[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie możesz wrócić.Zwłaszcza że po drodze przekształcasz rzeczywistość.Nie możesz odzyskać rzeczy, którą zmieniasz, gdy tylko jej dotkniesz.Everett pragnął zapytać: A co z Cale'em? Kto go dotknął i zmienił? Bo to nie byłem ja.Odwrócił się od wody w stronę masywnego, zrujnowanego więzienia.Wynurzało się do nieba niczym pokryta naroślami twarz.Zaczął iść po skałach w stronę otaczającego wyspę betonowego nabrzeża.Ilford i Fault poszli za nim.Gdy się tam znaleźli, wsiedli na łódź i w milczeniu popłynęli przez zatokę.W łodzi Everett czuł się nieszczególnie, denerwował go wiatr, słońce i woda pod nimi, bezdenna tajemnica.Pomyślał o śnie Kellogga o oceanie, przeciwieństwie pustyni.Sen o tęsknocie, jak mu się teraz zdawało.Sama Ziemia była niezmienna; nieskończone obszary piasku, wody i trotuarów.To ludzie okazywali się zakłócającymi rzeczywistość szaleńcami, którzy włóczyli się po jej powierzchni, postrzegając świat jako przejściowy i potrzaskany.Everett pragnął, aby ziemia mogła jakoś ich zabić, a potem ulokować w swej ciszy, niezmienności i głębi.- Chciałbym raczej pójść w przeciwnym kierunku - odezwał się nagle do Ilforda.- Wolałbym znaleźć sposób na powstrzymanie tych snów.- Nie musisz wybierać.Mógłbyś sprawić, aby świat i sny pasowały do siebie.- Wówczas byłbym kimś takim jak Kellogg - stwierdził Everett.- Lub jednym z pozostałych; takim jak ci, którzy rządzą w Vacaville.Nie chcesz przecież tego tutaj.Nie powiedział, iż jego zdaniem No Alley znajdowała się pod pewnego rodzaju subtelną kontrolą, a sprawy w San Francisco nie były całkiem w porządku.- Nie musi tak być - rzekł Ilford.Sterował niedbale, uderzając kadłubem o fale, kierując się w stronę błyszczącego skraju miasta.- Urządzam dzisiaj niewielkie przyjęcie.Pogadasz z moimi przyjaciółmi.Unikając gości, poszedł najpierw do kuchni i zagubił się w obfitości spiżarni Ilforda.Po pięciu latach głodowania - przynajmniej on pamiętał pięć lat głodowania - obfitość była upajająca.Szukając naczyń, przeszedł niezgrabnie wzdłuż kon­tuaru do kredensu, odkrywając zapasy, które małoamerykanom wystarczyłyby na miesiąc: półki zastawione puszkami - i to nie prymitywnymi daniami, jak fasola czy zupy, ale delikatesami - pieprznymi, malutkimi rybkami w musztardzie, marynowanymi szparagami i pączkami kapusty.Zwiedzając to fascynujące pomieszczenie, zapomniał o jedzeniu.Jedna z szafek wypełniona była butelkami szkockiej, którą Ilford serwował poprzedniego wieczoru, inna zawierała flaszki aromatycznego octu winnego, słoiki palonego czerwonego pieprzu i paczki australijskich orzechów.Stojącą na podłodze zamrażarkę załadowano olbrzymimi połciami wołowiny i baraniny.Przeszedł z powrotem przez kuchnię, w oszołomieniu układając na kartonowej tacce stosy zimnego mięsa oraz sałatek z kontuaru i zabrał to do li ving roomu.Niewielka grupa gości dryfowała w blasku domu Ilforda, a pomruk ich rozmów odbijał się cichym echem, jakby pochłaniany przez umeblowanie pokoju.Na zewnątrz mgła ponownie podeszła pod same okna.Jak oni się tutaj dostali?, zastanawiał się Everett.Skąd przybyli? Miał wrażenie, jakby Ilford wyjął to miejsce wraz z gośćmi z jakiejś przechowalni i porozmie-szczał ich na fotelach oraz sofie, niczym świeczki w kandelabrze.- Dawn Crash - przedstawiła się jakaś kobieta, podchodząc do niego i wyciągając rękę.Była w wieku Ilforda i w pewien sposób do niego podobna: dobrze się trzymająca, wyglądająca jednak na swoje lata, choć skóra na jej twarzy była pozbawiona zmarszczek i opalona, a cała postać nienaturalnie wyprostowana.Oczy miała przerażająco świetliste i żywe.Everett uznał, iż jest nieprawdopodobnie pociągająca.- Cześć, Dawn - powiedział Fault, wślizgując się pomiędzy nich.- Witaj, Billy.Przedstaw mnie swojemu przyjacielowi.Everett odłożył talerzyk na stolik do kawy, uścisnął jej dłoń i wymienił swoje imię.Odniósł wrażenie, że nie była nim zdumiona.Kobieta przysunęła się bliżej, wykluczając Faulta z ich grona.- Wiedziałam, że to ty.Ilford powiedział, że zatrzymałeś się u niego na jakiś czas.- Możliwe.- Dobrze.Może będziemy razem pracować - przerwało jej nadejście Hotchkissa wraz z innym mężczyzną, który z racji ogolonej głowy i ciemnych okularów przypominał Everettowi szalonego doktora z filmu, który widział u Edie w telewizji.Podczas emocjonującej strzelaniny na stacji benzynowej doktor został osobiście aresztowany przez prezydenta Kentmana.- Harriman, to jest Everett Moon - przedstawił go Ilford.- Everett, poznaj Harrimana Crasha.- Witaj - powiedział nieco zakłopotany Everett.Czy Moon to jego ostatnie nazwisko? Słyszał je już wcześniej- i teraz przypomniał sobie gdzie.Zieloność i White Walnut.Najwyraźniej Moon było jego nazwiskiem we mgle.- Przepraszam, na imię masz Harriman?- Tak.- Łysy facet uśmiechnął się.- Harriman Crash.Ale możesz mi mówić Harry.Kobieta spojrzała na nich groźnie; Everett i Harriman wymienili uścisk dłoni.Na chwilę wszyscy umilkli, pociągając drinki.Everett skorzystał z okazji, oderwał kawałek kanapki z pieczoną wołowiną i podniósł do ust.Nikt inny nie jadł.- Wybaczcie mi - odezwał się Hotchkiss.- Muszę czynić honory gospodarza domu.Pochylił się ku Everettowi.- Pogadamy później - rzekł uspokajającym tonem.- Harry wie bardzo wiele na temat twojej sytuacji.Poklepał go po ramieniu i odszedł.Fault podążył za nim.- A zatem - powiedział Harriman, wciąż uśmiechnięty, wznosząc swoją szklankę -jesteś tutaj nową gwiazdą.Jak ci się u nas podoba?Everett poczuł się skonfundowany, ale Dawn wybawiła go od konieczności odpowiedzi.- Nie bądź osłem, Harry - rzekła.- Everett nic o tym nie może powiedzieć.Nie wie nawet, czy tutaj zostanie.- Ale rozważasz możliwość pracy z nami? - kontynuował Harry, pochłonięty swoją myślą.- Prawda?Everett odzyskał głos, ale wszystko, na co się zdobył, brzmiało mało konkretnie:- Nie jestem pewien, co to znaczy.- Bardzo dobrze.Nikt z nas tego nie wie.Ale byłoby interesującą rzeczą zbadać kryjące się w tym możliwości.To jest czas perspektyw.Zgadzasz się ze mną?Everett nie mógł się z tym sprzeczać.- Jak do tej pory bardziej się martwiłem, hm, osobistymi możliwościami - odparł.- Podobnie jak my.- Harriman Crash potrząsnął głową.- Ale tu chodzi o kogoś z tak szczególnymi talentami jak twoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •