[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem, mając nadzieję, że mój głos brzmi przekonująco.i że mówię prawdę.- Otrzyj twarz, Harry.Harry przesunął po twarzy ramieniem, ścierając za jednym zamachem łzy z policzków i krople potu z czoła.Odwróciliśmy się do świadków.Homer Cribus, który rozmawiał zbyt głośno z siedzącym obok mężczyzną (sądząc po wąskim szarym kra­wacie i podniszczonym czarnym garniturze, prokuratorem), umilkł.Zostało mało czasu.Brutal zapiął klamrę na jednym nadgarstku Johna, Dean na drugim.Za ramieniem Deana widziałem doktora, który stał przy ścianie ze swoją czarną torbą miedzy nogami i jak zwykle nie rzucał się w oczy.W dzisiejszych czasach to lekarze grają chyba pierwsze skrzypce podczas takich imprez, zwłaszcza tam, gdzie stosuje się kroplówkę, ale wtedy trzeba ich było niemal ciągnąć za uszy, kiedy byli potrzebni.Może wówczas lepiej wiedzieli, co przystoi lekarzowi, a co nie zgadza się z tą szcze­gólną przysięgą, którą składają, tą, która mówi, żeby przede wszystkim nie szkodzić.Dean skinął do Brutala, a ten odwrócił głowę i zerknął na telefon, który nigdy nie zadzwonił w sprawie kogoś takiego jak John Coffey.- Przerzuć na jedynkę - zawołał do Jacka Van Haya.Rozległ się znajomy pomruk, podobny do tego, jaki wydaje włączająca się stara lodówka, i rozjaśniły się trochę żarówki.Nasze cienie odbiły się nieco wyraźniej - czarne cienie, które wspinały się po ścianach i otaczały niczym sępy cień krzesła.John wciągnął w płuca powietrze.Miał zupełnie białe kłykcie.- Czy już go boli? - zaskrzeczała łamiącym się głosem pani Detterick.- Mam nadzieję, że tak.Mam nadzieję, że boli go jak wszyscy diabli.- Mąż ścisnął ją za ramię.Zobaczyłem, że krwawi z nosa.Wąska strużka ciekła z jednej dziurki, żłobiąc drogę przez cienki wąsik.Kiedy w marcu następnego roku otworzyłem gazetę i zobaczyłem, że zmarł na wylew, wcale mnie to nie zaskoczyło.Brutal zasłonił Johnowi pole widzenia, położył mu rękę na ramieniu i zaczął coś do niego mówić.Było to niezgodne z regulaminem, ale z obecnych wiedział o tym tylko Curtis Andersen, a on najwyraźniej tego nie zauważał.Wyglądał jak człowiek, który chce jak najszybciej mieć to za sobą.Chce rozpaczliwie mieć to za sobą.Po Pearl Harbor zaciągnął się do wojska, lecz nigdy nie wyjechał na front.Zginął w Fort Bragg w wypadku ciężarówki.John tymczasem najwyraźniej się rozluźnił.Nie sądzę, żeby zrozumiał wiele z tego, co tłumaczył mu Brutal, ale dodała mu otuchy trzymająca go za ramię ręka.Brutal, który zmarł dwa­dzieścia pięć lat później (jego siostra powiedziała, że jadł kanap­kę z rybą i oglądał zapasy w telewizji, kiedy to się zdarzyło), był dobrym człowiekiem.Moim przyjacielem.Może najlepszym z nas.Potrafił zrozumieć, że człowiek może chcieć odejść i jed­nocześnie bać się podróży.- Johnie Coffey, zostałeś skazany na śmierć na krześle elektrycznym na mocy werdyktu uzgodnionego przez ławę równych tobie przysięgłych i wyroku, który wydał sędzia cie­szący się szacunkiem w tym stanie.Niech Bóg ma w opiece mieszkańców tego stanu.Czy masz coś do powiedzenia przed wykonaniem wyroku?John zwilżył ponownie wargi, a potem wypowiedział wyraź­nym głosem siedem słów.- Przykro mi, że jestem tym, czym jestem.- Powinno ci być! - zawołała matka dwóch zabitych dziewczynek.- Och, ty potworze, powinno ci być przykro! Niech cię piekło pochłonie!John obrócił ku mnie oczy.Nie zobaczyłem w nich rezygnacji ani nadziei na niebo, ani tym bardziej spokoju ducha.Jak bardzo chciałbym powiedzieć, że to wszystko zobaczyłem.Ujrzałem cierpienie, osłupienie i niezrozumienie.To były oczy złapanego w pułapkę, przerażonego zwierzęcia.Przypomniałem sobie, co powiedział o Whartonie, któremu udało się porwać Corę i Kathy z werandy.“Zabił je ich miłością.To samo dzieje się każdego dnia.Na całym świecie”.Brutal zdjął z mosiężnego haczyka za oparciem nowy kaptur, ale kiedy John zobaczył go i zrozumiał, do czego służy, w jego oczach zabłysło przerażenie.Spojrzał na mnie i zobaczyłem wielkie krople potu na nagiej czaszce.Wielkie jak jajka drozda.- Proszę, szefie, nie zakładajcie mi tego na twarz - wy­szeptał błagalnie.- Proszę, nie każcie mi odchodzić w ciemno­ści.Ja się boję ciemności.Brutal podniósł brwi i spojrzał na mnie, nie ruszając się z miejsca i trzymając w ręku kaptur.Ty tutaj rządzisz, mówiły jego oczy, ja zrobię to, co uważasz za stosowne.Starałem się podjąć szybką i właściwą decyzję, co nie było łatwe, zważywszy na ból, który rozrywał mi czaszkę.Kaptur należał do tradycji, ale nie było o nim mowy w regulaminie.Chodziło w gruncie rzeczy o zaoszczędzenie wrażeń świadkom.I nagle doszedłem do wniosku, że nie trzeba ich oszczędzać, nie tym razem.John nie zrobił w końcu nic, za co miałby umierać w kapturze.Nie wiedzieli o tym, ale my wiedzieliśmy i zdecydowałem, że uwzglę­dnię tę jego ostatnią prośbę.Co do Marjorie Detterick, wyśle mi prawdopodobnie kartkę z podziękowaniami.- Dobrze, John - mruknąłem.Brutal zawiesił kaptur z powrotem.- Co ty robisz, chłopie? - zawołał oburzony Homer Cribus tym swoim głosem przypominającym tłuczenie talerzy.- Nałóż mu tę maskę! Myślisz, że chcemy patrzeć, jak gały wyłażą mu z orbit?- Proszę o ciszę - powiedziałem, w ogóle się nie odwraca­jąc.- To jest egzekucja i nie pan ją prowadzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •