[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógłbyś powiedzieć, że to niezwykle długa żałoba, ale Furiusz był dla nich wszystkim.Zakupy na rynku robi wdowa po nim, razem z córeczką.One też wciąż ubierają się na czarno.Bardzo im ciężko pogodzić się z jego śmiercią.W tej chwili drzwi przeciwległego domu otworzyły się i na ulicę wyszła blondynka w czarnej stoli, trzymając za rękę małą dziewczynkę o czarnych kręconych włosach.Za nimi szedł olbrzym odźwierny; ujrzawszy mnie, zrobił groźną minę, ale się nie odezwał.– Idą na rynek – szepnęła stara niewolnica.– Zazwyczaj wychodzi o tej porze.Popatrz tylko na tę małą.taka poważna, a przy tym śliczna.Niepodobna do matki.To wykapana ciotka, zawsze tak mówiłam.– Ciotka? Nie ojciec?– No, ojciec też, oczywiście.Porozmawiałem ze staruszką jeszcze przez chwilę, po czym pospieszyłem za wdową.Miałem nadzieję, że uda mi się zamienić z nią kilka zdań, ale ochroniarz niedwuznacznie dał mi do zrozumienia, że mam się trzymać z daleka.Pozwoliłem więc im się nieco oddalić i śledziłem ich z dyskretnej odległości, obserwując, jak robi zakupy na straganach rzeźników.W końcu dałem za wygraną i zawróciłem w stronę Palatynu.Lucjusz i Kornelia spiesznie zjawili się w atrium, zanim jeszcze niewolnik zdążył mnie zaanonsować.Po ich twarzach poznałem, że spędzili bezsenną i niespokojną noc.– Lemur znów się wczoraj pojawił – oznajmił Lucjusz.– Wszedł do mojej sypialni.– Kornelia była niemal trupio blada.– Obudziłam się i ujrzałam go w drzwiach.To jego odór wyrwał mnie ze snu.Okropny smród! Usiłowałam wstać, ale nie mogłam.Chciałam krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle.Musiał rzucić na mnie urok.I znowu usłyszałam te słowa: „Teraz ty!” A potem zniknął w korytarzu.– Poszłaś za nim?Spojrzała na mnie, jakbym był szaleńcem.– A potem ja to zobaczyłem – dodał Lucjusz.– Byłem w sąsiedniej sypialni.Usłyszałem kroki i zawołałem, myśląc, że to Kornelia.Nie było odpowiedzi, za to kroki wyraźnie przyspieszyły.Poderwałem się z łóżka i wybiegłem na korytarz.– I zobaczyłeś go?– Zaledwie przez mgnienie oka.Zawołałem znowu; to się zatrzymało i odwróciło, a potem zniknęło w cieniu.Podążyłbym za nim.naprawdę, Gordianusie, przysięgam, że tak bym zrobił.ale w tym momencie usłyszałem krzyk Kornelii, zawróciłem więc i pobiegłem do niej.– Czyli zjawa umknęła i nikt jej nie ścigał – podsumowałem, tłumiąc cisnące mi się na usta przekleństwo.– Obawiam się, że tak.– Lucjusz skrzywił się boleśnie.– Ale kiedy to się odwróciło i na mnie spojrzało, zobaczyłem jego twarz w świetle księżyca.– I dobrze się jej przyjrzałeś?– Tak.Gordianusie, nie znałem dobrze Furiusza, ale dość, by go rozpoznać na ulicy.A to stworzenie.choć z połamanymi zębami i wrzodami na skórze.ta zjawa z całą pewnością miała twarz Furiusza!Kornelia nagle głośno wciągnęła powietrze i się zachwiała.Lucjusz rzucił się ją podtrzymać, wzywając pomocy.Natychmiast zjawiły się jakieś domowniczki i odprowadziły ją do sypialni.– Tytus zachowywał się tak samo przed swoim wypadkiem – rzekł Lucjusz z westchnieniem.– Mdlał, dostawał ataków, zawrotów głowy i duszności.Ludzie mówią, że takie przypadłości mogą być powodowane przez mściwe lemury.– Albo przez niespokojne sumienie – odparłem.– Ciekawe, czy ten lemur zostawił po sobie jakieś inne ślady? Pokaż mi, gdzie go widziałeś.Lucjusz poprowadził mnie na koniec korytarza.– To tutaj.– Wskazał na miejsce o kilka kroków od sypialni.– Nocą w tym miejscu pada trochę światła z zewnątrz, wszędzie indziej jest ciemno.Podszedłem tam i zacząłem się rozglądać, węsząc jednocześnie.Lucjusz też pociągnął kilka razy nosem.– Odór rozkładu – mruknął.– Lemur zostawił tu swój wstrętny zapach.– Na pewno nie pachnie przyjemnie – zgodziłem się.– Ale to nie jest fetor rozkładających się zwłok.Patrz! Ślad stopy!Tuż przy nas na posadzce pozostały dwie nikłe brązowe plamy w kształcie podeszew sandałów.W jasnym świetle poranka nietrudno było dostrzec, że podobne ślady prowadzą od tego miejsca w obu kierunkach.Te wiodące ku sypialni Kornelii, gdzie zdążyło już przejść wiele stóp, szybko uległy rozmyciu i stały się nieczytelne.Te zaś prowadzące ku przeciwległemu końcowi korytarza były odciskami tylko przedniej części podeszew.– Zjawa tu się zatrzymała, tak jak powiedziałeś – zacząłem swoją interpretację tropów.– Potem zaczęła biec, pozostawiając te skrócone odbicia stóp.Ciekawe, czemu leraur miałby biec na palcach? I w ogóle dlaczego pozostawił takie plamiące ślady?Uklęknąłem i przyjrzałem się im bliżej.Lucjusz odłożył na bok patrycjuszowską godność i osunął się na czworaki obok mnie.Zmarszczył nos i powtórzył:– Odór rozkładu.– Bynajmniej.To zwykłe ekskrementy.Chodź, zobaczymy, dokąd ślady prowadzą.Ruszyliśmy w głąb korytarza, skręcając za róg, gdzie ślady urywały się przed zamkniętymi drzwiami.– Czy to wyjście na zewnątrz? – spytałem.– Skądże! – Lucjusz znów był patrycjuszem, i to zakłopotanym.– To drzwi do toalety.– Interesujące – powiedziałem i otworzyłem je.Jak można było oczekiwać – w domu pod rządami kobiety takiej jak Kornelia toaleta była urządzona luksusowo i utrzymana w nieskazitelnej czystości, jeśli nie liczyć wymownych śladów stóp na posadzce.Pomieszczenie miało wysoko osadzone okna, zabezpieczone solidnymi żelaznymi kratami.Otwór w podłodze otaczało marmurowe siedzisko.Zajrzałem do środka, przekonując się, że ścieki są odprowadzane ołowianą rurą.– Nieczystości spływają prosto w dół zboczem Palatynu, wpadają do Cloaca Maxima, a stamtąd do Tybru – wyjaśnił Lucjusz.Patrycjusze mogą wstydliwie traktować pewne funkcje ciała, ale z rzymskiej kanalizacji są niezaprzeczenie – i nie bezpodstawnie – dumni.– Za mała, żeby człowiek mógł się nią przecisnąć – stwierdziłem.– Cóż to za okropny pomysł! – obruszył się Lucjusz.– Mimo to.Zawołałem niewolnika, który po chwili przyniósł mi dłuto.– Co robisz, Gordianusie! Te płytki są z drogiego piaskowca, nie możesz walić w nie dłutem!– Nawet po to, żeby odkryć to? – Wsunąłem narzędzie pod krawędź jednej z płytek, podważyłem ją i uniosłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •