[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Drogie dzieci - powiedziała Zelie.- Wybaczcie, że nazywam was dziećmi, bo już nimi nie jesteście.Oboje jesteście dorośli.Wiem.Cieszy mnie, że widzę was znowu i że wiem, że was nie skrzywdziłam.- Nie skrzywdziłaś nikogo, droga Zelie, i tak dobrze cię znów zobaczyć.- Celią podeszła do starej guwernantki i objęła ją.- Zawsze bardzo cię lubiłam - powiedziała.- I ja bardzo cię polubiłem, kiedy cię poznałem - dodał Desmond.- Kiedy mieszkałem obok.Znałaś wspaniałe gry i wspaniale się z nami bawiłaś.Dwójka młodych ludzi zwróciła się do pani Oliver.- Dziękuję pani - powiedział Desmond.- Okazała pani wiele serca i wykonała ciężką pracę.To oczywiste.Dziękuję i panu, monsieur Poirot.- Tak, dziękujemy - powtórzyła Celią.- Jestem wam bardzo wdzięczna.Odeszli, a grupka pozostałych patrzyła za nimi.- Cóż - odezwała się Zelie.- Czas na mnie.Zwróciła się do Poirota: - A co z panem? Czy będzie pan musiał komuś o tym opowiedzieć?- Jest jedna osoba, której mogę powierzyć tajemnicę.Emerytowany oficer policji.Nie jest już na służbie.Przeszedł na emeryturę.Nie sądzę, by uznał za swój obowiązek wtrącać się w to, co wymazał już czas.Gdyby nadal pracował, może uważałby inaczej.- Przerażająca historia - zauważyła pani Oliver - przerażająca.I wszyscy ci ludzie, z którymi rozmawiałam.Tak, teraz to widzę: wszyscy coś pamiętali.Coś, co przydało się nam w odkryciu prawdy, choć tak trudno było do niej dotrzeć.Oczywiście nie panu Poirotowi, który zawsze potrafi wysnuć właściwe wnioski z najbardziej niesamowitych przesłanek.Jak peruki i bliźnięta.Poirot podszedł do miejsca, gdzie Zelie stała spoglądając na okolicę.- Nie obwinia mnie pani - spytał - za to, że przyjechałem i namówiłem panią do zrobienia tego, co pani zrobiła?- Nie.Jestem zadowolona.Miał pan rację.Czarująca z nich para i według mnie pasują do siebie.Będą szczęśliwi.Stoimy tu, gdzie niegdyś mieszkało dwoje kochanków.Gdzie dwoje kochanków zmarło.Nie winie go za to, co zrobił.Może to było niesłuszne, pewnie było, ale nie mogę go winić.Myślę, że był to śmiały czyn, nawet jeśli niesłuszny.- Kochała go pani, prawda? - spytał Herkules Poirot.- Tak.Zawsze.Jak tylko przyjechałam do tego domu.Bardzo go kochałam.Nie sądzę, by o tym wiedział.Między nami nigdy do niczego nie doszło.Ufał mi i lubił mnie.A ja kochałam oboje.I jego, i Margaret.- Chciałbym panią o coś zapytać.Kochał Molly tak samo, jak Dolly, prawda?- Do samego końca.Kochał je obie.I dlatego uratował Dolly.I dlatego Molly chciała, by to zrobił.Którą kochał bardziej? Zastanawiam się.Tego być może nigdy nie będę wiedziała.Nigdy nie wiedziałam - zamyśliła się Zelie - i pewnie nigdy się nie dowiem.Poirot patrzył na nią przez chwilę, a potem odwrócił się i dołączył do pani Oliver.- Wrócimy samochodem do Londynu.Musimy zapomnieć o tragediach i romansach i powrócić do normalnego życia.- Słonie nie zapominają - powiedziała pani Oliver - ale my jesteśmy ludźmi, a na szczęście ludzie potrafią zapomnieć.* * *[1] fr.Wspaniała kobieta[2] fr.Umiejętność postępowanie[3] fr.Głośna sprawa[4] fr.Droga pani[5] fr.Likier z czarnej porzeczki[6] fr.Likier miętowy[7] fr.Podsumowanie, streszczenie[8] fr.rozwiązanie[9] fr.Na poszukiwanie słoni[10] fr.Szczęśliwej podróży[11] fr.opiekunka[12] Por.Pięć małych świnek[13] Por.Wigilia Wszystkich Świętych[14] Por.Pani McGinty nie żyje[15] fr.inscenizacja[16] W Indiach niańka, służąca[17] fr.herbatniki[18] fr.Kto wyrusza na łowy, traci spokój[19] por.Pięć małych świnek[20] fr.Mój Boże[21] fr.Do kroćset![22] Fr.To nie wypada[23] fr.Pensja dla dziecząt[24] fr.Kocham dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]