[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Najpierw pokażcie pieniądze - warknął Hank.- Oto są - odrzekła do mikrofonu Dalila.- Nie, pokażcie te dwieście pięćdziesiąt.- Nie będą nam chyba potrzebne.- Dalila roześmiała się lekko, lecz w śmiechu pobrzmiewała nutka nerwowości.Opuś­ciła mikrofon i przez chwilę coś tam do siebie szeptali.Z tłumu wyszli Bo i Dale i stanęli przy stoliku, gdzie Dalila trzymała pieniądze.Upewniwszy się, że na blacie leży dwieście pięć­dziesiąt dolarów, Hank wszedł na ring, gdzie z założonymi rękami stał wielki Samson.- Czy to nie ten, który zabił Sisca? - spytał ktoś za nami.- Tak, to on - odrzekł ktoś inny.- Są prawie równi wzrostem.Hank był nieco niższy od Samsona i nie tak szeroki w ba­rach, ale zupełnie się tym nie przejmował.Samson zaczął tańczyć po jednej stronie ringu, tymczasem on stał po drugiej, rozprostowując ramiona.- Gotowy? - rzuciła Dalila do mikrofonu i tłum przysunął się jeszcze bliżej.Zabrzmiał gong.Przeciwnicy mierzyli się wzrokiem, lecz Hank nie drgnął z miejsca: czas pracował na jego korzyść.Po kilku sekundach Samson, który musiał wie­dzieć, że czeka go kupa roboty, podszedł bliżej, wciąż tańcząc, podrygując i podskakując, jak przystało na prawdziwego zapaś­nika.Hank stał bez ruchu i czekał.- Chodź no, chłopcze! - zadudnił Samson, podchodząc jeszcze bliżej.Hank wciąż trzymał się narożnika.- Czterdzieści pięć sekund! - krzyknęła Dalila.Samson popełnił dość zasadniczy błąd: myślał, że będzie to pojedynek zapaśników, a nie bijatyka.Pochylił się nisko, żeby zastosować któryś ze swoich chwytów, i na ułamek sekundy odsłonił twarz.Hank zaatakował z szybkością szarżującego grzechotnika.Jego prawa ręka wystrzeliła do przodu tak błys­kawicznie, że prawie niezauważalnie, i zaciśnięta pięść wylą­dowała na szczęce potężnego Samsona.Głowa mocarza odskoczyła do tyłu, piękne, długie włosy rozsypały się na wszystkie strony.Rozległ się ostry trzask.Nawet Stan Musial nie uderzyłby piłki z tak wielką siłą.Samson przewrócił oczami.Był wielki jak góra i pewnie dlatego wiadomość o uderzeniu w głowę dotarła do ciała dobrą sekundę później.Bezwładna noga ugięła się w kolanie.Po chwili odebrało mu władzę w drugiej nodze i największy zapaśnik świata, prosto z Egiptu, z głuchym łomotem runął na plecy.Zatrząsł się ring, zadrżały liny.Zdawało się, że Samson padł trupem.Hank odpoczywał w narożniku z rękami na linach.Miał czas.Biednej Dalili odebrało mowę.Próbowała zapewnić widzów, że to nic takiego, jednocześnie chciała wskoczyć na ring i zająć się Samsonem.Tymczasem on jęknął i usiłował wstać.Zdołał dźwignąć się na czworaki, zachwiał się niepewnie na kolanach, wreszcie podciągnął nogę i gwałtownym zrywem dźwignął z maty potężne cielsko.On chciał dobrze, sęk w tym, że nogi nie chciały.Runął przed siebie i w ostatniej chwili przytrzymał się lin.Biedak patrzył prosto na nas, lecz nic nie widział.Miał dzikie, nabiegłe krwią oczy i zdawało się, że nie wie, gdzie jest.Bezwładnie wisiał na linach, próbując odzyskać przytom­ność i władzę w dolnych kończynach.Pan Horsefly Walker podbiegł do Hanka i wrzasnął:- Zabij skurwysyna! Dalej, wykończ go!Ale Spruill ani drgnął.- Czas! - krzyknął z narożnika, lecz Dalila już dawno zapomniała o zegarku.Ktoś wesoło krzyknął, ktoś inny zagwizdał, jednak więk­szość ludzi milczała.Byli zaszokowani widokiem olbrzyma, który bezwładnie przebierał nogami, na próżno próbując dojść do siebie.Wreszcie zdołał się odwrócić i skupić wzrok na przeciwniku.Wciąż przytrzymując się lin, zrobił kilka kroków w jego stronę, po czym przypuścił ostatni, desperacki atak.Ale Hank po prostu zszedł mu z drogi i Samson grzmotnął głową w narożny słupek.Liny napięły się pod jego ciężarem, a pozostałe trzy słupki wygięły tak mocno, że omal nie pękły.Samson jęczał, stękał i rzucał się na wszystkie strony jak ranny niedźwiedź.Wreszcie zdołał wstać i utrzymać się na nogach na tyle długo, żeby wykonać pełny obrót.Nie powinien był tego robić.Hank doskoczył do niego i prawym hakiem uderzył szczękę, dokładnie w to samo miejsce co poprzednio.Ponieważ przeciwnik nie podniósł gardy, Spruill odciągnął ramię, żeby zadać trzeci i ostatni już cios.Samson runął na matę.Dalila przeraźliwie krzyknęła i wpadła na ring.Tymczasem Hank spokojnie stał w narożniku i z rękami na linach, uśmiechał się, nie zważając na powalonego olbrzyma.Nie wiedziałem, jak zareagować, podobnie jak większość widzów, którzy po prostu milczeli.Z jednej strony, miło było widzieć, jak chłopak z Arkansas daje popalić wielkoludowi z Egiptu.Ale z drugiej, dał mu popalić Hank Spruill, który użył w tym celu pięści.Zagrał nieczysto, choć zupełnie się tym nie przejmował.Czulibyśmy się znacznie lepiej, gdyby pokonał Samsona w uczciwej walce.Upewniwszy się, że czas minął, przeszedł między linami i zeskoczył na ziemię.Bo i Dale wzięli już pieniądze i cała trójka zniknęła w mroku.- Zabił Samsona - skonstatował ktoś za mną.Największy zapaśnik świata leżał na plecach z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami, a klęcząca obok Dalila próbo­wała go ocucić.Zrobiło mi się ich żal.Byli tak cudownie barwni i przedstawiali widowisko, którego długo - jeśli w ogó­le - nie mieliśmy oglądać.Szczerze wątpiłem, czy Samson i Dalila kiedykolwiek powrócą do Black Oak.Odetchnęliśmy nieco dopiero wtedy, kiedy olbrzym usiadł.Garstka poczciwców nagrodziła go oklaskami i tłum zaczął się rozchodzić.Dlaczego Hank nie mógł zatrudnić się w lunaparku? Jemu by płacili za bicie ludzi, a my mielibyśmy go z głowy.Po­stanowiłem wspomnieć o tym Tally.Biedny Samson harował w upale przez cały dzień i w ułamku sekundy stracił wszystkie pieniądze.Co za życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •