[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie powiedział tego wprost, ale przecież jechaliśmyw tamtym kierunku, prawda?295– Jeśli byliście na Park Crescent, to tak.– Mówił też coś o tym, że ma pokój.– Pokój? – powtórzył Daniel.Frances pokiwała energicznie głową.Marcus, który milczał przez cały czas tej rozmowy, odchrząknął.– On może ją zabrać do jakiejś gospody.Daniel spojrzał na niego, skinął głową i zwrócił się ponownie do małejkuzynki.– Frances, czy myślisz, że poznałabyś ten powóz?– Tak – potwierdziła, patrząc na niego wielkimi oczami.– Na pewno.– O, nie – zagrzmiała lady Pleinsworth.– Ona nie pojedzie z wamiszukać szaleńca.– Nie ma innego wyjścia – stwierdził Daniel.– Mamo, chcę pomóc – zwróciła się do niej Frances błagalnym tonem.– Proszę, kocham pannę Wynter.– Ja też – powiedział cicho Daniel.– Jadę z wami – zadeklarował się Marcus, a Daniel posłał muTL Rspojrzenie pełne wdzięczności.– Nie! – zaprotestowała lady Pleinsworth.– To szaleństwo.Cozamierzacie zrobić? Weźmiecie ją ze sobą, kiedy będziecie się włóczyć pojakichś podejrzanych miejscach? Przykro mi, ale nie mogę pozwolić.– Zabiorą eskortę – przerwała jej matka Daniela.Lady Pleinsworth spojrzała na nią z osłupieniem.– Virginio?– Ja też jestem matką – rzekła lady Winstead.– I wiem, że jeślicokolwiek stanie się pannie Wynter.– jej głos zniżył się do szeptu – mój synbędzie zdruzgotany.296– Chcesz, żebym poświęciła moje dziecko dla twojego?– Nie! – Lady Winstead ujęła obie ręce swojej szwagierki.– Nigdy niezrobiłabym czegoś takiego.Wiesz o tym, Charlotte.Ale jeżeli zrobimy to jaknależy, nie sądzę, żeby Frances cokolwiek groziło.– Nie – rzekła lady Pleinsworth.– Nie.Nie mogę się zgodzić.Nie mogęnarazić życia mojego dziecka.– Nie wysiądzie z powozu – zapewnił Daniel.– Ty też możesz jechać,ciociu.I wtedy.zobaczył to w jej oczach.zaczęła się łamać.Wziął ją za rękę.– Proszę, ciociu Charlotte.Przełknęła ślinę, czując, że coś ją ściska w gardle.I w końcu skinęłagłową.Daniel odetchnął z ulgą.Jeszcze nie udało mu się znaleźć Anny, Francesbyła jego jedyną nadzieją, ale jeżeli ciotka zabroniłaby jej pojechać z nim doHampstead, wszystko byłoby stracone.– Nie ma czasu do stracenia – rzekł Daniel.– W moim powozie sąTL Rcztery miejsca.Jak szybko możesz przygotować drugi powóz, ciociu? Zpowrotem będziemy potrzebowali pięciu miejsc.– Nie – odparła ciotka.– Weźmiemy nasz powóz.Może pomieścićsześć osób i eskortę.Nie zamierzam zabierać mojej córki w pobliże tegoszaleńca bez uzbrojonej eskorty w powozie.– Jak sobie życzysz – zgodził się Daniel.Nie mógł się z nią spierać.Gdyby miał córkę, równie zaciekle walczyłby o jej bezpieczeństwo.– Sprowadź natychmiast mój powóz – zwróciła się lady Pleinsworth dojednego ze służących, który był świadkiem całej tej sceny.– Tak jest, proszę pani – odparł i puścił się biegiem.297– W takim razie będzie miejsce i dla mnie – oznajmiła lady Winstead.– Ty także jedziesz? – Daniel spojrzał zdziwiony na matkę.– Moja przyszła synowa jest w niebezpieczeństwie.Jak sądzisz, gdziemiałabym być w takiej chwili?– Dobrze – ustąpił Daniel, ponieważ spieranie się z nią nie miało sensu.Jeżeli wyprawa była bezpieczna dla Frances, to tym bardziej dla jego matki.Jednak.– Ale nie wejdziesz do środka – ostrzegł surowo.– Nawet mi to nie przyszło do głowy.Mam rozliczne talenty, ale nieobejmują one walki z szaleńcami.Na pewno tylko bym przeszkadzała.Kiedy wybiegli do powozu, zza rogu wyłonił się pędzący o wiele zaszybko faeton.Tylko dzięki sprawności woźnicy – którym był Hugh Prentice,co stwierdził ze zdumieniem Daniel – pojazd się nie przewrócił.– Co u diabła? – Daniel podszedł i przejął lejce, podczas gdy Hugh ztrudem zsiadł z kozła.– Twój lokaj powiedział mi, że jesteś tutaj – wyjaśnił Hugh.– Szukamcię cały dzień.TL R– Był wcześniej w Winstead House – odezwała się lady Winstead.–Zanim panna Wynter wyszła z domu.Twierdziła, że nie wie, dokądposzedłeś.– Co się dzieje? – zwrócił się Daniel do Hugh.Na twarzy przyjaciela,zwykle przypominającej pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu maskę, terazmalował się wyraźny niepokój.Hugh podał mu kawałek papieru.– Dostałem coś takiego.Daniel szybko przebiegł wzrokiem notatkę.Pismo było schludne istaranne, litery miały ostre, męskie kształty.List zaczynał się od słów „Mamy298wspólnego wroga”, a dalej zawierał instrukcje, że Hugh ma zostawićodpowiedź w pewnym pubie w Marylebone.– Chervil – mruknął Daniel.– A więc wiesz, kto to napisał? – spytał Hugh.Daniel skinął głową, George Chervil nie mógł wiedzieć, że on i Hughnigdy nie byli wrogami.Jednak krążyło mnóstwo plotek, które mogłypodsunąć mu taką myśl.Pospiesznie streścił wydarzenia całego dnia Hugh, który zerknął napodjeżdżający właśnie powóz Pleinsworthów i zauważył:– Macie miejsce dla jeszcze jednej osoby.– To nie jest konieczne – powiedział Daniel.– Jadę – stwierdził Hugh.– Może nie dam rady biegać, ale strzelamcałkiem nieźle.Słysząc te słowa, Daniel i Marcus równocześnie spojrzeli na niego zniedowierzaniem.– Kiedy jestem trzeźwy – wyjaśnił Hugh, mając dość przyzwoitości, bysię zarumienić.Tylko odrobinę.Daniel nie sądził, żeby jego policzki były wTL Rstanie zaczerwienić się bardziej.– A teraz jestem – dodał Hugh, najwyraźniej czując potrzebę wy-jaśnienia sprawy do końca.– Wsiadaj – rzekł Daniel i skinął głową w stronę powozu.Był za-skoczony, że Hugh nie zauważył.– W drodze powrotnej posadzimy lady Frances na kolanach matki, żebyzrobić miejsce dla panny Wynter – powiedział Hugh.A jednak Hugh zauważał wszystko.– Jedźmy – ponaglił Marcus.Damy siedziały już w powozie, a Marcusstał z jedną nogą opartą na stopniu.299Była to niezwykła odsiecz, ale kiedy powóz ruszył, z czteremauzbrojonymi służącymi w charakterze eskorty, Daniel pomyślał, że macudowną rodzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]