[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu mieszkał Gabryszczak.Barabasz uprowadził go stąd i gajówkę spalił.- Taaaak - mruknąłem skonfundowany.Przyjrzałem się im z nowym zainteresowaniem.Wilhelm Tell miał chyba nie więcej niż jedenaście lat, ale był, jak na swój wiekr dość niski, szczupły, o pociągłej, śniadej twarzy i ciemnych włosach.Borówka miał wesołą owalną buzię, zaróżowioną od słońca, właśnie jakby borówkową.Sokole Oko odznaczał się długim nosem, który nadawał jego twarzy wyraz wielkiej ciekawości.Sokole Oko ciągle przekrzywiał głowę i przyglądał się wszystkiemu spod oka, a jego długi nos jakby nieustannie za czymś węszył.- Czy nie zechciałby pan przewieźć nas swym samochodem? - poprosił Borówka.- Bardzo chętnie - powiedziałem - lecz całą piątkę nie sposób zabrać od razu.Lękam się także zostawić w lesie namiot i swoje rzeczy.Zdecydowali, że dwóch harcerzy pozostanie, aby pilnować mojego namiotu, trzech zaś, to znaczy Wilhelm Tell, Sokole Oko i Borówka, przejedzie się „samem”.- W którą stronę pragniecie odbyć przejażdżkę? - zagadnąłem ich, gdy wyjechaliśmy z przesieki.- Na cmentarz wojskowy.Tam jest tak pięknie - zachwycał się Wilhelm Tell.Należało najpierw skierować słę drogą prowadzącą przez wąwóz, nad którym stał mój namiot.Potem, zgodnie ze wskazówkaini chłopców, skręciłem w dość szeroką przesiekę po lewej ręce.I oto po kilkunastu minutach jazdy ukazała się nieduża polana pokryta krzakami.Sterczały tu pochylone krzyże brzozowe, na kilku z nich wisiały stare, poprzestrzelane, wojskowe hełmy polskie.- Tak - przytaknął Tell - to jest cmentarz żołnierzy polskich, poległych w walce z Niemcami w 1939 roku.Nasz hufiec harcerski podjął wczoraj zo bowiązanie uporządkowania tego cmentarza.- A był pan na Wyspie Barabasza? - zapytał mnie Borówka.- Nie słyszałem o takiej wyspie - rzekłem.- Ona jest na Wiśle.Tam zginęła banda Barabasza.Na środku wyspy znajduje się wspólna mogiła bandytów.Wysiedliśmy z samochodu.- Chodźmy w głąb cmentarzyka - zaproponował Tell, - Tam zobaczymy wielkł kamień.Można by na nim wyryć jakiś napis.- Najlepiej byłoby po łacinie - rzekł Sokole Oko.- Dlaczego po łacinie? - zdziwiłem się.- No, bo to by dumnie brzmiało.Na przykład: Dulce et decorum est pro patria moti, co znaczy: Miło i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę.Widziałem podobny napis na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.Cmentarzyk był bardzo zaniedbany.Rosła na nim trawa po pas, gęste krzewy pokrywały zapadłe w ziemię mogiłki, których naliczyłem około sześćdziesięciu.Tu i ówdzie krzyże przewrócił wiatr.Sokole Oko, który prowadził naszą gromadkę przez cmentarzyk, raptem gwałtownie odskoczył w bok.- Prędzej! Spójrzcie tutaj! - krzyknął.Przyśpieszyliśmy kroku.Sokole Oko rozsunął gałęzie krzewów i na wygniecionym posłaniu z traw zobaczyliśmy martwą sarnę, leżącą w kałuży zastygłej krwi.Sarna była już zimna, zapewne zdechła w nocy.Na szyi miała krwawą ranę, która spowodowała jej śmierć.- Kłusownicy - powiedział Wilhelm Tell.I spojrzał na mnie podejrzliwie.Zrozumiałem to spojrzenie.- Chyba zwróciliście uwagę, że nie posiadam żadnej broni - rzekłem.- Przypominam sobie jednak, że wczorajszej nocy, a raczej późnym wieczorem, słyszałem w lesie trzy strzały.- My je także słyszeliśmy - potwierdził Borówka.- Kłusownicy - powtórzył ponuro Tell.- Zranili sarnę w szyję, zdołała uciec aż tutaj.I padła martwa.Sokole Oko już buszował po krzakach cmentarzyska.- Masz rację, Tell - zawołał - tu widać ślad krwł na liściach i na trawie.Ranna sarna jeszcze jakiś czas uciekała.Nie znaleźli jej, bo zapewne nie mieli ze sobą psa.Martwe zwierzę spoglądało na nas szeroko otwartymi, jakby szkłanymi oczami, w których wydało mi się, że dostrzegam zastygłe cierpienie.- Gajowy Marczak ostrzegał nas przed kłusownikami i prosił nasz hufiec, aby zwracać uwagę i meldować o każdym podejrzanie wyglądającym człowieku, kręcącym się po lesie - stwierdził Wilhelm Tell.- Ale widać źle się rozglądaliśmy.Tuż koło naszego obozu popełniono zbrodnię,- Jeśli chodzi o mnie.- zacząłem.Ale Tell przerwał mi:— Pan nie wchodzł w rachubę.Kłusownicy zabijalł w tej okolicy zwierzynę, jeszcze zanim pan przyjechał.Podobno od dwóch lat grasuje tutaj grupa kłusowników.Gajowy Marczak mówił nam, że nie może sobie z nimi dać rady, bo jego gajówka jest na drugim końcu lasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]