[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ścieżka wpadała do ślepej pieczary z rozsuwanym tajemnie otwo­rem.Ten, komu udałoby się jakimś cudem odkryć ową tajemnicę i przecisnąć na drugą stronę, natrafiał na studnię z wodą stęchłą i przera­źliwie cuchnącą.Głęboką i zapomnianą przez Allacha i wszystkich mu­zułmańskich świętych.Dalej żadnej drogi nie było.Chyba że dla samo­bójców.Tylko ludzie wtajemniczeni wiedzieli, że po opuszczeniu się po dra­bince sznurowej tuż nad lustrem wody można odnaleźć ciemny otwór - właz do podziemnego korytarza prowadzącego prosto do kryjówki szajki.Do przestrzennej kotliny otoczonej zewsząd stromymi jak ścia­na zboczami.Niedostępnej i dla wilków pamirskich, i dla śnieżnych panter, zwanych tu barsami, i dla wszędobylskich kozic.Nawet archary - barany górskie o potężnych rogach, przywykłe do skakania po ska­łach nie tkniętych przez inne zwierzęta - tutaj nie zajrzały ni razu.Choć miałyby po co.W kotlinie rosła bowiem najsłodsza, najbardziej soczy­sta trawa Tien-szanu.Do kryjówki górskich łotrzyków dowodzonych przez poetę z opaską na oku bez wysiłku zdołałby przedostać się jedynie orzeł.Władca prze­stworzy potrafiłby wznieść się dostatecznie wysoko, by wtargnąć tu od strony obłoków.- Ani szpiedzy o wielkich uszach, ani zbrojni pachołkowie chana Kokandu nigdy nie byli i nigdy nie będą orłami.Gatunek nie ten - Jed­nooki zbliżył się do Hodży Nasreddina stojącego z zadartą głową i ob­serwującego olbrzymiego birkuta, który zataczał kręgi na niebie.- Tu­taj nikt nas niepokoić nie zdoła.I tak być powinno.Albowiem w spokoju można układać plany niebezpiecznych wypraw, tak aby niebezpiecz­nymi nie były.Wszakże nawet niemowlę ssące pierś matki powinno wiedzieć, że:“Kto zawczasu kroki przemyśli starannie i bacznie,Wygra wyścig, nim przeciwnik w ogóle biec zacznie".- Ba - mruknął Hodża zamiast odpowiedzi.- Przyjacielu, pora zastanowić się, jak odzyskać księgę wierszy Rudakiego.W jaki sposób niepostrzeżenie przedostać się do Szejtan-kaały, Diabelskiego Zamku Ałajarbeka.- Ba - mruknął znowu mędrzec.- Warto dowiedzieć się, gdzie łotr ten chowa swoje skarby.Te zagra­bione podstępem i te skradzione siłą.- Ba - jeszcze raz mruknął Hodża.- A ty co? - zdumiał się Jednooki.- Jąkać się zacząłeś? Powtarzasz jeno “ba" i “ba", jak byś zdania rozsądnego nie potrafił sklecić.Papugę udajesz, czy co.Rudaki zbyt wielkim był poetą, muzykantem i pieśnia­rzem, ażeby jego cudowna spuścizna miała pozostać w brudnych łapach Ałajarbeka.Rudaki zbyt bliski jest mojemu sercu, bym mógł na to pa­trzeć spokojnie.- Słyszałem, że i ty byłeś pisarzem.Cenionym w Kokandzie poetą.- Byłem - potwierdził Jednooki.- Skromnym wierszokletą na dwo­rze poprzedniego chana.Niestety, po śmierci władcy na tronie zasiadł jego syn nie kochający poetów.Najpierw kazał mi wypalić jedno oko, a później za cztery linijki satyry, w której porównywałem wielkiego we­zyra do pękatego dzbana, głośnego, lecz pustego wewnątrz, skazał mnie na śmierć.Kat miał mi wykłuć drugie oko, a następnie poderżnąć gardło na bazarowym placu.Na szczęście lubili mnie i moje wiersze bie­dacy.Kiedy chanowa straż wlokła mnie przez miasto, z kijami i moty­kami napadli na zbrojnych.Siłą wyrwali z ich rąk i pomogli zbiec z gro­du.Teraz staram się odpłacać ludziom ubogim za serce, jak tylko potra­fię.Przywódca zbójników przerwał nagle, uderzył się kułakiem w czoło i wykrzyknął uradowany:- Przyjacielu, mam przedni pomysł! Podeślemy Ałajarbekowi czło­wieka, który nocą dopomoże nam przedostać się do wewnątrz.Odsunie zasuwy przy bramie.Albo spuści linę z węzłami z okna twierdzy.Damy mu tydzień na działanie.Tamci muszą przecież do niego przywyknąć.- A jeśli Ałajarbek przeczuje grożące mu niebezpieczeństwo i nie wpuści obcego człeka do swojego gniazda? - zaniepokoił się Hodża Nasreddin.- Wpuści.Nie ma obawy, przyjacielu - Jednooki roześmiał się głoś­no.- Każdy chciałby mieć w swoim kurniku kokoszkę znoszącą praw­dziwe złote jajka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •