[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Severianie, czy chciałbyś obserwować start naszego pojazdu? Baldanders nigdy nie może sobie odmówić tej przy­jemności, a choć z pewnością nie należy do osób łatwo ulegających zachwytowi, to myślę, że widok jest godzien podziwu.Wyrzekłszy te słowa odwrócił się, poprawiając białe szaty.- Szlachetni hierodule - odparłem.- Z radością bym to uczynił, ale najpierw chcę zadać wam jeszcze jedno pytanie.Kiedy tu przybyłem, oznajmiliście, że mój widok sprawia wam wielką radość, a potem uklękliście przede mną.Co to miało oznaczać? Może wzięliście mnie za kogoś innego?Zaraz po tym, jak kakogen wspomniał o odlocie, Baldanders i dok­tor Talos podnieśli się z krzeseł.Teraz jedynie Famulimus pozostał na miejscu, by odpowiedzieć na moje pytanie, Barbatus ruszył po schodach prowadzących na kolejne piętro, Osipago zaś, wciąż trzymając Pazur w dłoni, podążał tuż za nim.Ja także poszedłem za nimi, bojąc się stracić klejnot z oczu.Famu­limus kroczył obok mnie.- Choć nie zdałeś egzaminu, nie cofam ani słowa z tego, co powiedziałem.- Jego głos przypominał śpiew jakiegoś cudownego ptaka, dobiegający przez otchłań dzielącą mnie od nieosiągalnego uniwersum.- Jakże często radziliśmy w tej sprawie, suzerenie.Jakże często ustępowaliśmy sobie nawzajem.Przypuszczam, że spotkałeś już kobiety mieszkające w wodzie? Czyżbyś przypuszczał, że Osipago, dzielny Barbatus i ja jesteśmy głupsi od nich?Nabrałem pełne płuca powietrza.- Co prawda nie wiem, o czym mówisz, ale czasem wydaje mi się, że choć wy, hierodule, budzicie przerażenie swoim wyglądem, to jedno­cześnie jesteście dobrzy, czego nie można powiedzieć o wodnicach, które, choć pełne wdzięku, są zarazem tak ohydne, że nie mogę na nie patrzeć.- Czyżby cały świat miał stanowić jedynie pole bitwy między dobrem a złem? Nie przyszło ci do głowy, że może być czymś więcej?Istotnie, nie przyszło mi to do głowy, mogłem więc tylko wpatrywać się w niego bez słowa.- A mimo to jestem pewien, że bez trudu zniesiesz mój widok.Jeśli pozwolisz, zdejmę teraz maskę.Obaj wiemy, że nie jest niczym więcej, a ponieważ wszyscy już poszli, nikt mnie nie zobaczy.- Jak sobie życzysz, wasza miłość - odparłem.- Czy jednak nie powiesz mi, co.Famulimus wykonał szybki ruch ręką i z czymś w rodzaju ulgi ściągnął maskę.Twarz, która wyłoniła się spod niej, nie była twarzą, tylko oczami pływającymi w kałuży rozkładu.Zaraz potem ręka po­ruszyła się ponownie i ohydna potworność znikła, ustępując miejsca przedziwnemu pięknu i spokojowi, jakie widziałem wyrzeźbione na twarzach ruchomych posągów w ogrodach Domu Absolutu.To oblicze miało jednak tyle samo wspólnego z tamtymi, co twarz żywej kobiety z jej nieruchomą podobizną.- Nigdy nie przyszło ci do głowy, Severianie, że ten, kto nosi maskę, może mieć na twarzy więcej niż jedną? - zapytał.- Ja mam jednak tylko dwie i ani jednej więcej.Przysięgam, że teraz nie dzieli nas już żadna nieprawda.Dotknij mnie, panie: twoje palce niech spoczną na mojej twarzy.Bałem się, ale on ujął mnie za rękę i zbliżył ją do policzka.Był zimny, choć ponad wszelką wątpliwość żywy, stanowiąc dokładne przeciwieństwo skóry doktora.- Wszystkie maski, jakie widziałeś na naszych twarzach, wyob­rażają istoty z Urth: owada, minoga, trędowatego.Choć z pewnością trudno ci w to uwierzyć, należysz do ich świata, a one do twojego.Znajdowaliśmy się już blisko najwyższego piętra wieży, coraz częś­ciej stąpając po osmalonym drewnie - pamiątkach po pożarze, który zmusił Baldandersa i jego lekarza do opuszczenia zamku.Cofnąłem rękę, a wówczas Famulimus ponownie założył maskę.- Po co to robicie? - zapytałem.- Po to, żebyście bali się nas i darzyli nienawiścią.Czy myślisz, że w przeciwnym razie zwykli ludzie długo byliby posłuszni władzy innej niż nasza? Nie chcemy wami rządzić.Czyż Autarcha nie trwa na Tronie Feniksa tylko dlatego, że broni was przed nami?Poczułem się tak jak czasami w górach, kiedy budziłem się ze snu i spoglądałem ze zdumieniem w górę, by zamiast obecnych w moim śnie ścian gabinetu mistrza Palaemona albo naszej jadalni, albo ko­rytarza, gdzie stałem na straży przy drzwiach celi Thecli, ujrzeć zielony księżyc przypięty do nieba prostą szpilą sosny oraz pokryte zmarszcz­kami, surowe twarze gór pod popękanymi diademami lodowców.- W takim razie, dlaczego mi to pokazałeś? - wykrztusiłem z trudem.- Dlatego, że nigdy już nas nie zobaczysz.Nasza przyjaźń tutaj się zaczyna i kończy.Możesz uważać to za pożegnalny upominek od odjeżdżających przyjaciół.Doktor, który szedł daleko w przedzie, otworzył drzwi.Donośne bębnienie deszczu zamieniło się w ogłuszający ryk, a zimne, martwe powietrze wypełniające wnętrze wieży poruszyło się gwałtownie pod naporem jeszcze bardziej lodowatego, ale żyjącego wiatru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •