[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ma tej przepaści między psychicznie chorymi a zdrowymi, którą ustanawiała, zdaje się, dawna psychiatria.Ten sam zasadniczy podział obejmuje zdrowe społeczeństwo, jak i wydzielony z niego, jakby jakiś okropny wrzód, szpital wariatów, gdzie pokutują za nie spełnione lub nie swoje — winy ci najnieszczęśliwsi z nieszczęśliwych, którym jak to mówią, “Bóg odebrał rozum” — jako kara nie ma chyba nic straszliwego.Iluż, nie wiedząc, jak ze sobą postępować, odbiera ten rozum samym sobie, aby potem długie lata gnić w obłędzie, dawno już po istotnej śmierci, i męczyć się bezpłodnie mogąc to jedyne życie przeżyć na szczytach własnych możliwości.Broń przeciw wszelkim złym potęgom wewnętrznym, przeciw tym najstraszliwszym wrogom, którzy siedzą przede wszystkim w nas samych, daje poznanie siebie i drugich poprzez Kretschmerowskie ujęcie charakterów.Drugą taką bronią jest freudyzm.Żeby mi nie wiem, co kto mówił, że ten stopień poznania można osiągnąć przez samą autoanalizę i obserwację, jak to zwykli mówić “oporowcy” — nie uwierzę.Może dawniej, gdy życie nie było tak skomplikowane, można było się obejść bez tych teorii — jako też obchodziła się bez nich na swoje nieszczęście ludzkość; ale dziś człowiek, który ich nie zna, jest nieszczęsnym kaleką, — pełzakiem wobec chodzących prosto.“uświadomionych”.Oczywiście i charakterologia, i autoanaliza (i, nawet metody prawie że freudowskie) były przed Freudem, i Kretschmerem.Ale ci wielcy jasnowidzący ujęli pierwotne, niedołężne majaczenia ludzkie na te niesłychanej życiowej wagi tematy w jasne, dostępne dla każdego, zastosowalne w pewnym stopniu dla zupełnych laików systemy myśli, przerażające wprost swą prostotą i logiką.Wobec takich przedziwnych w swej prostocie tworów geniuszu dziwimy się tylko, że dotąd nikt tego od samego zarania myśli nie widział, że my sami po prostu tego dawno nie wynaleźliśmy, że tak długich wieków trzeba było, aby tak rzecz pozornie oczywistą wyprodukować.Tę właściwość mają właśnie prawdziwe arcydzieła sztuki i rozumu — po tym nieomal poznać można ich bezcenną wartość; są wcieleniami jakby odwiecznie bytujących form i prawd: pierwsze w swej jedyności absolutnej i powszechności wyrażanej metafizycznej treści, drugie w swej absolutnej prawdzie najwyższej ogólności, obejmującej w prostych formułach pojęciowych pozornie beznadziejnie chaotyczne splątowiska częściowej lub całej rzeczywistości.Wracając do schizoidów: są to typy milczące, zamknięte w sobie, raczej ponure.Zmiany nastrojów następują u nich gwałtownie, pozornie bez powodu.W ciągu jednej sekundy z ostatecznej ponurości mogą przejść do (ich względnej) wesołości, z gniewu do zupełnej pogody.Tak samo u zdeklarowanych szaleńców tej grupy objawy zmieniają się z przerażającą gwałtownością.Sam ostry wybuch choroby może nastąpić nagle i nieoczekiwanie w ciągu paru sekund.Jest to podobno w związku z tym, że nerwy schizoidów są prawie pozbawione lipoidalnych (coś w rodzaju tłuszczu) obsłonek izolacyjnych, które posiadają (za to) pyknicy — cyklotymicy.Procesy nerwowe przebiegają u schizoidów szybko; są to jakieś gwałtowne krótkie spięcia, połączone z wielkimi wydatkami energii, po których następuje szybko depresja i zmęczenie.Uczucia schizoida (słowo pochodzące od greckiego słowa oznaczającego rozszczepienie) to według pięknego wyrażenia Kretschmera (który w opisach swych różnych psychik osiąga nieomal artystyczne wyżyny) — “ogień płonący wewnątrz bryły lodowej”, na zawsze w niej uwięziony.Może schizoid przeżywać wewnątrz tej lodowej powłoki straszliwe tragedie i wstrząsy (straszliwe dla niego; dla przeciętnego pyknika — typ przeciwny — byłyby to widmowe fosforescencje jakiegoś urojonego świata) — żaden adekwatny wyraz ich nie stanie się własnością otoczenia.Niepoznawalny nawet sam dla siebie, często przez siebie do końca nie poznany, przechodzi schizoid nieraz przez życie jak tajemnicze widmo, unosząc do grobu swe bezużyteczne skarby, męcząc się ich bezpłodnością i martwotą.To zamknięcie się w sobie, w swoim własnym świecie myśli i wyobrażeń, we własnej, nieporównywalnej z żadną inną, wizji rzeczywistości, nie wyklucza zupełnie braku chęci ze strony schizoida oddziaływania na tę nienawistną mu rzeczywistość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]