[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśleliśmy, że to przyjaciele, aż było za późno.To były statki Centralnej Kontroli! Albo jakaś część floty się zbuntowała, albo coś strasznego stało się z całym imperium.Zachowywali się, jakby to patrol został wyjęty spod prawa.Atakowali bezlitośnie.Ponieważ wysyłali prawidłowe sygnały, niczego nie podejrzewaliśmy.Zachowywali się, jakby to oni reprezentowali prawo.- Może teraz tak właśnie jest - powiedział Kartr ponuro.- Może była rebelia w tym sektorze.Zwycięzcy mogli systematycznie niszczyć bazy patrolu.To pozwoliłoby im przejąć kontrolę nad szlakami.Bardzo praktyczne posunięcie, jeżeli nastąpiła zmiana rządu.- Też tak pomyśleliśmy.Nie mogę powiedzieć, żeby nam się to spodobało.W końcu zdołaliśmy wejść na pokład jednego statku zaopatrzeniowego i uruchomić patrolowiec.Reszta to już tylko ucieczka przez kosmos.Ustawili się między nami a regularnymi szlakami, więc musieliśmy lecieć w tę stronę.Straciliśmy patrolowiec…Kartr skinął głową.- Widzieliśmy to na ekranie, zanim dostrzegliśmy was.- Staranował statek flagowy, rozumie pan? Statek flagowy floty!- Ale zrobił to skutecznie, proszę o tym nie zapominać.Jest pan pewien, że goniły was tylko dwa statki?- Tyle wykryły nasze ekrany.Ale kiedy żaden z nich nie powróci… jak pan sądzi? Wyślą następne?- Nie wiem.Może wiedzą, że patrol zawsze walczy do końca i uznają, że nastąpiło wzajemne wyniszczenie.Ale Smitt i wasz człowiek będą czuwać.Ostrzegą nas, gdyby ktoś się zbliżał.- A wówczas co?- Ogromne rejony tego świata są dzikie.Będzie gdzie się ukryć w razie czego.Nigdy nas nie znajdą.Pod koniec dnia obóz był już jako tako zorganizowany.Grupa myśliwych zadziałała sprawnie, tak że nikt nie cierpiał głodu.Kobiety zebrały dość miękkich gałązek, liści i traw, żeby dla wszystkich znalazło się posłanie.Nie odebrano żadnych groźnych sygnałów - ekran był cały czas pusty.Zapadła noc.Kartr stał na szczycie schodów patrząc w zamyśleniu na lądowisko.Przez cały dzień kilka osób pomagało mu przeszukiwać pozostałości po obozowisku tubylców.Znaleźli dwie dzidy i garść metalowych grotów strzał - skarby, których znaczenie zostanie właściwie ocenione, kiedy skończą im się ładunki w ostatnim miotaczu i broń wyprodukowana przez ich rozwiniętą cywilizację stanie się bezużyteczna.Jutro znów trzeba będzie zapolować i…- Piękna noc, nieprawdaż, proszę pani? Oczywiście świeci tu tylko jeden księżyc zamiast trzech, ale za to bardzo.Kartr drgnął i odwrócił głowę.Zicti w towarzystwie Adrany zbliżał się w jego stonę.- Trzy księżyce? Tyle świeci nad Zacathan? Dla mnie dwa wydawałyby się bardziej normalne.- Roześmiała się.Dwa księżyce.Kartr starał się przypomnieć sobie wszystkie planety z dwoma księżycami i zastanawiał się, która z nich mogłaby być domem dziewczyny.Znał jednak z dziesięć takich, a na pewno nie były to wszystkie.Żaden człowiek, choćby przeżył cztery życia, nie był w stanie poznać wszystkiego, co kryła w sobie galaktyka.Dwa księżyce to zbyt nikła wskazówka.- O! Sierżant! I pana noc wyciągnęła z łoża? Widząc, jak bardzo polubiłeś ciemny, uśpiony świat, można by pomyśleć, że jesteś Faltharianinem.- Myślałem o przyszłości - odpowiedział.- Nie jestem Faltharianinem, lecz barbarzyńcą - dodał.- Wie pan, co mówiono o nas z Ylene - jadamy surowe mięso i czcimy dziwnych bogów.- A pani? - Zicti zwrócił się do dziewczyny.- Nad którym ze światów pobłyskiwały pani dwa księżyce?Drgnęła, jakby chciała bronić się przed ciosem, chwilę wpatrywała się w lądowisko i dopiero potem odpowiedziała.- Urodziłam się w kosmosie - jestem pół krwi.Mama była z Krift.Ojciec pochodził z któregoś z zewnętrznych układów, nawet nie wiem z którego.Świat z dwoma księżycami pamiętam jedynie z dzieciństwa.Widziałam jednak wiele światów - pochodzę z rodziny patrolu.- Wszyscy widzieliśmy wiele planet - zauważył Kartr - a teraz chyba dokładnie poznamy tę jedną.Zicti z upodobaniem wciągnął wieczorne powietrze.- Ale jakaż ona przyjemna, dzieci moje.Muszę się wam przyznać, że wiążę z nią wielkie nadzieje.- Dobrze wiedzieć, że choć jedna osoba tak myśli - powiedział ponuro Kartr.Jednak Adrana poparła profesora.- Ma pan rację.- Położyła dłoń na pokrytym łuskami ramieniu historyka.- To naprawdę dobry świat.Kiedy byłam na wzgórzu, powietrze smakowało jak wino.Jest wolny i żywy.- Zrobiła pauzę, jakby zdumiona własnymi słowami.- Czuję się tu jak w domu!- Bo to jest Terra, pamięć rasowa…- No nie wiem.Po tak długim czasie, to chyba niemożliwe, prawda?- Kto wie? - zdecydował się zdradzić własne odczucia.- Kiedy tu wylądowaliśmy, kiedy zobaczyłem zieleń tej roślinności, również miałem wrażenie, że coś z tego pamiętam.- Cóż, moje dzieci, ja na pewno nie pamiętam Ziemi, ani też nikt z mojej rasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]