[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słupy, kolumny, pniaki drzew, pomosty, schody wiodące donikąd, a pod co kilkanastym znajdował się więzień, i żaden z tych więźniów nie potrafił umrzeć.Nie do końca.Umysły większości z nich umarły już dawno temu.Bredzili w niezrozumiałych językach, szeptali bezsensowne zaklęcia, błagali o wybaczenie i proponowali umowy.Kalam jednak nie słyszał, by którykolwiek z nich zapewniał o swej niewinności.Jakby bez niej można było mówić o miłosierdziu.Z tą myślą ponownie skierował konia naprzód.To królestwo nie przypadło mu do gustu.Co prawda, nie miał w tej sprawie większego wyboru.Śmiertelnicy, którzy paktowali z bogami, tylko oszukiwali samych siebie.Kalam wolałby zostawić gierki z władcami tej groty Szybkiemu Benowi.Czarodziej miał przynajmniej tę przewagę, że podobne wyzwanie sprawiało mu przyjemność.Nie, chodziło o coś więcej.Szybki Ben wbił noże w bardzo wiele pleców.Żadna z tych ran nie była śmiertelna, lecz wszystkie sprawiały ból, jeśli pociągnęło się za nóż, a czarodziej uwielbiał to robić.Skrytobójca zadał sobie pytanie, gdzie też podziewa się teraz jego stary druh.Miał kłopoty – to nic nowego – a potem zapadła cisza.Był jeszcze Skrzypek.Ten dureń zaciągnął się na nowo, w imię Kaptura!No cóż, oni przynajmniej coś robią.Ale nie Kalam, nie, na pewno nie on.Tysiąc trzysta dzieci wskrzeszonych pod wpływem kaprysu.Błyszczące oczy śledzące każdy jego ruch, zapamiętujące każdy krok i gest.Czego mógł je nauczyć? Sztuki szerzenia zamętu? Jakby dzieci potrzebowały w tym pomocy.Ujrzał przed sobą pasmo wzgórz.Dotarł do ich podstawy i skierował wierzchowca łagodnym galopem w górę stoku.Poza tym wydawało się, że Minala panuje nad sytuacją.Był z niej urodzony tyran zarówno w sferze publicznej, jak i w prywatnej sferze posłania w chacie, którą ze sobą dzielili.Co dziwne, Kalam przekonał się, że tyrania wcale mu nie przeszkadza.Przynajmniej w założeniu.Sprawy zawsze układały się lepiej, gdy kierownictwo obejmował ktoś zdolny i zdecydowany, a on miał wystarczająco wiele doświadczenia w wykonywaniu rozkazów, by potrafić się podporządkować.Minala i aptoriańska demonica na spółkę utrzymywały coś w rodzaju porządku i uczyły dzieci rozlicznych umiejętności potrzebnych do przetrwania.Takich jak skradanie się, tropienie, przygotowywanie zasadzek, zastawianie pułapek na zwierzynę dwu – i czworonożną, jazda konna, wdrapywanie się na mury, zamieranie w bezruchu, rzucanie nożami i niezliczone inne metody posługiwania się bronią, a także znajomość samej broni, którą dostarczyli szaleni władcy groty.Połowa tej broni jest przeklęta, nawiedzana albo przeznaczona dla całkowicie nieludzkich dłoni.Dzieci zajmowały się tym szkoleniem z przerażającym zapałem, a błysk dumy w oczach Minali przeszywał skrytobójcę dreszczem.Rodzi się armia Tronu Cienia.To niepokojąca perspektywa, łagodnie mówiąc.Wjechał na szczyt i gwałtownie ściągnął wodze.Na wzgórzu naprzeciwko wznosiła się ogromna kamienna brama.Jej bliźniacze filary łączył ze sobą łuk, a wnętrze wypełniała szara, kłębiąca się bariera.Po tej stronie bramy spływały z trawiastego stoku niezliczone, pozbawione źródeł cienie.Wydawało się, że wypływają z portalu, po to tylko, by roić się pod jego progiem niczym zagubione widma.– Uważaj – wyszeptał ktoś obok Kalama.Skrytobójca odwrócił się i zobaczył wysoką, obleczoną w płaszcz z kapturem postać.U boków miała dwa Ogary.To był Kotylion i dwójka jego ulubieńców: Rood i Blind.Bestie przysiadły na pooranych bliznami zadach, a spojrzenie gorejących oczu – widzących i ślepych – wbiły w portal.– A na co miałbym uważać? – zapytał skrytobójca.– Och, na cienie przy bramie.Straciły swych panów.ale każdy się nada.– To znaczy, że brama jest zamknięta?Zakapturzona głowa odwróciła się powoli.– Mój drogi Kalamie, czy to ucieczka z naszego królestwa? Jakie to.niskie.– Nie powiedziałem nic, co sugerowałoby.– W takim razie, czemu twój cień wyciąga się tak tęsknie do przodu?Kalam spojrzał na ziemię, a potem skrzywił się wściekle.– Skąd mam wiedzieć? Być może uważa, że w tamtym tłumie będzie miał większe szanse.– Na co?– Na odrobinę rozrywki.– Ach.Nudzisz się, co? Nigdy bym się nie domyślił.– Nie kłam – odrzekł Kalam.– Minala mnie wygoniła.Ale o tym już na pewno wiesz.Dlatego właśnie postanowiłeś mnie odszukać.– Jestem patronem skrytobójców – obruszył się Kotylion.– Nie wtrącam się w małżeńskie spory [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •