[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kocim krokiem okrążył biurko i skierował karabin na.Milesa Dysona, który nie był jeszcze zupełnie martwy.Ale wiedział, że wkrótce będzie.Siedział na podłodze opierając się o biurko.Trzymał ciężki techniczny podręcznik dokładnie ponad tłokiem detonatora.Komunikat był jasny:- Zastrzel mnie, książka opada na tłok.Adios.Dyson charczał, starając się wciągnąć w płuca choć tyle powietrza, by móc mówić:- Nie wiem.jak.długo jeszcze.mogę.utrzy­mać to.Lider grupy specjalnej po raz pierwszy zobaczył przewody i kanistry dookoła siebie.Nawet przez maskę gazową można było zauważyć strach w jego oczach.Podjął natychmiastową decyzję: gwałtownie odwrócił się i dał znak swemu oddziałowi do odwrotu.- Wycofać się! Wszyscy! Ruszcie się! WYCOFAĆ SIĘ!Posłuchali, zderzając się z następną grupą idącą w gó­rę schodów.Terminator dobiegł do głównej windy i wcisnął guzik.Sara i John byli tuż za nim, krztusząc się i potykając w zadymionym holu.Drzwi otworzyły się.Weszli do windy i zjechali na dół.Dyson leżał na zgliszczach swych marzeń, rozwalony na podłodze, plecami oparty o biurko, skąpany we własnej krwi, która spływała w długich strumieniach w poprzek kafelków.Jego oddech był płytki i chrapliwy.Nadal trzymał książkę, drżącą nad detonatorem.Zobaczył coś w pobliżu z bardzo drogimi obecnie rupieciami.Fotografia jego rodziny.Sięgnął po nią, balansując książką, po czym położył ją na swoich kolanach.Jego żona i dzieci, uśmiechali się do niego poprzez zbite szkło.Łza spłynęła mu z oka.Nie zamierzał starać się żyć dłużej.Powiedziało mu to całe jego ciało.I głos z tyłu głowy, jego głos, jakoś zmieniony, spokojniejszy, rzekł po prostu Możesz teraz odejść! Ale chciał jeszcze raz zobaczyć swoje dzieci i wyjaśnić im, dlaczego od­chodzi tak szybko.Nie wiedziałyby co on wiedział i widział poza fotografią swojej rodziny.Błysk białego, gorącego światła rozlał się w powie­trzu.I co usłyszał.Megafony, helikoptery, odległe syreny, wszystko sta­wało się słabsze.zastępowane rykiem, który nabrzmiewał, kiedy biały kwiat na niebie stawał się zmąconą chmurą czerwieni i czerni.krwisto-czerwony ogień kipiący przez gęstą chmurę, czarną jak żelazo.Była to chmurna kolumna bomb wodorowych, wstrzą­sająca ziemią swoją niewyobrażalną siłą.Ale wtedy Dyson zobaczył, że zaczęła się cofać.Grzmot oddalił się, zamierając na wietrze, który był jak ostatnie podmuchy wielkiego sztormu, opadające do łagodnego powiewu, kiedy żelazne chmury potoczyły się w dal, dając drogę delikatnemu, przejrzystemu światłu.I z tego wyszli Danny i Blythe, biegnąc w kierunku Dysona, śmiejąc się.Tarissa stała za nimi uśmiechając się.Byli w jasnym świetle słonecznym, biegnąc w dół zielonego pola, wprost do zrujnowanego laboratorium.Dyson przyciągnął ten płatek pamięci, tak żywy i cenny, że mógł stawić czoło wieczności.Alboż był to podarunek z zewnątrz? Nie wiedział.Mógł odczuwać głębokie powiązanie z rzeczami tej ziemi, zaczynającymi się usu­wać.I tęsknota, aby jeszcze raz zobaczyć swoją rodzinę, zaczęła się rozpływać, a później napłynęło zabawne poczucie ironii.Było to prawie śmieszne, wydawało mu się, leżącemu tutaj jak zarżnięta świnia, że jest ofiarnym jagnięciem krwawiącym na rumowisku pracy swego życia.Niemą­drzy ludzie, którzy musieli posunąć się do takich osta­teczności, aby ocalić siebie przed swoimi własnymi narzędziami wojny.I zobaczył samego siebie w przeszłości, poważnego człowieka z misją, wychodzącego z chaosu getta w jasne światło wiedzy Rzeczy, i w jednej chwili zrozumiał potrzebę swojego udziału w grze Tutaj.Zrobił to bardzo dobrze, musiał przyznać.Ale teraz, kiedy umierał, chciał zostać i stać się tym innym Dysonem, kochającym człowiekiem tak oddanym swojej rodzinie, jak zwykł być oddany nauce.Dyson chciał się śmiać, ale pomyślał, że rozpadłby się i uczynił większy kłopot od tego, którym już był, więc zaprzestał.Zamiast tego podniósł ponownie oczy w górę, aby zobaczyć swoją rodzinę.Ich włosy rozwiewał wiatr, który - teraz to wiedział - był wiatrem wiejącym przez samą Historię i zmieniającym ją na zawsze.Myślał.Ludzie mogą wpływać na swoje Przeznaczenie.Jeśliby Losy pozwoliły.Życie posunęłoby się naprzód.Ale Historia byłabymartwa.Spojrzenie Milesa Dysona było nieruchome, widział coś, czego żaden żyjący człowiek nie mógł zobaczyć.I pod wpływem tej zamierającej wizji ślad uśmiechu pojawił się na jego twarzy.Ale z chwilą, gdy światło zniknęło z jego oczu -Opuścił rękę i książka uderzyła w detonator.Na zewnątrz policjanci, odłożywszy broń i skuliwszy się za osłonami, nadał oczekiwali w napięciu spodziewa­nego krwawego szczytu.Spodziewali się, że ciała będą wynoszone na noszach.Albo - że podejrzani zostaną odprowadzeni pod eskortą do wozów patrolowych.Al­bo - że grupy komandosów wycofają się, aby przezbroić się i przegrupować.Nie spodziewali się tego, co wydarzyło się faktycznie.Cała lśniąca frontowa ściana budynku eksplodowała w gejzerze szkła i ognia.Okna drugiego piętra zasypały szklanym gradem teren parkingu, a ogromna kula ognia jak język diabła skoczyła ku niebu.Płonące fragmenty budynku padały między policyjne samochody.Funkcjonariusze rozbiegli się w panice.Szeregi zostały złamane.Tylko jeden policjant na motocyklu przeciskał się przez zdezorientowany tłum w kierunku płonącej budowli.T-1000.Raz tylko zwolnił - rzucił się na uciekającego gliniarza i wyrwał mu broń z pochwy.Potem oddał serię przez roztrzaskane okno do biur i hallu.Metodycznie badał wzrokiem wszystko dookoła.Po chwili dostrzegł klatkę schodową i sforsował ją przy wyciu torturowane­go na wysokich obrotach silnika.Wpadł na pierwsze piętro, które było teraz jednym zadymionym labiryntem.T-1000 ujął mocniej pistolet maszynowy Heckler i Koch MP5K i wolno krążył po oświetlonych ogniem pomieszczeniach, beznamiętnie lustrując je wzrokiem.W miarę posuwania się korytarzem T-1000 napotykał coraz więcej płomieni.Wewnętrznymi analizatorami ba­dał skaczące cienie w poszukiwaniu swoich ofiar.W korytarzu na dole drzwi windy otworzyły się i Sara wyjrzała na zewnątrz.Ściany po obu stronach były podziurawione kulami, a koniec korytarza zablokowany.Znaleźli się w pułapce, odcięci.John obrócił się do matki i spróbował ją pocieszyć:- Nie zapominaj, że po burzy zawsze jest słońce.Jesteś całkowicie rozbita.Komandosi ze SWAT-u otworzyli w kierunku windy ogień pociskami z gazem łzawiącym.Karabiny pluły obezwładniającym gazem CS i wirująca chmura obej­mowała już Sarę i Johna, przyciśniętych do tylnej ściany windy.Terminator skończył penetrację korytarza, wrócił do nich i powiedział:- Zamknijcie oczy.Nie ruszajcie się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •