[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dywan zatoczył nad nim koło, jak to miał w zwyczaju, potem obniżył się i wleciał przez okno do holu i do pokoju z arrasem.- To jest pierwsze zaklęcie - powiedział Grundy wyciągając żółtą paczuszkę.- Nie, poczekaj! - krzyknął Dor nagle przestraszywszy się ogromu zadania, którego się podjął.Oczekiwał, że będzie jedynie musiał poszukać jakiegoś ukrytego źródła we współczesnym świecie.A tu stanął wobec o wiele bardziej znaczącego przedsięwzięcia.Rzeczy nie do wiary - wejścia w obraz.- Potrzebuję trochę czasu, żeby rozprostować nogi, żeby.- nie mógł zdecydować się, czy naprawdę jest gotów, by podjąć to wyzwanie.Może.Ale Grundy już rozwinął pakiecik.Żółta mgła rozprzestrzeniła się, nasączając powietrze i tworząc małą chmurę.- Nawet nie wiem, które ciało na arrasie.Wtedy rozsnuwająca się mgła otoczyła go ze wszystkich stron.Dor poczuł, jak coś go wciąga, i zaczął spadać, ale nie upadł.Przez moment widział swoje ogłupiałe ciało stojące z boku, z rozwichrzonymi włosami i rozdziawionymi ustami.Potem wielki arras natarł na niego i przeistoczył się w coś ogromnego.Był na nim jakiś robak, ale on także zamazał się.Dor kątem oka dostrzegł fragment utkanej dżungli i muskularnego mężczyznę z olbrzymim mieczem, osaczonego przez.3.SKOCZEKOsaczony przez gobliny Dor dzierżył ogromny miecz.Gobliny przed nim cofały się wystraszone, gdy się do nich zbliżył.Nigdy wcześniej nie widział żywych goblinów.Były to małe, pokręcone, brzydkie stworzenia z nieproporcjonalnie dużymi głowami, rękami i stopami.Gobliny? Oczywiście, że ich wcześniej nie widział! Niewiele było goblinów na powierzchni Xanth w świetle dziennym.Od stuleci ukrywały się w jaskiniach pod powierzchnią.Obawiały się światła.Ale - to już nie była teraźniejszość! To był arras przedstawiający świat sprzed ośmiu wieków.Więc tam mogły żyć gobliny - bezczelne, nie bojące się światła.Lecz on sam - co z nim? Co to za wspaniałe muskularne ciało? Dor nigdy wcześniej nie doświadczył uczucia takiej siły; potężny miecz wydawał się lekki w jego rękach.Wiedział, że jego prawdziwe ciało nie, uniosłoby go nawet oburęcznie.Zatem było to ciało, o jakim marzył.Coś ugryzło go w głowę.Dor trzepnął to ręką z taką siłą, że przez chwilę poczuł się ogłuszony, ale cokolwiek to było zniknęło.Odczuł, jakby zgniótł wesz lub pchłę.Nie posiadał przy sobie żadnego antypchłowego zaklęcia.Tak więc już objawiły się dolegliwości prymitywnego życia.Dżungla otaczała go zewsząd.Wielkie, liściaste gałęzie namacalnie tworzyły gęstą ścianę roślinności.Mniej tu było magicznych roślin niż do tego przywykł.Bardziej przypominały mundańskie drzewa.Właściwie było to logiczne, że Kraina Xanth miała przyrodę bardziej zbliżoną do mundańskiej niż za czasów Dora.Ewolucja - nauczał go pedagog - sprawiła, że magia ewoluowała w kierunku coraz bardziej magicznych stworzeń, które współzawodniczyły w walce o przeżycie.Kątem oka dostrzegł nagle coś niezwykłego.Odwrócił się i - i odkrył, że to nie jego miecz spowodował ucieczkę goblinów.Za nim stał pająk - wzrostu człowieka.Dor zapomniał o zaczajonych goblinach i uniósł miecz, rozkoszując się swoją siłą.Był teraz wyćwiczonym wojownikiem, a mięśnie miał rozrośnięte, krzepkie dzięki ćwiczeniom i uzdolnione do walki mieczem, co poczytał za szczęśliwy omen, gdyż Dor nie był w tym biegły.Sam posiekałby się na kawałki, gdyby jego nowe ciało nie umiało władać mieczem.Pająk zareagował podobnie.Nie posiadał miecza, ale prawie go nie potrzebował.Miał osiem owłosionych nóg i dwoje olbrzymich oczu - nie, czworo oczu, dwa duże i dwa małe - nie - posiadał przynajmniej sześcioro oczu rozmieszczonych na całej głowie.Z części gębowej wystawały dwa ostre kły, a dwa dolne zęby wystawały na zewnątrz paszczy.Był to najbardziej przerażający potwór, jakiego Dor mógł sobie wyobrazić.W tej chwili przygotowywał się do skoku.Na domiar złego to stworzenie mówiło coś do niego, wydając serię klekotów, które mogły jedynie wyrażać pewnego rodzaju groźbę.Grundy potrafiłby to natychmiast przetłumaczyć - ale Grundy był oddalony o osiemset lat do przodu.Uniósł dwie przednie nogi.Chociaż nie miały ani palców, ani pazurów - wyglądały przerażająco.I te żuchwy, oczy.Dor wykonał mieczem manewr mylący, zadziwiając samego siebie: jego ciało działało samo, wykorzystując własne doświadczenie.Potwór cofnął się, wściekle świergocząc.- Co ten stwór próbuje powiedzieć? - zdenerwowany Dor zapytał sam siebie.Nie był pewien, czy zdoła obronić się przed potworem, pomimo własnej wzmocnionej siły i potężnej postury.Miecz, który dzierżył, przemówił.- Znam język walki.Potwór mówi, że naprawdę nie ma ochoty walczyć, ale nigdy dotąd nie widział potwora podobnego tobie.- Potwora takiego jak ja! - wykrzyknął ze zdumieniem Dor.- Czy ten potwór oszalał?- Nie mogę być tutaj sędzia - odparł miecz.- Pojmuję jedynie sprawy dotyczące walki.To stworzenie wydaje się zdezorientowane, ale wystarczająco kompetentne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]