[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt właściwie nie zauważył, kiedy Marchewa się poruszył.Była tylko rozmazana plama, dźwięk jak przy rzuceniu stęka na deskę i kapitan leżał płasko na bruku.Kilku funkcjonariuszy dziennej roty stanęło ostrożnie w drzwiach.Zebrani usłyszeli nagle cichy brzęk - to Nobby kręcił morgensternem na łańcuchu.Ponieważ kula z kolcami była bardzo ciężką kulą z kolcami, a różnica między Nobbym a krasnoludem tkwiła raczej w gatunku niż we wzroście, w rezultacie oba te obiekty właściwie orbitowały wokół wspólnego środka.Gdyby Nobbs puścił łańcuch, istniała równa szansa na to, że cel zostanie trafiony przez kolczastą kulę albo kaprala Nobbsa.Żadna z tych możliwości nie wydawała się atrakcyjna.- Odłóż to, Nobby - syknął Colon.- Oni nie będą sprawiać kłopotów.- Nie mogę puścić, Fred! Marchewa ssał kostki palców.- Jak pan myśli, sierżancie, czy można to zakwalifikować jako „minimalną siłę niezbędną”? - zapytał.Wydawał się szczerze zaniepokojony.- Fred! Fred! Co mam robić?Nobby zmienił się w przerażoną, rozmytą plamę.Kiedy ktoś kręci kolczastą kulą na łańcuchu, jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest utrzymywanie się w ruchu.Stanie nieruchomo prowadzi do interesującej, lecz krótkiej demonstracji orbity spiralnej.- Oddycha? - spytał Colon.- O tak.Wyhamowałem cios.- Moim zdaniem brzmi to całkiem minimalnie - przyznał lojalnie Colon.- Freeed!Nie patrząc, Marchewa wyciągnął rękę i kiedy morgenstern przelatywał obok, chwycił za łańcuch.Potem skierował kulę w mur, gdzie wbiła się głęboko.- Hej, wy, na komendzie! - zawołał.- Wychodźcie! Pojawiło się pięciu ludzi.Ostrożnie wyminęli leżącego kapitana.- Dobrze - pochwalił ich Marchewa.- A teraz uwolnijcie Węglarza.- Ee.Jest trochę zirytowany, kapralu.- Z powodu tego, że został przykuty do podłogi - dodał inny strażnik.- No tak - mruknął Marchewa.- Otóż ma zostać natychmiast rozkuty.Dzienni strażnicy nerwowo przestępowali z nogi na nogę, zapewne pamiętając stare przysłowie, doskonale pasujące do tej okazji* [przyp.: Brzmi tak: „Ten, kto zakuł trolla, zwłaszcza jeśli wykorzystał okazję, żeby parę razy poczęstować go kopniakiem, niech lepiej nie będzie tym, który go rozkuwa”.].Marchewa pokiwał głową.- Nie proszę, żebyście wy to zrobili.Sugeruję za to, żebyście może wzięli sobie trochę wolnego.- Quirm jest piękny o tej porze roku - wtrącił sierżant Colon.- Mają tam zegar kwiatowy.- Ehm.skoro już o tym mowa, chyba mam zaległe zwolnienie chorobowe - przypomniał sobie któryś ze strażników.- Myślę, że bardzo się przyda, jeśli jednak pozostaniecie w okolicy.Dzienni strażnicy oddalili się na tyle prędko, na ile pozwalało im poczucie godności.Tłum prawie nie zwracał na nich uwagi.Nadal bardziej opłacało się przyglądać Marchewie.- Załatwione - stwierdził Marchewa.- Detrytus, weź dwóch ludzi i wyprowadźcie więźnia.- Nie rozumiem czemu.- zaczął jakiś krasnolud.- Zamknij się, okropny człeku! - przerwał mu upojony władząDetrytus.Zapadła cisza.Można by usłyszeć, jak opada ostrze gilotyny.W tłumie pewna liczba sękatych dłoni różnych rozmiarów sięgnęła po ukrytą broń różnych typów.Wszyscy patrzyli na Marchewę.To było najdziwniejsze, wspominał potem Colon.Wszyscy patrzyli na Marchewę.***Gaspode obwąchał latarnię.- Widzę, że Trójnogi Shep znowu chorował - stwierdził.- I stary Willy Szczeniak wrócił do miasta.Dla psa dobrze ustawiony słup do wiązania koni albo latarnia to prawdziwy kalendarz towarzyski.- Gdzie jesteśmy? - spytała Angua.Trudno było podążać za tropem Paskudnego Starego Rona.Mieszał się z mnóstwem innych zapachów.- Gdzieś na Mrokach - wyjaśnił Gaspode.- Pachnie jak aleja Narzeczonej.- Powęszył z nosem przy ziemi.- Aha, tu jest nasz mały.- Witaj, Gasfode.Głos był głęboki, gardłowy - rodzaj szeptu, ale wysypany piaskiem.Dobiegał z głębi ulicy.- To twoja fszyjaciólka, Gasfode? Zabrzmiało lekceważące prychnięcie.- Ach - powiedział Gaspode.- Uch.Cześć, chłopaki.Z zaułka wynurzyły się dwa psy.Były wielkie i nieokreślonej rasy: jeden czarny przypominał pitbulla skrzyżowanego z maszynką do mięsa, drugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •