[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszała się powoli.śeby przyspieszyć, poszła skrótem, alejką, która zakręcała przy sklepie zelegancką odzieŜą i przecinała całą pierzeję, wychodząc na główną ulicę wokolicy kawiarni.Ulica była wilgotna i wąska, brakowało tu ulicznychartystów i turystów, co w oczach Kitty czyniło alejkę wielką autostradą.Weszła w nią i ruszyła szybkim krokiem, patrząc co chwila na zegarek.Zadziesięć trzecia, nie spóźni się.Pośrodku drogi przeŜyła wstrząs.Z wrzaskiem demona wyskoczył przednią z ukrycia łaciaty kot i zniknął za kratą po przeciwnej stronie.Usłyszałałoskot toczących się butelek.Zapadła cisza.Kitty nabrała głęboko tchu i poszła dalej.Chwilę później usłyszała za sobą ciche, skradające się kroki.Włoski na karku stanęły jej dęba.Przyspieszyła.Tylko bez paniki.Ktośidzie skrótem.Tak czy inaczej alejka wkrótce się kończy.Przed sobąwidziała juŜ ludzi idących główną ulicą.Kroki za nią zdawały się przyspieszać i doganiać ją.Z szeroko otwar-tymi oczami i bijącym sercem Kitty zaczęła biec.181Wtedy z cienia w bramie coś wyszło i stanęło przed nią.Było ubrane wczerń, a twarz miało przykrytą gładką maską z wąskimi otworkami naoczy.Kitty krzyknęła i odwróciła się.Dwie kolejne zamaskowane postacie skradały się za nią na paluszkach.Otworzyła usta, Ŝeby wrzasnąć, ale nawet nie miała szansy, Ŝeby tozrobić.Jeden z jej prześladowców wykonał szybki ruch, coś wyrosło muw lewej ręce.Była to mała czarna kula.Uderzyła w ziemię tuŜ przed nią irozpadła się w nicość.Z miejsca, w którym zniknęła, uniosła się kolumnaczarnego dymu, zataczała kręgi, stawała się coraz gęstsza.Kitty była zbyt przestraszona, Ŝeby się ruszać.Mogła tylko patrzeć, jakz dymu uformował się mały niebiesko-czarny uskrzydlony stwór z dłu-gimi, cienkimi rogami i wielkimi czerwonymi oczami.Stwór unosił sięprzez chwilę nad ziemią, robiąc koziołki w powietrzu, jakby nie był pe-wien, co dalej ze sobą począć.Postać, która rzuciła kulę, wskazała ręką na Kitty i wykrzyczała ko-mendę.Stwór przestał się obracać.Uśmiech złośliwej rozkoszy niemal przeciąłmu twarz na pół.Potem pochylił rogi, zaczął bić skrzydłami jak szalony i z piskiem ra-dości rzucił się na głowę Kitty.19otwór dopadł jej w jednej chwili, światło migotało mu na ostrychrogach, a zębata gęba była szeroko otwarta.Niebiesko-czarneP skrzydła biły ją po twarzy, małe sękate dłonie próbowały wbić sięjej w oczy.Czuła jego śmierdzący oddech, a zawodzące wycie stworzeniaogłuszało ją.Waliła w niego pięściami jak oszalała, krzycząc i wrzeszcząc.Stwór z mokrym pyknięciem pękł, zostawiając po sobie tylko pryszniczimnych czarnych kropelek i kwaśny zapach.182Kitty, oparłszy się o najbliŜszą ścianę, rozglądała się dzikim wzrokiem,a pierś jej falowała.Nie było wątpliwości, to coś zniknęło, a wraz z nimtrzy zamaskowane postacie.Alejka z obu stron była pusta i spokojna.Pobiegła teraz, najszybciej jak mogła, wydostała się na zatłoczoną ulicę iwymijając ludzi, robiąc uniki, pędziła po lekkim wzniesieniu w stronęSiedmiu Gałek.Siedem ulic spotykało się tutaj przy brukowanym rondzie otoczonympełnymi zakamarków średniowiecznymi budynkami z czarnego drewnapokrytych kolorowym tynkiem.Pośrodku ronda stał pomnik generała nakoniu, a pod nim siedział zrelaksowany tłumek i cieszył się popołudnio-wym słońcem.Naprzeciwko znajdował się inny pomnik - Gladston w po-zie prawodawcy.Ubrany był w powłóczyste szaty i trzymał otwarty zwój.Jedno ramię miał wzniesione, jakby przemawiał do rzesz.Ktoś - pijanyalbo o skłonnościach anarchistycznych - wspiął się na wielkiego człowiekai umieścił na jego majestatycznej głowie pomarańczowy, przenośnypachołek drogowy, nadając mu wygląd maga z komedii.Policja jeszczetego nie zauwaŜyła.Dokładnie za plecami Gladstone'a znajdowała się kawiarnia U Druida,miejsce spotkań młodych i spragnionych.Ściany parteru zostały zburzonei zastąpione szorstkimi kamiennymi filarami ozdobionymi pnączamiwinorośli.Tłumekstolikówprzykrytychbiałymiobrusamiwkontynentalnym stylu, wylewał się spoza filarów na brukowaną uliczkę.Wszystkie były zajęte.Krzątali się wśród nich kelnerzy w niebieskichunifK oitrtmy azcah.trzymała się obok pomnika generała i złapała oddech.Przyjrzałasię stolikom.Dokładnie trzecia.Czy on.? Tam! Prawie ukryty za filarem- półksięŜyc białych włosów, lśniąca łysina.Pan Pennyfeather popijał kawę latte, kiedy do niego podeszła.LaskępołoŜył na stoliku.Zobaczył ją, szeroko się uśmiechnął i wskazał krzesło.- Panna Jones! W samą porę.Proszę, siadaj.Na co masz ochotę? Kawę?Herbatę? Pączka cynamonowego? Są bardzo dobre.Kitty przejechała roztrzęsioną ręką po włosach.- Herbatę.I czekoladę.Potrzebuję czekolady.Pan Pennyfeather pstryknął palcami, podszedł kelner.- Imbryczek herbaty i eklerkę.DuŜą.No cóŜ, panno Jones.Wydajeszsię trochę zadyszana.Biegłaś.Czy się mylę?183Zamrugał oczami, uśmiechnął się szerzej.Kitty pochyliła się z wściek-łością.- Nie ma się z czego śmiać - syknęła, spoglądając na pobliski stolik.-Dopiero co zostałam zaatakowana! W drodze na spotkanie z panem -dodała znacząco.Pan Pennyfeather nie wydawał się zbytnio przejęty.- Doprawdy? Doprawdy? To bardzo powaŜna sprawa! Musisz mi o tymopowiedzieć.Ach! Oto i herbata.Jak szybko! I całkiem pokaźna eklerka!Dobrze.Proszę się częstować i opowiedzieć mi wszystko.- Trzech ludzi osaczyło mnie w alejce.Rzucili coś, myślę, Ŝe to byłjakiś pojemnik, i pojawił się demon.Skoczył na mnie, usiłował mnie zabići.czy pan podchodzi do tego powaŜnie, czy teŜ mam wstać i wyjść stądteraz? - Niezmącenie dobry humor staruszka zaczynał irytować Kitty, alena jej słowa jego uśmiech przygasł.- Musisz mi wybaczyć.To powaŜna sprawa.Ale udało ci się uciec.Jakto zrobiłaś?- Nie wiem.Walczyłam.Waliłam w to coś, co wczepiało mi się wtwarz, ale nic takiego nie zrobiłam.A to pękło jak balon.Tamci ludzie teŜzniknęli.Napiła się herbaty.Pan Pennyfeather przyglądał się jej łagodnie i nic niemówił.Twarz miał powaŜną, ale w oŜywionych oczach widać byłozadowolenie.- To ten mag, Tallow! - kontynuowała Kitty.- Wiem, Ŝe to on.Chce sięzemścić po tym, co powiedziałam w sądzie.Wyśle następnego demona,skoro ten zawiódł.Nie wiem, co mam.- Masz zjeść jeszcze kawałek tej eklerki - powiedział pan Pennyfeather.- To moja pierwsza rada.A kiedy się uspokoisz, coś ci powiem.Kitty zjadła eklerkę w czterech kęsach, popiła ją herbatą i poczuła siętrochę spokojniejsza.Rozejrzała się.Z miejsca, na którym siedziała, miaładobry widok na większość klientów kawiarni.Kilkoro turystów zatopio-nych było w kolorowych mapach i przewodnikach; resztę stanowili mło-dzi ludzie - prawdopodobnie studenci - oraz dwie czy trzy rodziny naspacerze.Nic nie wskazywało na to, Ŝeby groziła jej kolejna napaść.- W porządku, panie Pennyfeather - powiedziała.- Słucham.- Doskonale.- Osuszył kąciki ust elegancko zwiniętą serwetką.- Wrócędo tego.incydentu za chwilę, ale najpierw muszę ci powiedzieć coś184innego.Dziwisz się, dlaczego zainteresowały mnie twoje kłopoty? CóŜ,tak naprawdę to nie one mnie interesują, ale ty sama.A tak przy okazji, tesześćset funtów leŜy sobie bezpiecznie tutaj.- Uśmiechnął się i poklepałpo kieszeni na piersi.- Dostaniesz je na koniec naszej rozmowy.Właśnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]