[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę chwilę zaczekać - rzekłem zrywając się od stołu i przewracając kieliszek z winem.Pędem pobiegłem na górę i zapaliłem wszystkie lampy gazowe: trzy palniki na środku pokoju, jeden nad łóżkiem i dwa po obu stronach toalety.Błysnęła mi szalona nadzieja, że natrafię na jakiś ślad bytności Rity, na jakiś pozostawiony znak czy przedmiot.Gwałtownie wyciągałem wszystkie szuflady myśląc, że ukryła tam zapisaną ćwiartkę papieru - pomysł oczywiście niedorzeczny.Teresa byłaby z tym dawno zrobiła porządek.Brałem kolejno do ręki wszystkie przedmioty leżące na toalecie.Dotknięcie szczotek wzruszyło mnie do głębi - dokładnie je oglądałem zamglonymi oczami w nadziei, że cudownym zbiegiem okoliczności odnajdę złoty włos Rity, zaplątany w szczeć.Ale Teresa zaradziłaby i temu.Nie dostrzegłem nic, jakkolwiek z bijącym sercem oglądałem szczotkę pod światło.Widocznie było sądzone, aby i ten ślad istnienia Rity nie został mi dany na pamiątkę; nie byłby wprawdzie utrwalił moich wspomnień, ale przyniósłby nieco ukojenia.Zapaliłem papierosa i powoli zeszedłem ze schodów.Moje cierpienie przytępiło się.Tak bywa z ludźmi, którzy opłakują drogich zmarłych: ból ich zwolna ucisza się, bo wiedzą, że się już dokonało wszystko, że cząstka ich duszy i cały urok życia przepadły i zatraciły się bezpowrotnie.Zastałem Teresę stojącą wciąż jeszcze na tym samym miejscu z założonymi rękami; wpatrywała się w moje puste krzesło i w plamę z wina rozlanego na obrusie.Nie poruszyła się, nie podniosła nawet przewróconego kieliszka.Ledwo się ukazałem, zaczęła natychmiast mówić głosem przymilnym:- Jeżeli pan zauważył, że czegoś na górze brakuje, to proszę mnie nie winić.Pan jeszcze nie wie, jaka jest nasza Rita.- Dałby Bóg, aby coś zabrała - rzekłem.I znowu ogarnął mnie szalony niepokój, jak gdyby moim przeznaczeniem było wiecznie umierać i wiecznie powracać do życia dla tej jednej dręczącej przyczyny że ona istnieje.A może jednak coś zabrała.Cokolwiek, jakiś choć najdrobniejszy przedmiot.Przypomniałem sobie nagle o zapalniczce z reńskiego kryształu, której nie zauważyłem na górze.Może chociaż to?… Chciałem się o tym upewnić natychmiast.Ale zmusiłem się do pozostania na miejscu.- Ona taka bogata! - ciągnęła dalej Teresa.- Nie! Nawet pan ze swym złotym, kochanym sercem nie może nic dla niej uczynić.Nikt jej nie może dopomóc z wyjątkiem jednego może człowieka, ale ona jest tak źle dla niego usposobiona, że gdyby nawet w swej dobroci i wspaniałomyślności ofiarował jej swoją rękę, nie chciałaby go widzieć.To złe sumienie tak ją nęka.A on ją kocha nad życie, poczciwy, litościwy człowiek.- Pani mówi zapewne o tym łotrze, który w Paryżu prześladuje Done Rite.Proszę mnie posłuchać, Mademoiselle Thérčse.Jeśli pani wie, gdzie on się obraca, proszę go uprzedzić, aby się miał na baczności.On zdaje się także należy do karlistowskiego spisku.Czy pani to rozumie, że siostra pani w każdej chwili może kazać go przymknąć albo wydalić przez policję poza granice kraju?Teresa westchnęła głęboko i przybrała wyraz uciśnionej cnoty.- Ach, to jej zatwardziałe serce! Ona jest wprost okropna.Mówię do niej: «Rito, czyś ty zaprzedała duszę diabłu?» A ona, jak nie krzyknie, opętana: «Za cenę szczęścia! cha! cha! cha!» Rzuciła się na wznak na kanapę, która stoi w pańskim pokoju, i śmiała się, śmiała bez końca, jakby ją kto łaskotał.Ona jest naprawdę opętana.Ach, mój drogi, niewinny paniczu, nigdy pan czegoś podobnego nie widział.Ta zła dziewczyna, która jej usługuje, wpadła do pokoju i pod sunęła jej pod nos malutką flaszeczkę, ja zaś miałam ochotę pobiec po księdza, do którego codziennie chodzę na ranną mszę.To zacny, dzielny, poważny człowiek! Ale ta fałszywa, podstępna dziewczyna (jestem przekonana, że okrada naszą Kitę od rana do nocy) zaczęła po cichu coś mówić do Rity i potrafiła ją uspokoić.Nie mam pojęcia, co jej mogła takiego powiedzieć, musi jednak być w zmowie z diabłem.A potem poleciła mi zejść na dół i przyrządzić filiżankę czekolady dla Madame.Madame, to niby nasza Rita
[ Pobierz całość w formacie PDF ]