[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musiał podnosić wzroku, żeby zorientować się, że na parkingspływa z góry kilka następnych, identycznych wozów. Cholera, obstawiają Instytut mówił Scruzz. Widzisz? Jak wpysk.O, nawet działka mają.Kilka ciemnych sylwetek znalazło się właśnie w świetle latarni przyparkingu.Draun dostrzegł wyraznie charakterystyczne hełmy i szerokie kami-zelki kuloodporne, osłaniające torsy i ramiona.Jeden niósł na ramie-niu lekką pancerzownicę, reszta obwieszona była automatami.Taki ekwipunek nosiła tylko jedna formacja w Ar-panie. O, kurwa powiedział Draun.Rozdział 14 Idei Milena nic zrealizowano, gdyż ci, którzy głoszą się jego ducho-wymi spadkobiercami, realizować ich wcale nie zamierzali (.) To Fe-deracja stworzyła systemy ochronne, ona podzieliła kolonię na strefy,rozstawiła na ich granicach samoczynne miotacze, aby utrzymać nasw posłuchu.Bunt był historyczną koniecznością ale na czele bun-tu stanęli przecież ci, z których federacja uczyniła swoich strażników.Daleko idące zmiany nie były im na rękę.Zajęli miejsce swoich do-tychczasowych mocodawców, zdradzili ich po to tylko, aby sami mo-gli stać się panami.Ivan Horthy Pozorowana rewolucja (archiwum wydziału prewen-cji Centralnego Instytutu Rozwoju Społeczeństwa) Tonkai skręcił zprzelotówki w wijący się wokół wieżowca zjazd.Roller zwalniał au-tomatycznie, zagłębiając się w labirynt wąwozów pomiędzy blokami.Zapadł już zmrok, a z ulicznych lamp paliła się co trzecia.W gorszychdzielnicach brakowało nawet takiego oświetlenia.Kręcił trochę pomiędzy blokami, zanim dotarł do garażu.Zaparko-wał roller i wetknął swój żeton w automat wejściowy przy drzwiachwindy.Jadąc na górę marzył o ciepłym natrysku.Nie, najpierw o ko-lacji.Dobrej kolacji.Czuł w żołądku ssanie, przeradzające się momen-tami w ostry ból.Wiedział zresztą, że ból będzie go męczyć jeszczedługo w noc.Zawsze tak płacił za nerwowe, jaką od czasu do czasufundował swym pracownikom Instytut.Oczywiście, nic prostszegojak łyknąć pastylkę.Tylko że likwidując dolegliwości żołądkowe spo-wodowałaby ona następnego dnia lekkie otępienie, a na to nie mógłsobie teraz pozwolić.Za wszystko się płaci.On za swoją klasę B płacił i tak mało, lek-kie kłopoty z trawieniem dawało się wytrzymać.Płacił właściwie zanic, gdyż i tak swych zdolności nie wykorzystywał.Na całe szczęście.Cieszył się, że zdołał przeskoczyć w porę z kursu szperaczy do pra-cy nau kowej.W korpusie telepatów stopień pełnego porucznika towszystko, na co można było liczyć po latach harówy.Co prawda pra-ca w śledczym też miała swoje złe strony.Zrekompensowane z pew-nością godziwym uposażeniem, przydziałem mieszkania i rollerem,ale denerwujące.Czasem tygodniami odsiadywało się w gabinecie dy-żury głupiejąc z nudów, ale gdy już znienacka wpadła robota, zaczy-nał się młyn i urwanie głowy.Całe dnie w firmie, rycie w wydrukach,przesłuchania, pięćdziesiąt spraw naraz.Nie uskarżał się w sumienawet to lubił.Na pewno nie zamieniłby się z żadnym z kolegów,którzy poszli do pionów teoretycznych.Ot, taki Odd robił u Lin-dena za skrzyżowanie dupy z fotelem.Liczył po sto razy miesięczniejawnych oraz ukrytych religiantów i smarował sążniste opracowania,kończąc je zawsze tą samą konkluzją sugeruję ostateczne, stanowczeuporządkowanie spraw grup religianckich, w szczególności delegali-zację grup wykazujących jaskrawą nielojalność i konfiskatę ich mie-nia, a także zastosowanie sankcji prewencyjnych wobec osób nawołu-jących do łamania prawa, bądz mających możliwość prowadzenia ta-kiej działalności w przyszłości.I tak dalej.Ciekawe, co by robił, gdy-by ktoś na górze, nie daj Boże, posłuchał jego światłych rad.Oczywi-ście, tony wykresów i wyliczeń opracowywanych przez prewencyjnia-ków Lindena nie były ani odrobinę mniej sensowne, niż udowadnia-nie po stokroć słuszności teorii wzmocnień w szczególnych aspek-tach , czym zajmował się w swoich pracach teoretycznych Tonkai.Tyl-ko że on traktował tę pisaninę jako zło konieczne i margines dzia-łalności.Tak naprawdę, w śledczym liczyła się praktyka, praca teore-tyczna była tylko formalnością, podkładką niezbędną do awansu.Li-czyła się skuteczność dochodzeń, udane akcje.A tego Tonkai się niebał.Już przy robocie z Rota zdążył pokazać, co potrafi.No, i w sześćlat po złożeniu dyplomu został kapitanem, chyba najmłodszym w In-stytucie.To mogło się zdarzyć tylko u Mokarahna.Pomyślał sobie, że to jedyna rozsądna motywacja Sayena ta blo-kada awansów, jaka wytworzyła się u mózgowców.Za tydzień, dwadostałby sierżanta, a za pięć lat podporucznika.I więcej nic, choć-by pękł, bo telepaci byli zbyt potrzebni do czarnej roboty, żeby ichawansować.Musiał sobie z tego zdawać sprawę.Tylko dlaczego wy-brał właśnie taką drogę? Prędzej czy pózniej go nakryją, jak nie on,to kto inny.Chociaż jednak lepiej by było, gdyby to zrobił on.Właśnie, jaką drogę wybrał Sayen? Tonkai nadal nie miał o tym po-jęcia.Czego chciał ten facet, co zamierzał uczynić, z kim i dla kogopracował? Jeśli ktoś znika z systemu ochronnego i ściąga do siebiewielokrotnie notowanego fajtera, to na pewno nie robi nic, co by mumogło przynieść przedterminowy awans.Tonkai uśmiechnął się lekko na myśl o wypruciu tego faceta, wyło-żeniu jasno i zwięzle na kartach pracy jego motywacji, celów i opi-saniu sposobów zapobiegania na przyszłość podobnym wypadkom.Boże, żeby tylko Sayen kręcił coś naprawdę dużego, coś wartego ha-bilitacji.Kto wie, można by wtedy dochrapać się nawet nad-pułkow-nika?Wystukał kod zamka, przykładając magnetyczny klucz do drzwi.Wmieszkaniu paliła się tylko jedna, mała lampka na stole w dużym po-koju.Odwiesił płaszcz i wszedł do kuchni.Zajrzał do lodówki.Dobra kolacja, akurat.Jak masz ochotę na dobrą kolację, to sobiezrób.Cholera, że też nie mógł sobie znalezć żony, która lepiej by dba-ła o jego żołądek.Coraz częściej łapał się na tym, że myśli o Onny jak o ciężarze ucze-pionym jego nóg i portfela.Chyba się już sobą znudzili.Widok kilku smętnych mrożonek, stanowiących jedyną zawartośćlodówki spowodował, że pomyślał o roz-125 wodzie.Może zrobić so-bie tosty? Przeszukał pojemnik na pieczywo.Gówno. Onny! ryknął, waląc w pojemnik pięścią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]