[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak oni sie nazywali? Aha, Cyryl Rosiak i Metody Pruchno.- Wlasnie.Zostaw Warszawe, Indyk, zlap Gdansk albo Królewiec.Dowiemy sie, co na froncie.Nadojadlo mi juz siedziec w tym leju i glodny jestem jak cholera.- No - powiedziala Analiza.- Ja tez jestem.- Cicho - rzekl Indyk, nachylajac sie nad radyjkiem.- To nie to.To cos innego jest.Jakasdemonstracja.- Mówie, ze to cerkiew.- A jest w Warszawie cerkiew?- Wczoraj byla.Bo padalo.- Cicho, mówie.Demonstracja jest w Warszawie, przed International Harvester w Ursusie.Kupaludzi jakoby.O, wlasnie przemawia Marcin Kenig.- Marcin Kenig? - Analiza obciagnela na sobie moje lee i podwinela nogawki.- To juz wypusciligo z wiezienia?- Ales ty glupia, Analiza - powiedzial Indyk.- W wiezieniu to on siedzial jeszcze za Unii, a terazod pól roku jest tym, no, przewodniczacym Ruchu.Capisco?- Si - kiwnela glowa Analiza, ale wiedzialem, ze buja.Nie mogla capisco, bo tego nikt niecapisco.- Zrób glosniej, Indyk - powiedzialem.Bo, widzicie, bylem odrobinke zainteresowany tym, coma do powiedzenia Marcin Kenig.Ostatnio wiele sie mówi o Marcinie Kenigu.- Glosniej? - spytal Indyk.- Chcesz glosniej, Jarek?- Przeciez mówie ausgerechnet.Ogluchles?- No, to prosze bardzo.I w tym momencie Marcin Kenig zaryczal na caly park.Zewszad.Ze wszystkich stron.Na calypark, na stadion, a kto wie, czy nie na cale miasto.Indyk zarechotal, najwyrazniej zadowolony zsiebie.- Scheisse! - wrzasnalem.- Co to jest?- Megafony stadionu - pochwalil sie Indyk.- Dobralem sie do nich przez centralke.Sprzaglem.- Wylacz to, psiakrew!- Chciales glosniej - zarechotal znowu zdolny elektrotechnik - to masz glosniej.Niech wszyscyposluchaja.Nie bój sie, Jarek.Kto sie kapnie, ze to z naszego leja? Posluchaj lepiej, co ten facetgada.Posluchalem.- Mialem sen! - krzyknal nagle Marcin Kenig, a tlum zgromadzony pod fabryka InternationalHarvester w Ursusie ryczal i wrzeszczal.- Mialem sen!Strzelanina zanikla, trzasnelo jeszcze kilka pojedynczych wystrzalów, tapnela gdzies minamozdzierzowa, poterkotal smiglowiec.A potem ucichlo wszystko.Cale miasto.Byl tylko MarcinKenig i tlum zebrany pod International Harvester.- Mialem sen, a w snie tym nadszedl dzien, dzien prawdy! Dzien, w którym prawda oczywista izrozumiala dla wszystkich stalo sie oto, ze jestesmy bracmi, ze jestesmy sobie równi! Dzien, wktórym pojelismy oto, ze nie ma granic, ze granice sa niczym innym, jak tylko kreskami nakartkach nic nie znaczacego papieru! Dzien, w którym wyrzucilismy z naszych dusz jadnienawisci, jakim pojono nas od pokolen! Nadchodzi oto taki dzien, bracia! Tlum krzyczal, buczal, szumial.Ktos klaskal.Ktos spiewal "We Shall Overcome".Ktosskandowal: "Juden raus!".Ktos gwizdal.- Mialem sen, a w moim snie ten swiat stal sie wreszcie królestwem Boga na ziemi! Mialem sen izaprawde powiadam wam, bracia: byl to sen proroczy! W mym snie ludzie wszystkich ras,wyznan, przekonan, koloru skóry i narodowosci wyciagneli ku sobie dlonie i uscisneli je! Stalisie bracmi!Nad parkiem wciaz unosil sie dym, ale dym ten zdawal sie rzednac, jakby przeganial gozwielokrotniony przez echo glos Marcina Keniga, dudniacy z megafonów stadionu o nic nieznaczacej nazwie, w parku o nic nie znaczacej nazwie.Nad miastem o nic nie znaczacej nazwienagle blysnelo slonce.Tak mi sie wydawalo.Ale moglem sie mylic.- Mialem sen! - krzyknal Marcin Kenig.- Mialem sen! - odpowiedzial tlum.Nie caly.Ktos gwizdal przeszywajaco.- Won! - krzyknal ktos.- Won, na Kube!- Mówia nam - krzyczal Marcin Kenig - ze nastala oto era wolnosci, szczesliwosci powszechnej iogólnego dobrobytu.Kaza nam pracowac, jesc, spac i wydalac, kaza nam klaniac sie zlotemucielcowi pod saczona w nasze uszy muzyke! Zaplatali nas w siec przykazan, zakazów i nakazów,majacych zastapic w nas sumienie, rozsadek i milosc! Pragna, bysmy stali sie bydlem,zadowolonym z ogrodzonego pastwiska, bydlem zadowolonym nawet z wiezacego nas drutu podnapieciem! Kaza nam mordowac, mówiac: "Deus vult".Otoczyli nas granicami, które biegnaprzez nasze miasta, nasze ulice i nasze domy! Granicami, które biegna przez nasze dusze! Alemy mamy dosc! My mówimy: "Nie!" Bo oto mialem sen! Sen o tym, ze era nienawisci odchodziw niepamiec! Ze nadchodzi nowa era, Era Spelnienia Marzen!Tlum krzyczal.- Mialem sen! Mialem.I nagle Marcin Kenig zamilkl, a z glosników uderzyl jeden wielki przerazony ryk tlumu; costrzasnelo, ktos, tuz przy mikrofonie, krzyknal: "Jezus Maria", a ktos inny wrzasnal:"Lekaaaaaaaarza!"Znowu cos trzasnelo i zgrzytnelo z glosników.- Stamtad strzelano, stamtad.Z dachu.- zawolal ktos roztrzesionym, rwacym sie glosem.A potem byla cisza.Byla cisza w radyjku Indyka i cisza w Parku Króla Sobieskiego.Podejrzewam, ze bylo cichotakze na placu przed fabryka International Harvester w Ursusie.Po dluzszej chwili radyjko Indyka zaczelo grac, a gralo muzyke fortepianowa.Przez jakis czasnokturn rozbrzmiewal z megafonów stadionu Ostmark Sportverein, ale zaraz potem Indykrozerwal swoje zmyslne polaczenie i gral cichutko juz tylko jego mikroskopijny odbiorniczek.Analiza nie plakala.Siedziala, opusciwszy glowe, w calkowitym milczeniu, a potem patrzyla namnie.Patrzyla dlugo; wiedzialem, ze chce o cos zapytac.Indyk tez milczal i tez patrzyl na mnie.Byc moze i on chcial o cos zapytac.Nie zapytal.- Shit - powiedzial wreszcie.Nie skomentowalem.- No future - dodal po chwili.Tego nie skomentowalem równiez.Siedzielismy w leju jeszcze jakis czas.Dookola panowal spokój.Umilkly silniki odlatujacychlitewskich smiglowców, wycie karetek i komendy patroli, które przeczesywaly pólnocny skrajparku.Nie wiedziec kiedy zrobil sie wieczór.Wylezlismy z leja.Bylo cicho, wiala spokojna wieczorna bryza, odswiezajaca, nie przymierzajac, jak jakis Old Spice.Poszlismy, omijajac trupy, plonace samochody, dziury wasfalcie i polacie tluczonego szkla.Przeszlismy przez kladke na Czarnej Hanczy.Rzeka, jak nam sie zdawalo, smierdziala tegowieczora znacznie silniej niz zwykle.McDonald's byl czynny.Na ulicach panowaly pustki, ale ze wszystkich okien slyszelismy MTV, Jukebox i RadioMoskva.Zespól April, May, Decay wykonywal swój ostatni hit z albumu "Mental Disease".Hail, we greet youWe, children of the pastThose about to dieIn our rags of light, translucent and paleHail!Pozegnalismy sie na Nowym Rynku.Nie mówilismy wiele.Wystarczylo nam zwykle: "Dojutra", "Tschüss", "A rivederci".Nic wiecej.Na mojej ulicy tez bylo pusto.Nowakowski uspokoil sie, gral na pianinie Brahmsa - glosno, jakgdyby uparl sie, ze zagluszy MTV, rozbrzmiewajace z mieszkan sasiadów.Hail!You've come at lastNot a minute too lateHail, long awaited AgeAge of Hate!Nic sie juz tego dnia nie wydarzylo.Ot, tuz po zmierzchu spadl deszcz, a razem z kroplami wody spadly tysiace malych, zielonychzab.Wiecej nic [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •