[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.!!!- No nie, istotnie, niezupełnie o to im.chodziło.Jak ci się zdaje, no pomyśl, jaki mogli mieć cel?Ze złości doznałam przypływu natchnienia.- Wykopywali w lesie ukryte skarby - oświadczyłam z irytacją.- Spotykali się z przemytnikami na byle której granicy.Własnoręcznie w ukryciu malowali bohomazy.Zamordowali kogoś.Włamali się do muzeum.Nie wiem, co jeszcze.Załatwiali interesy.- Owszem, bardzo blisko jesteś.Właśnie załatwiali interesy.Zastanów się, jeżeli mieli na oku jakieś transakcje, chcieli coś kupić, ewentualnie ukraść.Ewentualnie wymienić jakieś obrazy, oryginał na kopię, może w jakimś kościele albo coś w tym rodzaju.- No tak, nie mogli tego zrobić, wiedząc, że są śledzeni.Dobrze, niech ci będzie, domyślam się, że dokonywali korzystnych zakupów, spokojnie i bez przeszkód.Rzeczywiście to było takie ważne i takie intratne, żeby aż wykombinować tę szopkę z zamianą?- A jeżeli mieli napiętych kilka interesów? Jeżeli przez ostatnie miesiące ich działalność była utrudniona, jeżeli bali się milicji i nie mieli swobody i jeżeli nagromadziło im się tyle tego dobrego, że nie mogli znieść myśli o stracie.?- Rozumiem, miliony leżą odłogiem i nie sposób ich dopaść.Jeżeli nawet coś kupią, nie przemycą tego, bo są pilnowani, nie zaniosą kacykowi, nic w ogóle nie zrobią.A nie mógł tych transakcji załatwiać kto inny? Musieli oni?- Każdy liczył się z tym, że jest śledzony.Ktoś musiał mieć swobodę działania, no i właśnie oni ją zyskali.Dzięki temu mogli wreszcie, po miesiącach pertraktacji, zobaczyć się z różnymi osobami, odebrać od nich rozmaite cenne rzeczy, zwerbować nowych, nie podejrzanych ludzi, jadących za granice.- A.! Ktokolwiek się z nimi zobaczył, już był trefny i kontrolowany?- Właśnie.A im zależało na tym, żeby przepchnąć hurtem całą resztę mienia, bo zamierzali zlikwidować przedsiębiorstwo.Pojęcia nie masz, jacy byli ruchliwi, objechali całą Polskę.- Musieli unikać hoteli i samolotów, żeby nie podawać nazwiska - zauważyłam.- Pewnie nocowali prywatnie.W Krakowie nabyli obrazek, w Poznaniu namówili kogoś, żeby zabrał do Paryża paczuszkę.- Mniej więcej tak było.Tylko pomnóż to jeszcze przez dziesięć.No i rzecz najważniejsza, musieli się spotkać z tym kimś, kto pilnował reszty skarbów barona i to spotkać tak, żeby on sam nie podpadł.A zatem w tajemnicy.- No to rzeczywiście nawet nieźle zgadłam.Za drugim razem chcieli robić to samo?- A jak ci się zdaje?- Osobiście jestem zdania, że raczej chcieli prysnąć.Odpracować jeszcze trochę i już nie wracać do domu, tylko zmyć się w siną dal.Ciągle pewni, że nikt się nimi nie zajmuje, a milicja siedzi w zaroślach i gapi się na fałszywego męża i fałszywą żonę.Tak było?- No widzisz, jak to łatwo się domyślać, jak się człowiek przez chwilę zastanowi.- Czekaj.Znów mi zaczyna nie pasować.Czy ja się dobrze domyślam, że ich komoda ma jakiś związek z mitycznym szefem?- Możliwe, że dobrze.- A mityczny szef ma związek z zaginionymi brylantami?- Nie wiem, też możliwe.- W takim razie coś tu jest bez sensu.Co ja w tym robię? Chyba, że to chodzi o ciebie.Jeżeli nie jesteś szefem, być może załatwiłeś wymianę brylantów.Przerażony ciążącym na mnie podejrzeniem, czym prędzej polecisz i przyznasz się, żeby mnie oczyścić.W każdą stronę wychodzi mi, że jesteś w to wszystko jakoś zamieszany i nie wiem, co ja tu mam stanowić, pułapkę, przynętę czy wyrzut sumienia.- Może jeszcze coś innego? Na przykład doping.- Jak to? Dla kogo?- Dla ciebie.Doping do myślenia.Nie masz ochoty być podejrzana, zaczniesz się zastanawiać.- I akurat dużo wymyślę, tyle, co kot napłakał.Tego, co do tej pory wymyśliłam, on jakoś pod uwagę nie bierze.Po jakiego diabła miałabym sama sobie podrzucać kluczyk do herbaty?- Wyjęłaś go przecież i nikt go w tej herbacie nie widział.- A, to dlatego kapitan tak się rozwścieczył?- Możliwe.- No dobrze, a włamywacz? Stali tam w końcu ludzie pod tym domem czy nie? Skoro stali, musieli go widzieć! Nie dość na tym, ten kluczyk do herbaty też musiał ktoś podrzucić, i to w ostatniej chwili, bo puszka była cały czas używana.Nie bez powodu kapitan zrobił mi awanturę za otwarte okno! Dlaczego nie było mowy o tym, czy ktoś przez to okno wlazł, czy nie? Przestali pilnować?- Bardzo możliwe, że przestali.Nie o was przecież chodziło, tylko o prawdziwych Maciejaków.- I to znaczy, że ja nie mam żadnego dowodu, że ktoś wlazł i podrzucił? I można mnie straszyć posądzeniami do upojenia?- Owszem, można.Zamilkłam na chwilę, starając się ochłonąć z wrażenia.- No to ja się na to nie zgadzam - oświadczyłam stanowczo.- Wypraszam sobie.Zrób coś!Marek zaczął się śmiać.- No i sama popatrz, jak pięknie spełniłaś życzenie pułkownika, cały czas nie wiedząc, o co mu chodzi.Wracając do miasta, pełna podejrzeń i wątpliwości, pełna żywej niechęci do wszelkich brylantów świata, ciężko urażona ustawicznym robieniem mnie w konia, powiedziałam:- Jedźmy do tego Sopotu.Najlepiej jedźmy już pojutrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]