[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Róbcie - tylko ostrzegam przed robieniem głupich i przykrych kawałów.Jeśli mi wstawicie na przykład pod prześcieradło miskę z wodą, to ja wam do łóżek podłączę prąd elektryczny i będzie was trzęsło od łóżka do sufitu.Rano, leżąc w łóżku, drapałem się namiętnie po nogach i zastanawiałem się, dlaczego tak swędzą.popatrzyłem: moje nogi prawie do kolan obsypane są małymi różowymi kropkami.Wyciągnąłem się na całą długość ciała i tym razem zakłuło mnie w nogi.Pomacałem prześcieradło: pod prześcieradłem leżała gałąź jałowca.Zabawa w robienie kawałów trwa.Wyjechał Kuba, a na jego miejsce przyszedł facet starszy i mocno głuchy.Głuchy mato do siebie, że albo mówi cicho, tak że nie można go zrozumieć, albo głośno, żeby sam siebie słyszał.Nasz mówił głośno i bez przerwy.Gdy opowiadał coś po zgaszeniu świateł, żaden z nas w tym czasie nie mógł usnąć: słychać go było w końcu korytarza i niejeden raz sprowadził nam swoim głośnym gadaniem kontrolę do pokoju.Przywiózł ze sobą aparat fotograficzny, robił zdjęcia innym chorym i w ten sposób dorabiał do niewielkiej renty inwalidzkiej.- Dawno chorujesz? - pytam, krzycząc głośno.- Kupę lat - odpowiada - ale teraz już mi nic nie robią.Nadaję się tylkona mydło.Ale tym się nie przejmuję.Dla mnie każdy przeżyty dzień to dzień darowany i z tego się cieszę.Często mamy wesoło dzięki naszej pani doktor.Sympatyczna osoba, tylko ma zagrania, które tego i owego wyprowadzają z równowagi, ale inni się śmieją.- Pani doktor - mówi nasz głuchy tubalnym głosem - mam własny rimifon, czy mogę go używać?- Porozmawiam z ordynatorem i jutro panu powiem - odpowiada pani doktor.- Pani doktor, czy mogę używać ten mój rimifon? - pyta głuchy następnego dnia.- Nie, niech pan nie używa.- Dlaczego? - pyta zdziwiony.- Przecież ja go od was nie chcę, mam swój.- O, pan myśli, że rimifon tak zaraz panu pomoże.Mam koleżankę, też lekarkę, która swojego męża leczyła rimifonem.Dawała mu, dawała i on zaczął poprawiać się i tyć.Więc ona dalej mu dawała, dawała, a on zaczął chudnąć.- A ona wciąż dawała, dawała.I pewnie już go nie ma - przerwał głuchy swoim tubalnym głosem.- A tak - odpowiedziała - już go nie ma.Panią doktor zatrzymał kiedyś na korytarzu Ignac, mówiąc: - Pani doktor, dzisiaj rano miałem krwioplucie.- A co pan chce - to nic nowego, przecież pan ma gruźlicę.Co ja panu mogę poradzić.Kiedyś poprosił Olek:- Pani doktor, już zużyłem 300 sztuk rimifonu.Niech pani mnie wyznaczy na analizę plwociny.Ciekaw jestem, czy jeszcze prątkuję.- Pan prątkował, prątkuje i będzie pan prątkował - odpowiedziała beztrosko pani doktor.- To po co ja się leczę, jeśli.- Pan się niepotrzebnie denerwuje - spokojnie odpowiada doktor.-Po co zaraz taki krzyk, to też szkodzi.Olek machnął ręką z rezygnacją i nie już nie odpowiada.- To jest tak zwane działanie dla wywołania dobrego samopoczucia u chorego - skomentowałem.- Nowe metody.Chyba po tym zastrzyku czujesz się lepiej, Oleczku?- Ona ma zagrania - mówi Olek, zdenerwowany.Płyn w boku znika powoli, a pozostałość powietrza po odmie samoistnej jeszcze wolniej.Gdy nikt z personelu nie widzi, przemykam się do pokoju obok, w którym leży młody chłopak, zdemobilizowany oficer.Ma akordeon, na którym ładnie gra.Ten bez przerwy mnie namawia, żebym nie rezygnował z operacji.- Nie zrób przypadkiem takiego głupstwa jak ja - mówił.- Przed dwoma laty zaproponowali mi zwykłą odmę boczną.Nie zgodziłem się.Po co mają nadmuchać mnie jak balon.W domu komfortowe warunki, nie muszę pracować, finansowo stoimy bardzo dobrze, więc mogę kupić każdy zagraniczny, nawet najdroższy lek.Teraz przyjechałem i „ciotka” - tak w sanatorium nazywają naczelnego chirurga - zaproponowała mi czterożebrową plastykę.Zgodziłem się.Przed operacją nowa zmiana.Płuco się rozwaliło i może być, tylko plastyka siedmiożebrowa.Też się zgodziłem, mimo że taka plastyka już deformuje.Wczoraj były badania i konsultacja i wiesz, co mi-powiedzieli? Że w obecnym stanie nie mogą mnie operować, bo następuje przerzut na drugie płuco.,;Za sześć tygodni będziemy rozmawiać”.A teraz jaką ja mogę mieć pewność, czy, za sześć tygodni nie usłyszę: „Do operacji już pan się nie nadaje?” Nie targuj się z lekarzami - radził.- Bo jak już czujesz się źle, to przeważnie na zabieg za późno i wtedy - wysiadka do nieba.Potem jeździł kilkakrotnie do Warszawy.Wystarał się, aby go operowali w Instytucie.Wyjechał i więcej o nim nie słyszałem.O piętro niżej leży Basia: Młoda, ładna, przy kości dziewczyna.Kręci się przy niej Rysiek i kilka razy odwiedzili mnie w czasie ścisłego łóżka.- Proponowali mi zabieg - powiedziała pewnego dnia.- Jaki? - zapytałem.- Wcale się nie pytałam.Powiedziałam, że na żaden zabieg się nie zgodzę.- I co dalej? - pytam.- Za dwa tygodnie mnie wypisują.Taki przepis, że jak chory nie zgadza się na zabieg proponowany po konsultacji całego zespołu lekarskiego, to go wypisują.Uważają, że inna metoda leczenia nie pomoże.- Tak - powiedziałem.- Przyjdzie inny, który będzie się leczył.Tysiącechorych czeka na miejsce w sanatoriach.Ale Basiu.- i powtórzyłem jej rozmowę z kolegą, który nie zgodził się na proponowany zabieg.Nie dała się przekonać.Spotkaliśmy się w tym samym sanatorium po dwóch latach.Idąc po schodach minąłem kobietę, która kogoś mi przypominała.Szła powoli trzymając się poręczy.Obejrzałem się i starałem przypomnieć sobie, skąd ją znam.Była chuda jak szczapa i śmierć wyzięrała jej z oczu.Po godzinie inna znajoma zapytała mnie z wyrzutem:- Dlaczego nie ukłoniłeś się Bace? Ona teraz rozpacza w pokoju.- Jakiej Baśce?- Nie wiesz jakiej? Ona mówi, że się dobrze znacie.Przed dwoma laty byliście tu razem.Mijaliście się na schodach i nie ukłoniłeś się.- I to jest powód do rozpaczy?- Bo ona zdaje sobie sprawę, że już hak wygląda, że jej znajomi nie poznają.Idź do niej; pogadaj.Poszedłem.Leżała w łóżku zapłakana.Teraz, gdy już wiedziałem, z kim się mijałem na schodach, spostrzegłem trochę podobieństwa z tamtą, korpulentną, ładną i energiczną Baśką.- Nie poznałeś mnie? - zapytała po powitaniu.- Poznałem, ale jak już mnie minęłaś - odpowiedziałem swobodnie.- Szedłem zamyślony i na nikogo nie zwracałem uwagi, dopiero jak się minęliśmy, zauważyłem, że minął mnie ktoś znajomy.Obejrzałem się, ale już poszłaś.Poznałem ciebie, dlatego jestem.- Powiedz prawdę.Nie poznałeś mnie? - pyta uparcie.- Nie gadaj głupstw, coś sobie ubzdurałaś.- Patrz, jak ja teraz wyglądam! - mówi Baśką.- Zeszczuplałaś trochę.Proponują może zabieg?- Jaki dla mnie może być teraz zabieg, chyba tylko sekcja zwłok.Już za późno.- Jeszcze będzie dobrze.Zobaczysz.Jeszcze razem pójdziemy na „Metan”.„Metanem” nazywaliśmy duże tereny leśne położone za ogrodzeniem sanatorium, na które wychodzi się przez „kawerny” - tak wszyscy chorzy w sanatorium nazywają dziury w ogrodzeniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]