[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Raist! – błagał jego brat, rzuciwszy tarczę i łapiąc mdlejącego bliźniaka.– Przestań! Nic już nie możesz zrobić! Zabijesz się!Wystarczyło jedno rozkazujące spojrzenie.Wojownik podtrzymał brata, który znów zaczął mówić w dziwnie brzmiącym języku magii.Drugi smokowiec zawahał się, wciąż jeszcze słysząc wrzask spadającego towarzysza.Wiedział, że ten człowiek jest czarodziejem.Wiedział również, że prawdopodobnie uda mu się odeprzeć jego zaklęcie.Ale ten człowiek, z którym miał do czynienia, nie przypominał żadnego maga, z jakim miał do tej pory styczność.Ciało tego człowieka sprawiało wrażenie tak słabego, że praktycznie rzecz biorąc, stał on na krawędzi śmierci, a jednak otaczała go atmosfera mocy.Czarodziej uniósł dłoń i wskazał na stwora.Smokowiec rzucił ostatnie, pełne nienawiści spojrzenie na drużynę, a potem zawrócił i uciekł.Nieprzytomny Raistlin osunął się w ramiona brata w chwili, gdy kocioł zakończył swą podróż na powierzchnię.Rozdział XXIIDar Bupu.Złowieszczy widokW chwili gdy wyciągali Riverwinda z windy, podłoga sali przodków zadygotała gwałtownie.Ciągnąc ze sobą Riverwinda, drużyna cofnęła się pośpiesznie, zanim posadzka pękła.Podłoga zawaliła się i poleciała w dół, pociągając w mglistą otchłań wielkie koło i żelazne kotły.– Tu się wszystko wali! – krzyknął przelękniony Caramon, trzymając brata na rękach.– Biegnijcie! Z powrotem do świątyni Mishakal.– Tanis westchnął z bólu.– Znów ufasz bogom, co? – rzekł Flint.Tanis nie był w stanie odpowiedzieć.Sturm chwycił Riverwinda za ręce i chciał go podnieść, lecz mieszkaniec równin potrząsnął głową i odepchnął go.– Nie jestem ciężko ranny.Dam sobie radę.Zostaw mnie.– Nadal siedział zgarbiony na popękanej posadzce.Tanis spojrzał pytająco na Sturma.Rycerz wzruszył ramionami.Rycerze solamnijscy uważali samobójstwo za rzecz godną i honorową.Dla elfów było to bluźnierstwo.Półelf chwycił mieszkańca równin za długie, ciemne włosy i szarpnięciem odciągnął mu głowę do tyłu, tak że zaskoczony mężczyzna musiał spojrzeć Tanisowi w oczy.– W porządku! Kładź się i zdychaj! – wycedził Tanis przez zaciśnięte zęby.– Przynieś wstyd swojemu wodzowi! Ona przynajmniej miała dość odwagi, by walczyć!W oczach Riverwinda zapłonął ogień.Barbarzyńca złapał Tanisa za przegub i odepchnął półelfa z taką siłą, że Tanis zatoczył się i wpadł na ścianę, jęcząc z bólu.Mieszkaniec równin wstał, wbijając w Tanisa wzrok przepełniony nienawiścią.Potem odwrócił się i spuściwszy głowę, poszedł chwiejnym krokiem w głąb dygoczącego korytarza.Sturm pomógł Tanisowi wstać, bowiem półelfowi zakręciło się w głowie z bólu.Poszli za pozostałymi najszybciej, jak było to możliwe.Podłoga przechylała się obłąkańczo.Kiedy Sturm pośliznął się, wpadli na ścianę.Na korytarz wysunął się sarkofag, z którego wysypała się makabryczna zawartość.Czaszka potoczyła się pod nogi Tanisa, który tak się spłoszył, że upadł na kolana.Obawiał się, że może zemdleć z bólu.– Idź – próbował powiedzieć Sturmowi, lecz nie mógł mówić.Rycerz wziął go pod ręce i chwiejąc się, szli razem przez wypełniony pyłem korytarz.U podnóża schodów, zwanych ścieżkami umarłych, zastali czekającego Tasslehoffa.– A gdzie pozostali? – wysapał Sturm, zanosząc się kaszlem z powodu pyłu.– Już poszli na górę do świątyni – powiedział Tasslehoff.– Caramon kazał mi zaczekać tu na was.Flint mówi, że w świątyni jest bezpiecznie, wiesz, robota krasnoludzkich kamieniarzy.Raistlin oprzytomniał.On również twierdzi, że tam jest bezpiecznie.Coś mówił o tym, że jesteśmy trzymani w dłoni bogini.Riverwind też jest tam.Patrzył na mnie tak wściekle.Myślę, że byłby w stanie mnie zabić! Ale jakoś wszedł po schodach.– W porządku! – powiedział Tanis, żeby przerwać tę paplaninę.– Dość już! Zostaw mnie, Sturmie.Muszę odpocząć chwilę, bo inaczej zemdleję.Zabierz Tasa i spotkamy się na górze.Idź już, do wszystkich diabłów!Sturm złapał Tasa za kołnierz i pociągnął go po schodach.Tanis osunął się na posadzkę.Zlany był zimnym potem, a każdy oddech był udręką.Nagle pozostała część podłogi sali przodków zapadła się z głośnym trzaskiem.Świątynia Mishakal zatrzęsła się i zadygotała.Tanis z wysiłkiem podniósł się na nogi, a potem zatrzymał na chwilę.Gdzieś z tyłu dochodził go słabo słyszalny, niski grzmot wzbierającej fali.Nowe Morze zagarnęło Xak Tsaroth.Miasto, które umarło, zostało teraz również pochowane.Tanis powoli zszedł ze schodów do okrągłego pomieszczenia na szczycie.Wspinaczka była koszmarem, każdy nowy stopień cudem.W komnacie panowała błogosławiona cisza i spokój, a jedynym dźwiękiem były chrapliwe oddechy przyjaciół, którzy dotarli tu i padli.On również nie miał sił iść dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]