[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trwał tak przez dłuższą chwilę, a potem odszedł, zostawiając na piasku ślady stóp.Cleve zawołał go, ale Billy przyspieszył kroku.Wtedy uświadomił sobie, że wie, dokąd podąża - za miasto.Tam, gdzie kończą się domy, a zaczyna pustynia.Ale po co? Może na spotkanie przyjaciół? Nie był pewien, lecz wiedział jedno - że nie chce stracić z oczu jedynego w tym wymarłym miejscu człowieka.Jeszcze raz, głośniej, zawołał Billy'ego po imieniu.Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, wyrywająca go z koszmaru.Obudził się w celi.- W porządku - powiedział Billy.- To tylko sen.Cleve próbował uwolnić się od wspomnień o mieście, ale wciąż widział natchnioną twarz chłopaka.- To tylko sen - powtórzył Billy.- Obudź się.Potrząsał nim, dopóki nie oprzytomniał.Zły sen minął, ale Cleve znów miał wrażenie, że Billy czyta w jego myślach.- Wiesz, prawda? - zapytał.Tait spojrzał zaskoczony.- O czym ty mówisz?Cleve potrząsnął głową.Może tylko mu się zdawało? Kiedy spojrzał na dłoń Billy'ego, nadal spoczywającą na jego ramieniu, ujrzał tylko szczupłą dłoń z brudnymi paznokciami.Nic więcej.Gnębiły go wątpliwości.Parę razy przyłapał się na tym, że od minionej nocy uważniej obserwuje chłopaka, wychwytując każdy jego gest, jak mrugnięcie okiem czy oblizanie warg.Jednak okazało się to stratą czasu.Tak samo, jak kiedyś Rosanna, Billy stał się sekretną księgą, niedostępną dla świata.Odkąd przestał zażywać środki nasenne, koszmar nie powtórzył się.- Potrzebujesz czegoś na sen - powiedział Billy po powrocie od lekarza.- Weź moje pigułki.- Ty też potrzebujesz snu - odpowiedział Cleve, ciekawy, czy chłopak będzie nalegał.- Myślę, że dam sobie bez nich radę.- Weź, na wszelki wypadek - podał mu fiolkę.- Wiem przecież, jak dokuczliwe są te nocne hałasy.- Ktoś mówił mi, że w większej ilości mogą być szkodliwe - odpowiedział.- Obejdę się bez nich.- Nie - zapewniał go Billy.Teraz Cleve nie miał już wątpliwości - chłopak chciał zrobić z niego lekomana.– Śpię, jak dziecko.Proszę, weź je.Tobie bardziej się przydadzą i na pewno nie zaszkodzą.Inaczej lekarz nie dałby mi ich.Cleve wzruszył ramionami.- Skoro tak uważasz.- Jasne.- W takim razie dziękuję.- Schował fiolkę do kieszeni.Uśmiech, który pojawił się na twarzy Taita, nie wróżył nic dobrego.Zanosiło się na kłopoty.Tego wieczoru Cleve udał, że, jak zwykle, zażywa pigułkę, ale nie połknął jej.Później, leżąc twarzą do ściany, wypluł ją i schował pod poduszkę.Starał się oddychać miarowo, jakby spał.Więzienny dzień zaczynał się i kończył wcześnie - między 20.45 a 9.00 większość cel była ciemna.Strażnicy zamykali wszystkie na klucz i do rana, praktycznie, mieli wolne.Tej nocy było spokojniej niż zwykle.Nawet bez pigułki Cleve z łatwością zapadł w drzemkę.Z pryczy Billy'ego nie dochodził żaden dźwięk.Leżąc tyłem, Cleve nie miał możliwości, by obserwować go niepostrzeżenie.Mógł tylko, co jakiś czas, spojrzeć na zegarek i słuchać.Zaczynał obawiać się, że zaśnie, zanim cokolwiek się wydarzy.I rzeczywiście.Kiedy się obudził i spojrzał na zegarek, była 1.51.W celi panowała absolutna cisza.Leżał nieruchomo, usiłując zlokalizować Taita.Po kwadransie przewrócił się na drugi bok i rozejrzał.Ku jego przerażeniu, chłopak znów stał pośrodku celi.W sąsiedniej celi ktoś chodził, spuszczał wodę w toalecie.Nie słyszał tylko Billy'ego, jego oddechu.Minął kolejny kwadrans i Cleve poczuł ogarniające go znajome odrętwienie.Wiedział, że jeszcze chwila, a zaśnie i obudzi się dopiero rano.Jeśli chciał się czegoś dowiedzieć, musiał się opanować i patrzeć.Sennym ruchem przesłonił twarz ręką w ten sposób, że bez problemu mógł otworzyć oczy i obserwować.Cela wydała mu się ciemniejsza niż tamtej nocy, gdy zobaczył Billy'ego stojącego z twarzą zwróconą do okna.Był przekonany, że chłopak nie może go widzieć, więc lekko uniósł głowę.Coś było nie tak, ale nie wiedział co.Odczekał, aż oczy przywykną mu do ciemności, lecz obraz nie zmienił się.Pozostał niejasny, jakby zamazany i brudny.Wreszcie dotarło do niego, że cela nie jest pusta, że w kątach kryją się dziwne cienie.Serce zabiło mu mocniej.Chciał podnieść się z posłania i zawołać Taita, ale zdrowy rozsądek powstrzymywał go.Postanowił nie wtrącać się, tylko leżeć i patrzeć.Zrozumiał, co jest nie tak - cienie znajdowały się w miejscach, gdzie nigdy ich nie było.Wyłaniały się ze ściany, na którą zwykle padało światło księżyca.Nie, to tam było źródło światła.Cleve zamknął oczy przekonany, że ma halucynacje.Kiedy otworzył je ponownie, serce zamarło mu w piersiach.W kącie ukształtował się jeden cień i wciąż rósł.Nigdy jeszcze nie bał się tak bardzo.Nigdy jeszcze nie czuł tak lodowatego dreszcza, przeszywającego jego sparaliżowane ze strachu ciało.Nie mógł złapać oddechu ani poruszyć się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]