[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kai otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, i tak już została.Amulet ratujący korpus imperialnejarmii? W takie bajki nie uwierzą nawet dzieci w najbardziej zapadłej wiosce.Co za bzduryokropne. Bo ten amulet wskazywał miejsce, gdzie pani jest.I czarownica Dairin nagle odkryła, żepani jest tu, na brzegu.I w rozpaczy dowódca skierowała resztki wojsk właśnie na wybrzeże.Co za brednie? W życiu nie słyszała o czymś podobnym.Co tu jest grane? Dairin mogłapleść takie bzdury? Wyglądała na rozsądną czarownicę.Kai przysłuchiwała się opowieściżołnierzy, pod koniec wątpiąc już nawet w samą siebie.To, co one opowiadały, to stekidiotyzmów.Amulet nie jest w stanie sprawić czegoś takiego.Nie ten zasięg, nie ta moc,zupełnie nie ta siła.No rzeczywiście, sam w sobie był dziwny.Ale te opowieści mogły mieć wsobie tyle prawdy, co pieśń o gołębiu, który porwał owcę ze stada i poleciał ku niebiosom.Ale.jeśli choć część jest prawdą, to dlaczego Dairin podczas rozmowy o tym nie wspomniała? Cojest grane? No trudno.Trzeba będzie wyjaśnić i tę tajemnicę.Na razie jednak spytała: Gdzie jest Shen? %7łyje, ale jest wśród rannych.Nie wpuszczają nas tam na razie.Kai spojrzała na weteranki.Młodsza, która przedstawiła się jako Sharri, była chyba w jejwieku.%7ładna z nich jednak nie wyglądała na konfabulantkę.O co więc tu chodzi? To co? Chodzmy w takim razie czegoś się napić.Dziewczynom ta propozycja bardzo się spodobała.Tomaszewski zle się czuł w nowym mundurze, ale Kai była nieugięta.Plan był jej, jej wykonanie,on miał tylko olśnić panią kapral i samym swoim wyglądem zmącić dziewczynie myśli.Nie chciałsię kłócić z Kai ani twierdzić, że do olśniewania to jest raczej ostatni w kolejce.Coś byłobowiem na rzeczy.Już zmierzając do tymczasowego szpitala, zwrócił uwagę, że żołnierze podrodze salutują mu bardziej dziarsko i sprężyście niż w czasach, kiedy był zwykłymporucznikiem.Na miejscu mieli kłopot, żeby się zorientować, co gdzie jest, tak wielkie okazało się szpitalnenamiotowisko.Sprawiało przygnębiające wrażenie, ze względów bezpieczeństwa otoczono jeogrodzeniem z drutu kolczastego i strażniczymi wieżyczkami.Koszmar  nikt tak naprawdęnie wierzył w rychłą możliwość ponownego ataku ze strony dzikusów.Lecz łatwo domyślić sięprzesłanek, którymi kierował się dowódca: a gdyby atak jednak nastąpił i dzikusy wyrżnęłybybezbronnych rannych, jak odpowiedziałby na zarzut totalnej niekompetencji?  Nie było nawetzasieków.Pomysł z założeniem nowego munduru okazał się wcale nie taki zły.Na spotkanie przybiegłnawet zastępca głównego lekarza, który rozpływając się w uśmiechach, zaprosił na kawę.Byłpragmatyczny i nie mnożył trudności.Szybko kazał przynieść kartę pacjentki. O, nie widzę żadnego problemu.Ranna może już powoli zacząć wstawać. Wyzdrowieje szybko?  spytała Kai.Lekarz spojrzał na nią z uśmiechem.Najwyrazniej mu się spodobała  młoda, ładna,zadziorna, ubrana w zlepek mundurów różnych formacji, trochę w typie chłopczycy. Wszystko wskazuje na to, że tak.Nie ma żadnych symptomów, żeby wdało się zakażenie.Na szczęście sulfamidy zastosowano w odpowiedniej chwili.No a potem, na stoleoperacyjnym, rana została gruntownie oczyszczona. Więc wszystko będzie dobrze?Lekarz rozłożył ręce. Powtórzę: wszystko wskazuje na to, że będzie dobrze.Poza tym trzeba mieć jeszczejedno na uwadze.Ci tutaj nie są pokoleniem wychowanym na witaminach, w warunkachhigieny powszechnej ani pod opieką lekarzy, szczepień i okresowych prześwietleń. A to jakaś różnica? Tutaj, jeśli ktoś jest słaby, umiera w trakcie porodu albo tuż po.Pierwsze dziesięć lat życiato naturalna selekcja.Kto słaby, ten do piachu.A ci, którzy przeżyją, to mistrzowie przetrwania,najsilniejsze egzemplarze, na których goi się wszystko jak na przysłowiowym psie.Kai wzruszyła ramionami.To znaczy, że ona jest z tych lepszych? Którzy przetrwali? Nieczuła się jakoś szczególnie silna.A w zapasach z takim Tomaszewskim, wyższym od niej opółtorej głowy, nie miałaby żadnych szans.No ale medykom należy wierzyć. Czy moglibyśmy z nią porozmawiać w jakimś choć w miarę dyskretnym miejscu? Oczywiście, mogę ją tu przywiezć niby na badania.Mogę też wystawić fotele na trawę,jeśli nie będą państwu przeszkadzać chodzące dookoła pielęgniarki.Zresztą. Zamyślił się.Obok jest właśnie punkt pielęgniarski.Tam każę przyprowadzić chorą, a personel na chwilęwyproszę. Będziemy bardzo wdzięczni  mruknął Tomaszewski.Kai nie do końca wiedziała za co: zaprzyprowadzenie chorej czy wyrzucenie pielęgniarek.Punkt pielęgniarski był jakby częściowym namiotem, wykonanym w pewnym sensie nie dokońca.Miał dach, podłogę, ale tylko dwie ściany.Kiedy przyszli, Shen już czekała w dośćwygodnym, teraz szeroko rozłożonym fotelu dla chorych.Kai w ogóle jej nie rozpoznała. Natomiast ona czarownicę  natychmiast.Biedna chciała się zerwać na równe nogi.Oboje zTomaszewskim zdołali temu zapobiec w ostatniej chwili. Pani, ja. Proszę, nie mów do mnie  pani.Mam na imię Kai. Wiem.Pamiętam.Uścisnęły się, może nie tak, jak by chciały, wypadło to trochę sztucznie z powodu ustawieniafotela.Tomaszewski, a konkretnie, jego mundur, zgodnie z planem zrobił olśniewającewrażenie.Shen nie wiedziała, jak się zachować.Tomaszewski, przystawiając dwa krzesła,domyślił się wreszcie, o co chodziło Kai.Nie o wrażenie jako takie, tylko żeby tamta widziała, żektoś taki jak on traktuje młodą czarownicę na równi sobie i podaje krzesło.Sprytne.Ta małacholera, na pierwszy rzut oka zahukany i przerażony rozbitek, naprawdę okazała się bystrą,inteligentną osobą, która, zdaje się, coraz lepiej orientowała się w nowym dla niej świecie.Ciekawe.Zaczęły się dziewczyńskie opowieści o tym, co i jak się z nimi działo.Tomaszewski, udajączgodnie z planem, że nie rozumie ich języka, przyglądał się z boku.Zwrócił uwagę na kilkarzeczy.Kai nie rozpoznawała Shen.Nie dość, że dawne spotkanie nie zapadło jej w pamięć,było jakimś maleńkim epizodem w podróży, to kojarzyła Shen jako jakieś zagubione, szarekurczątko, wymagające pomocy przy wycieraniu nosa.Teraz zaś kapral była frontowymżołnierzem, weteranem, najwyrazniej wiedziała, o co w życiu chodzi.Wyglądała na kogoś, ktoradzi sobie w każdej sytuacji, nie załamuje rąk.No i.dało się zauważyć w jej oczachprzedziwną.hm.przyjazń, uczucie, sentyment do Kai.Ciekawe.Oczywiście opowiadała oamulecie, o tym, jak uratowały ją czary, ale Tomaszewski został uprzedzony, żeby nie zwracaćuwagi na te bzdury.Zastanowiło go jednak coś innego.W oczach dziewczyny skrzyła się żywainteligencja.Inteligencja i zmysł obserwacji, które mogły ją zaprowadzić daleko stąd.Kai w opowieściach o sobie zastosowała prosty trik.Mówiła:  I wtedy zadecydowałam, żepopłynę z Cichymi Braćmi ,  Uznałam, że rozsądniej będzie i tak dalej.To nie wydarzenia niąniosły.I choć w swojej historii zasadniczo nie mijała się z prawdą, to sprawiała wrażenie, żeprawie wszystko było podporządkowane jej woli.Zabieg prosty, acz skuteczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •