[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy na jej pukanie Gilbert otworzył drzwi, wyglądała, jakby żałowała swego przybycia.W tej chwili jednak Ania wybiegła naprzeciw niej i wciągnęła ją do środka.— Taka jestem rada, że pani wybrała dzisiejszy wieczór na wizytę! — zawołała wesoło.— Przygotowałam dziś po południu wyjątkowo dobre rzeczy i potrzebujemy kogoś, kto by nam pomógł zjeść to wszystko.Usiądźmy przy kominku.Tak miło jest mi z panią pogawędzić.Możliwe, że i kapitan Jim wpadnie także, dziś ma wolny wieczór.— Nie, kapitan nie przyjdzie; jest u mnie w domu — powiedziała Ewa.— On mi kazał tu dziś przyjść — dodała na poły wyzywająco.— Powiem mu: „dziękuję bardzo” za to, że panią tu przysłał, jak go tylko zobaczę — rzekła Ania przysuwając fotel bliżej kominka.— Ach, nie chcę przez to powiedzieć, że sama nie miałam zamiaru przyjść — zapewniała Ewa trochę zarumieniona.— Ja… ja myślałam o tym, żeby panią odwiedzić, tylko to niełatwa rzecz dla mnie wyrwać się z domu.— Oczywista, to musi być trudne dla pani zostawić męża samego — powiedziała Ania najnaturalniejszym tonem.Postanowiła, że najlepiej będzie wspomnieć przy sposobności o Ryszardzie Moore jak o czymś zupełnie zrozumiałym i nie rozdrażniać zbytecznie sprawy przez unikanie tego tematu.Miała w tym wypadku zupełną słuszność, bo wyraz przymusu znikł z twarzy Ewy.Widoczne było, że chętnie by się dowiedziała, co Ania wie o warunkach jej egzystencji, ale była uspokojona, że nie będzie potrzebowała dawać wyjaśnień.Pozwoliła, by jej zdjęli berecik i palto, i dziewczęcym ruchem wtuliła się w fotel obok Magoga.Była pięknie i starannie ubrana.Wspaniałe jej włosy połyskiwały w świetle ognia jak roztopione złoto.Błękitne, koloru morza oczy pełne były słodyczy i czaru.Na chwilę, pod wpływem nastroju wymarzonego domku, stała się znów małą dziewczynką, zapominającą o przeszłości i jej goryczach.Atmosfera wielkiej miłości, jaka unosiła się w tym domku, udzieliła się i jej.Otoczyła ją przyjaźń dwojga młodych i szczęśliwych ludzi i poddała się czarowi tego otoczenia.Panna Kornelia i kapitan ledwo by ją poznali.Ania z trudem zdawała sobie sprawę, że to była ta sama zimna i nieprzystępna kobieta, którą spotkała na wybrzeżu morskim.Miała przed sobą pełną życia dziewczynę, która opowiadała i słuchała z zapałem wygłodzonej duszy.A z jakim wyrazem głodu błądziły oczy Ewy po książkach ustawionych na półkach między oknami!— Nasza biblioteka nie jest bardzo bogata — powiedziała Ania — ale każda książka w niej się znajdująca jest dobrym przyjacielem.Zbieraliśmy gdzie się dało nasze książki przez szereg lat i kupowaliśmy je dopiero po przeczytaniu i przekonaniu się, że należą do rodzaju znających Józefa.Ewa roześmiała się srebrzystym śmiechem, pełnym i jasnym, przypominającym radość, jaka panowała w minionych latach w małym, domku.— Mam kilka książek, jakie pozostały po ojcu, ale niedużo ich jest.Tyle razy je czytałam, że umiem prawie na pamięć.Nie mogę dostać więcej książek.Jest wprawdzie wypożyczalnia książek w Glen, ale nie myślę, aby komitet, który sprowadza do niej nowości, miał pojęcie o dobrych książkach, a może ich to mało obchodzi.Tak rzadko zdarzało mi się dostać tam coś ciekawego, że w końcu przestałem wypożyczać.— Spodziewam się, że będzie pani uważała naszą bibliotekę za swoją własność — powiedziała Ania.— Najchętniej i całym sercem, pożyczę pani każdą książkę.— Zaprasza mnie pani do wspaniałej uczty — rzekła Ewa uradowana.A potem, gdy zegar wybił dziesiątą godzinę, wstała dość niechętnie.— Muszę już iść.Nie przypuszczałam, że jest już tak późno.Kapitan Jim mówi zawsze, że godzina na wizycie mija strasznie szybko.A ja tu siedzę już dwie godziny — i takie były one miłe — dodała szczerze.— : Prosimy często do nas przychodzić — zapraszali Ania i Gilbert.Podnieśli się i stali w świetle ognia kominka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]