[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chybamu smakuje, ale nie mam pewności, bo jegotwarz nie wyraża żadnych uczuć.– Do zobaczenia jutro – mówi Tuck i salutujepapierowym kubkiem.– O co chciałaś mnie zapytać? – pyta Carlos.Wydaje się wkurzony.Czy w piątek wieczorem przebierzesz się wstrój kowboja i będziesz pozował jako modelprzed staruszkami?– Nic takiego.– Nie mogę wydusić z siebietych słów.Mama wychodzi ze sklepu i gawędzi zklientami.Patrzę, jak nawiązuje rozmowę zkażdą bez wyjątku osobą, jakby z wszystkimi sięprzyjaźniła.Kiedy dociera do naszego stolika,pochyla się, żeby sprawdzić, czy pijemy herbatę.– Widzę, że ci smakuje – mówi do Carlosa.Moja mama jest taka dumna ze swoichmieszanek, że kiedy uda jej się zadowolić gust wybrednego klienta, czuje się, jakby wygrała naloterii.– Podobno Kiara chce cię poprosić, żebyśpozował w piątek w domu opieki.Rozerwiesz siętrochę.Carlos rzuca mi spojrzenie z rodzaju „o czymona, do diabła, mówi?”– Chcesz jeszcze herbaty? – pyta go mama.– Nie, dzięki.– Kiara zabierze cię do domu.Prawda,skarbie?– Tak.Chodźmy już – mówię, zanim mamacoś jeszcze chlapnie.Gdy jesteśmy przy samochodzie, Carlosciągnie za klamkę.– Musisz wsiąść przez okno.– Żartujesz sobie?Kręcę głową.– Nie żartuję.– Mam zamiar naprawić drzwi,kiedy uporam się z zegarem i radiem.Carloszłatwościąwdrapujesiędosamochodu, najpierw lądują jego stopy, a potemcałe ciało wślizguje się na winylowy fotel.Żałuję,że nie działa ani radio, ani stary magnetofon, bowydaje mi się, że po pięciu minutach jazdy wcałkowitym milczeniu Carlos zaczyna sięirytować.Kręci się w fotelu.– O co chodzi z tym pozowaniem?– Prowadzę w piątki zajęcia plastyczne w domu opieki.Potrzebuję modela.Nie musisztego robić.Nie miałam zamiaru cię prosić.– Czemu nie?Stajemy przed stopem, więc odwracam się doniego i mówię prawdę:– Bo musiałbyś pozować ze mną, awiedziałam, że nie będziesz chciał.23.CarlosJuż łapię.Woli nie pozować z facetem, któregoprzyskrzynili za narkotyki.– Mogę przyprowadzić Madison – mówięaroganckim tonem, który zwykle gra jej nanerwach.– Nie odmówiłaby pozowania ze mną.Zresztą przypomniało mi się, że zaprosiła mniew piątek do domu, więc nie mam czasu na twojąmalarską imprezkę.– Nie wiem, co ty w niej widzisz.– O wiele więcej niż w tobie – kłamię, żeby jązrazić.Prawda jest taka, że nic mnie nie pociągaw Madison.Od czasu, jak puściła pawia naimprezie, unikam jej, jak się da, ale ponieważ jest na liście osób, które mogły mnie wrobić,muszę się do niej zbliżyć.Nie mam zamiaruwtajemniczać w to Kiary.Do diabła, nie powinnawiedzieć, że myślę o niej i jej ciasteczkach aż zaczęsto.Pod domem Kiara jak burza wysiada z auta.Kiedy później robię sobie w kuchni przekąskę,patrzę, jak kroi warzywa.Ciekawe, czy niewyobraża sobie mojej głowy wśród tychmarchewek.– Cześć, Carlos – mówi profesor, wchodząc dokuchni.– Jak było w REACH?– Do bani.– Coś więcej? – pyta mój opiekun.– Było naprawdę do bani – dodaję, a z każdegosłowa kapie sarkazm.– Masz niesłychanie bogate słownictwo –stwierdza profesor.– Dziś po kolacji potrzebuję waszej pomocy.– Co mamy robić? – pytam.– Wyrywać chwasty.– Czy wy, bogacze, nie macie ogrodników?Odpowiedź brzmi „nie”, bo po kolacjiWestford daje nam duże papierowe torby iodprowadza do ogrodu.Rzuca mnie i Kiarze płócienne rękawice.– Ja będę wyrywał w szczycie domu, a ty, Kiaro, zajmij się z Carlosem tyłami.– Tatusiu! – krzyczy Brandon od drzwiwerandy.– Carlos powiedział, że zagra dziś ze mną w nogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]