[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Valder zauważył, że głos nieprzyjaciela dochodzi z bliższej odległości.Postanowił - z początku podświadomie - że nie bę­dzie próbował kapitulacją kupić sobie kilku dni życia, choć nie miał żadnych ważnych informacji, które mogliby z niego wy­ciągnąć.Nie wiedział, gdzie jest jego oddział, dokąd odszedł pustelnik ani właściwie nic o Wirikidorze.Nie chciał umierać, ale nie chciał też żyć w bólu i hańbie.Zresztą, choćby próbował, i tak nie mógł odrzucić Wirikidora; miecz na to nie pozwoli.Słuchał uważnie, jak shatra zaczyna liczyć.- Jeden!Ocenił, że północerz jest oddalony najwyżej o trzydzieści stóp.- Dwa!Musiał stać z przodu i trochę z lewej.Pewnie znał pozycję Valdera i starał się podejść od mniej groźnej strony.- Trzy!Valder podciągnął nogi.Zmienił decyzję - postanowił zaata­kować shatrę.- Cztery!Poderwał się i przez wysokie do kolan trawy pobiegł w stro­nę wroga, który stał mniej więcej tam, gdzie Valder się go spodziewał.Shatra nie był zdziwiony.Uśmiechnął się, widząc zbliżające­go się Valdera, i z leniwą gracją uniósł własny miecz.Widząc ostrze, Valder zrozumiał, że albo shatra nie ma czaro­dziejskiej broni, albo woli jej nie używać.Wyciągnął Wirikido­ra w stronę jego gardła.Miecz shatry poderwał się i odbił ostrze.Ale Wirikidor zareagował na swój sposób.Owinął się wokół klingi przeciwnika i ciął ukośnie, trafiając shatrę w ramię.Coś zasyczało dziwnie, z rany wystrzeliły żółte iskry, a dopiero po nich pojawiła się zwykła czerwona krew.Valder patrzył w zachwycie.Jako pierwszemu udało mu się zranić shatrę! Wirikidor jednak go ocali! Spróbował rozluźnić się i pozwolić, by miecz toczył swoją walkę.Wirikidor jednak nie chciał współpracować.Odskoczył od rany, jak uderzony, choć shatra, równie zdziwiony jak Valder, odstąpił tylko i przyjął obronną postawę.Stali obaj o cztery stopy od siebie, obaj czujnie wpatrzeni w Wirikidora.Shatra, naturalnie, opanował się pierwszy.Zaatakował błys­kawicznym pchnięciem w krocze Valdera.Wyraźnie nie przej­mował się krwawiącym ramieniem.Wirikidor nie zareagował, lecz Valder zdołał odskoczyć z linii ciosu.Stracił jednak równowagę i usiadł na ziemi.Gdy próbował się podnieść, miecz północerza skierował się ku jego krtani.Wirikidor błysnął w powietrzu, związał ostrze wroga, ode­pchnął je, wyminął dłoń shatry i ciął rękę po wewnętrznej stro­nie łokcia.Tym razem nie było żadnego dźwięku, tylko pojedynczy żółty błysk, a po nim pierwsze krople krwi.Wirikidor sprawiał wra­żenie, że się waha.Nie zmienił się w pozbawiony życia metal, lecz raczej zatrzymał w powietrzu.Zdawało się, że wibruje lekko.Shatra nie był tak niezdecydowany.Dwie rany w prawej rę­ce, choć zaledwie draśnięcia, wpłynęły jednak na jego spraw­ność.Zmienił więc pozycję i zanim ponowił atak, przerzucił miecz do lewej ręki.Dzięki temu Valder miał dość czasu, by przyklęknąć na jedno kolano.Przez chwilę nie nadążał wzrokiem za tym, co się działo, choć jego prawa ręka była w centrum wydarzeń.Z początki shatra atakował, potem się bronił, gdy Wirikidor odbijał każdy atak i ripostował, a wszystko działo się zbyt szybko, by oko zdołało nadążyć.Miecz nie pozostawił ani jednej chwili shatra mógł się cofnąć i wyjść poza zasięg klingi.Krew spłynęła czerwienią po czarnej tunice północerza i spryskiwała trawę, potem nagle wszystko się skończyło.Valder, wciąż klęcząc - nie zdążył bowiem nawet wstać - trzymał miecz wbity w serce wroga - Patrzył, jak tamten wypuszcza broń, która pada na trawę ze lśniącą, nie splamioną klingą.Shatra jednak nie byli zwykłymi śmiertelnikami i północerz żył jeszcze.Spojrzał na ostrze przebijające mu pierś i chwycił je oburącz.Prawą ręką poruszał trochę niepewnie.Valder spoglądał na to z przerażeniem.Nie wątpił, że Wirikidor trafił shatrę w serce; ostrze weszło w pierś północerza po le­wej stronie od mostka.A on wciąż żył.A może, pomyślał, shatra nie mają serca.? Przecież nie są ludźmi.Próbował wyrwać miecz, lecz ludzkie reakcje nie mogły się równać z ruchami demona.Dłonie chwyciły za ostrze Wirikidora.Miecz skręcił się, rozerwał pierś shatry i to rzeczywiście był koniec.Ręce demona opadły, północerz legł na plecach i zsu­nął się z magicznego ostrza.Leżał nieruchomo wśród zdeptanej trawy.Valder usiadł znowu, patrząc na trupa, jakby się bał, że wróci do życia.W rozdartej piersi widział dowód nieczłowieczeństwa shatry.Lśniło tam coś gładkiego, śliskiego i czarnego, zupełnie innego niż ludzkie ciało i kości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •