[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od tamtej pory, kiedy myślę o niej, nie przywołując z pamięć1 żadnego określonego czasu ani miejsca, widzę ją stojącą przed zwierciadłem w szacie ze śnieżnej bieli, która ledwo zakrywa jej piersi, spływając obfitymi kaskadami aż do ziemi.Widzę, jak stoi przede mną, który też jestem w tym zwierciadle, i unosi obie ręce, aby dotknąć naszych twarzy.Potem coś się zmienia.Jakaś przemożna siła przenosi ją do komnaty, gdzie ściany, sufit i podłoga są wyłożone zwierciadłami.Bez wątpienia to, co widzę, stanowi wspomnienie odbicia, jakie w nich widziała, ale potem moja Thecla niespodziewanie czyni dwa kroki w przód i znika w ciemności, by już się nie pojawić.* * *Kiedy Jonas wrócił znad strumienia, zdołałem jakoś opanować rozpacz i udałem, że oglądam nasze rumaki.- Czarny jest dla ciebie, a jasny dla mnie, to oczywiste - powiedział.- Co prawda oba prezentują się znacznie lepiej od nas, jak powiedział pewien żeglarz chirurgowi, który amputował mu nogi.Dokąd jedziemy?- Do Domu Absolutu.- Dostrzegłem niedowierzanie na jego twarzy.- Czyżbyś nie słyszał mojej rozmowy z Vodalusem?- Usłyszałem nazwę, ale nie to, że mamy tam jechać.Jak już powiedziałem, jestem bardzo marnym jeźdźcem, ale jakoś udało mi się wsadzić stopę w strzemię i wdrapać się na grzbiet wierzchowca.Ten, którego dwie noce wcześniej ukradłem Vodalusowi, miał wysokie wojskowe siodło, straszliwie niewygodne, ale za to bezpieczne, gdyż bardzo trudno było z niego wypaść.Mój nowy wierzchowiec niósł na grzbiecie jedynie coś w rodzaju płaskiej atłasowej poduszki, równie komfortowej co zdradzieckiej.Ledwo zdążyłem objąć jego boki nogami, kiedy zaczął nerwowo tańczyć.- Jak dużo pamiętasz?Była to chyba najmniej odpowiednia pora na zadawanie takich pytań, ale nie miałem żadnej pewności, że doczekam się lepszej.- Chodzi ci o tę kobietę? Nic.- Jonas ominął mojego drepczącego niespokojnie rumaka, złapał za wodze swojego i wskoczył na siodło.- Nie przełknąłem ani kęsa.Vodalus nie spuszczał cię z oka, ale na mnie nikt nie zwracał uwagi, a poza tym potrafię udawać, że jem, w rzeczywistości nic nie jedząc.Spojrzałem na niego ze zdumieniem.- Doskonaliłem tę umiejętność także w twojej obecności, na przykład podczas wczorajszego śniadania.Często z niej korzystam gdyż nie mam zbyt dużego apetytu.- Skierował wierzchowca na prowadzącą przez las ścieżkę, po czym dodał.- Tak się składa, że dość dobrze znam drogę, ale czy mógłbyś mi wyjaśnić, po co właściwie tam jedziemy?- Żeby spotkać się z Dorcas i Jolentą - odparłem.- A ja muszę wykonać pewne zadanie, które zlecił mi Vodalus.Ponieważ prawie na pewno byliśmy obserwowani, wolałem nie mówić głośno, że nie mam najmniejszego zamiaru tego robić.* * *W tym miejscu muszę pominąć milczeniem wydarzenia kilku następnych dni, gdyż w przeciwnym razie moja relacja ciągnęłaby się w nieskończoność.W drodze opowiedziałem Jonasowi o wszystkim, o czym mówił mi Vodalus, a także o wielu innych rzeczach.Zatrzymywaliśmy się we wsiach i miasteczkach, przez które przejeż­dżaliśmy, a ja czyniłem użytek z moich umiejętności wszędzie tam, gdzie akurat istniała taka potrzeba - nie dlatego, żeby brakowało nam pieniędzy, gdyż mieliśmy przecież sakiewkę kasztelanki Thei, znaczną część wynagrodzenia, jakie otrzymałem w Saltus, oraz sporą sumę, jaką Jonas dostał za złotą maczugę człowieka-małpy - lecz po to, by nie budzić niepotrzebnych podejrzeń.* * *Czwarty ranek zastał nas jadących wciąż na północ.Gyoll sunęła po prawej stronie jak leniwy, smok strzegący drogi, która na tym odcinku wiodła porośniętym trawą brzegiem rzeki.Poprzedniego dnia widzieliśmy patrol jezdnych; żołnierze byli uzbrojeni w takie sarnę lance jak ci, którzy zabili wielu podróżnych w Bramie Skruchy.- Musimy się pośpieszyć, jeżeli chcemy przed zmierzchem znaleźć się w pobliżu Domu Absolutu - mruknął Jonas, który od chwili, kiedy wyruszyliśmy, zachowywał się dosyć niespokojnie.- Szkoda, ze Vodalus nie powiedział ci, kiedy dokładnie zaczynają się uroczystości i jak długo potrwają.- Czy to jeszcze daleko? - zapytałem.Wskazał mi wyspę na rzece.- Wydaje mi się, że pamiętam to miejsce.Dwa dni drogi stąd jacyś pielgrzymi powiedzieli mi, że Dom Absolutu jest już bardzo blisko i ostrzegli mnie przed pilnującymi go pretorianami.Wyglądali na ludzi, którzy wiedzą, o czym mówią.Pogonił wierzchowca, a ja uczyniłem to samo.- Szedłeś pieszo?- Jechałem na mojej klaczy.Coś mi się zdaje, że już nigdy nie zobaczę nieszczęsnego bydlęcia.Co prawda w swojej najlepszej formie poruszała się wolniej niż te zwierzęta w najgorszej, ale i tak podejrzewam, że nie są wystarczająco szybkie.Miałem już powiedzieć, że nie przypuszczam, aby Vodalus wysłał nas w drogę nie mając pewności, że dotrzemy na czas do Domu Absolutu, kiedy tuż nad moją głową przeleciało coś, co w pierwszej chwili wziąłem za ogromnego nietoperza.W przeciwieństwie do mnie, Jonas natychmiast zorientował się w niebezpieczeństwie: wykrzyknął coś, czego nie zrozumiałem, po czym smagnął mego wierzchowca swoimi wodzami.Czarny rumak skoczył tak gwałtownie, że niewiele brakowało, a wysadziłby mnie z siodła, w następnej chwili zaś galopowaliśmy już z ogromną prędkością.Pamiętam, jak przemknęliśmy między dwoma drzewami rosnącymi tak blisko siebie, że prawie otarłem się kolanami o ich korę.Nad głową dostrzegłem coś, co przypominało przyklejoną do nieba plamę sadzy, a mgnienie oka później tajemnicze zjawisko z donośnym łopotem wpadło w plątaninę gałęzi za naszymi plecami.Nasze rumaki wybiegły z lasu i popędziły wyschniętym korytem Jakiegoś potoku.Kiedy zaczęły się wspinać na przeciwległy brzeg, owa dziwna rzecz wyłoniła się spomiędzy drzew, jeszcze bardziej poszar­pana niż do tej pory.Odniosłem wrażenie, że straciła nasz ślad, gdyż przez kilka oddechów unosiła się niepewnie w powietrzu, potem jednak zdecydo­wanie ruszyła w naszą stronę.Niewiele myśląc wydobyłem z pochwy Terminust Est i spiąłem wierzchowca, kierując go wprost na nad­latującą czarną plamę.Gdybym miał miecz o ostrym końcu, z pewnością usiłowałbym ją na niego nadziać, co bez wątpienia zakończyłoby się moją śmiercią.Ja Jednak wziąłem szeroki zamach i uderzyłem tak, jakbym chciał przeciąć zawieszoną nad moją głową poprzeczną belkę.Odniosłem wrażenie, że miecz przeszył jedynie powietrze, ale w chwilę później plama rozdzieliła się na dwie części, jak rozdarta szmata, a ja poczułem na twarzy podmuch gorącego powietrza, jakbym stał przed piecem, a ktoś na krótko otworzył jego drzwiczki.Gdybym był sam, natychmiast zsiadłbym z wierzchowca, aby się jej przyjrzeć, ale Jonas krzyknął coś i ponaglił mnie gestem.Gęsty las, który towarzyszył nam od samego Saltus, został już za nami; otaczał nas niegościnny krajobraz, na który składały się kamieniste, poszar­pane wzgórza, porośnięte gdzieniegdzie karłowatymi cedrami.Kępa takich właśnie drzew rosła na zboczu pobliskiego wzniesienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •