obu uździenic i susem usadowiła się w siodle, przy wtórze skrzypiącej skóry.Zatem do dzieła.Nie wysilali się, by zachowywać się cicho podczas jazdy, po prostu pozwolili Towarzyszom pędzić galopem, starając się jakoś utrzymać w siodle.Białe wzgórza i czarne drzewa migały im przed oczami.Towarzysze dwa razy przesadziłypowalone drzewa, których mieszkańcy wioski nie zdążyli usunąć z drogi.Gdy wjechali na ostatnie wzgórze, ujrzeli w świetle słońca, w jakich tarapatach znalazła się wioska.Na tle zdeptanego śniegu odcinały się ostre plamy: czarnego popiołu, pomarańczowych płomieni i czerwonej krwi.Gdy nadciągnęli galopem, najeźdźcy właśnie wyłamali bramę w palisadzie.Wzniesione wysoko wielkie, żelazne sie­kiery spadały na skrzydła bramy, łupiąc w nie z tępym od­głosem.Hałas wywołany przez najeźdźców zagłuszył nade­jście dwóch Heroldów.Słychać było jedynie uderzenia siekier o drewno i okrzyki wojenne rabusiów.Trzy czy cztery ciała leżały u stóp palisady, ich krew wsiąkała w śnieg, na który padli.Brama ustąpiła dokładnie w chwili, gdy Herol­dowie znaleźli się w zasięgu skutecznego strzału z łuku.Wię­kszość najeźdźców wbiegła do środka wioski i na zewnątrz została ich tylko garstka.Talia z ulgą stwierdziła, że są uz­brojeni tylko w ręczną broń i nie mają ani jednego łuku.Rolan zarył się kopytami - jadąc na nich jak na saniach - w ziemię, wzbijając kurzawę śniegu.Talia, nie patrząc, wyciągnęła z wiszącego przy siodle kołczanu strzałę i nasa­dziła na cięciwę.Wycelowała wzdłuż brzechwy.Ze zdziwie­niem stwierdziła, jak spokojne ł pewne są jej ręce.Krzyknęła.Jej wysoki, młody głos przebił się ponad niskim pomrukiem najeźdźców.Odwrócili się.Odnalazła cel niemal instynktow­nie, blady punkcik skóry ponad postrzępionym, ciemny fu­trem i zwolniła cięciwę.Strzała wbiła się jednemu z napastników prosto w gardło.Złapał ją i karmazynowa krew wypłynęła mu spomiędzy pal­ców, plamiąc śnieg u jego stóp.A potem upadł, lecz Talia szukała już następnego celu; nie miała czasu na zebranie myśli, zdając się na wytrenowane odruchy.Dwie następne strzały Talii odbiły się, nie wyrządzając szkody, od skórzanego napierśnika i połupanej, drewnianej tarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •