[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajął się tym jednak Siny w błyszczącym hełmie, a BZ skręcił w bok z naglącym pośpiechem.Idąca w górę Ulicy Moon czuła, jak udziela się jej nastrój tłumu, zaraża lekkomyślnym optymizmem, przytłacza dogłębnie świadomością, że jest wreszcie tu - w tym mieście, w Krwawniku, w miejscu niewyobrażalnych przyjemności.Przybyła na czas, zdążyła przed Zmianą, kiedy to prawdopodobieństwa biorą w łeb i wszystko staje się możliwe.Przybyła tu, by odnaleźć Sparksa, by zmienić Zmianę, i dokona tego.Coraz częściej to ona prowadziła Gundhalinu, ciągnęła go pod ludzki prąd; w miarę jak narastało jej zdecydowanie i odwaga, jego opadały.Obejrzała się, słysząc jego kaszel, zobaczyła spoconą twarz i pomyślała, że przerwał odpoczynek i leczenie, by jej pomóc.Gdy jednak zwolniła, pokręcił głową i powiedział ponaglając:- Jesteśmy niemal na miejscu.Wreszcie weszli w Aleję Cytrynową.Moon znalazła otwarty sklep i zapytała właściciela o Fate Ravenglass.Spojrzał na jej twarz z dziwnym zdumieniem, choć zasłoniła tatuaż kołnierzem tuniki.- Fate mieszka tu obok, panienko, ale nie ma jej w domu.W całym mieście dogląda swych masek.Proszę wrócić jutro, może się pani bardziej poszczęści.Moon kiwnęła głową, rozczarowanie odebrało jej głos.Gundhalinu oparł się ciężko o podniszczoną ścianę.- Czy ma pan coś na kaszel?Sklepikarz wzruszył ramionami.- Zostało niewiele.Tylko amulet dający zdrowie.Gundhalinu prychnął pogardliwie i oderwał się od ściany.- Idziemy, rozejrzymy się po piekle.- Nie.- Moon pokręciła głową, chwyciła go za ramię i zatrzymała.- Musimy - musimy najpierw się przespać.Wrócimy tu jutro.Zawahał się.- Na pewno?Kiwnęła kłamliwie głową, ale wiedziała, że BZ nie zdoła długo chodzić, a bez niego beznadziejnie zgubi się w mieście.W końcu znaleźli schronienie u jego poprzedniej gospodyni - pulchnej, opiekuńczej kobiety, która zajęła się nim, gdy tylko uwierzyła, że nie jest duchem.Umieściła ich w pokoju swego syna.- Inspektorze Gundhalinu, wiem, że niczego pan nie ukradnie.BZ uśmiechnął się cierpko, gdy zamknęły się za nimi drzwi, zapewniając wreszcie odosobnienie.- Nie obchodzi jej wcale, czy nie przyprowadziłem cię tutaj w niecnych celach.Moon spojrzała na niego obojętnie.- Co to znaczy?Odpowiedział jeszcze smutniejszym uśmiechem.- W tym mieście pewnie nic.Bogowie, marzę o zobaczeniu znowu gorącej, bieżącej wody! Chcę się wreszcie wykąpać.- Odwrócił się i wszedł do łazienki, po chwili usłyszała płynącą z kranów wodę.Moon swą porcję rybackiego placka, który dostali na ulicy, zjadła, siedząc w oknie, odwrócona plecami do zamierzonej schizofrenii pokoju, jak we wszystkich domach Zimaków rozdartego między morzem a gwiazdami.Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze, patrzyła z góry na Święto, przyglądała się ludziom krążącym jak krew tętnicami miasta.Tylu ich.było ich tylu.Odcięta od źródeł sztucznego ożywienia poczuła, że znowu opuszczają odwaga, że traci pewność, iż kiedykolwiek między tysiącami twarzy znajdzie tę jedną.Sybillowa maszyna przywiodła ją do Krwawnika; ale czego się teraz po niej spodziewa? Aspundth nie potrafił jej powiedzieć niczego o sposobach działania tego urządzenia; stwierdził tylko, że jest najmniej przewidywalną i zrozumiałą z wszystkich rzeczy doświadczanych przez sybille.Wierzyła, że nią kieruje, ale po przybyciu do miasta nie pomogło jej żadne nagłe olśnienie.Czy maszyna porzuciła ją, zapomnianą, zostawiła, by liczyła ziarenka piasku na brzegu nieskończonego morza? Jak bez jej pomocy odnajdzie Sparksa?A co ma robić, jeśli go odszuka? Kim się okaże - zimnym mordercą, wykonującym brudną robotę dla Królowej Śniegu i dzielącym jej łoże? Co może mu powiedzieć, jakie słowa usłyszy od niego? Już dwa razy ją odrzucił, na Neith i na tym straszliwym brzegu.ile razy ma powtarzać, że już jej nie kocha? Czy naprawdę przeszła tyle, by dowiedzieć się o tym bezpośrednio z jego ust? Uniosła dłoń do policzka.Czemu nie mogę go zostawić? Czemu nie dopuszczam tego do siebie? Przez załzawione oczy nie widziała już scen na dole.Odsunęła się kotara łazienki i wyszedł Gundhalinu, czysty i świeżo ogolony, lecz skromnie odziany w swe stare, brudne ubranie.Z westchnieniem rozciągnął się na sofie, jakby nie pozostała mu nawet odrobina siły.Teraz Moon zamknęła się w małej umywalni, skrywając przed nim wątpliwości, o których nie mogła mówić, a nie potrafiła ukryć.Weszła pod prysznic, parująca woda zmniejszyła dręczące ją napięcie, nie mogła jednak zmyć poczucia winy.Wróciła do pokoju okryta jedynie tuniką, wycierając ręcznikiem włosy.Myślała, że Gundhalinu będzie już spał, ale tak jak przedtem ona, tkwił przy oknie, wyglądając na ulicę.Przyłączyła się do niego.Połączeni milczącym zrozumieniem, stali, nie dotykając się, przed kryształowymi szybami.Patrzyli w dół, słuchali bijących w szkło odgłosów Święta.Z drżeniem ust przyglądała się znowu tłumom.- Dlaczego tu przybyłam? Czemu musiałam tu wrócić, choć nie miałam powodu?Zdumiony Gundhalinu spojrzał na nią.- Co zrobię, jeśli nawet go odnajdę? Już go straciłam.Nie chce mnie więcej znać.Ma Królową - przycisnęła dłoń do ust - i gotów jest dla niej umrzeć.- Może pragnie Arienrhod, bo nie ma ciebie? - Gundhalinu wpatrywał się w jej twarz z dziwnym natężeniem.- Jak możesz tak mówić? Jest Królową.- Ale nigdy nie będzie tobą.- Niepewnie dotknął jej palców.- Może to dlatego nie chce dłużej żyć.Złapała go za rękę, przycisnęła do swego policzka, pocałowała.- Tyś sprawił, że miotana dotąd wiatrem, poczułam się teraz cenna.choć od tak dawna jestem zagubiona.- Poczuła, jak płonie jej twarz.Uwolnił swą dłoń.- Nie mów w sandhi! Nie chcę więcej słyszeć tego języka.- Szarpnął niezgrabnie za rękaw swej szorstkiej koszuli, skrywając blizny.- Nie pasuję do niego.Miotany przez wiatr.to odnosi się do mnie, a nie do ciebie.Jestem pianą na fali, kurzem w powietrzu, brudem spod nóg mego ludu.- Przestań! - Powstrzymała go, cierpiąc jego ból.- Przestań, przestań! Nie pozwolę ci w to uwierzyć! To kłamstwo.Jesteś najlepszym, najłagodniejszym, najbardziej uprzejmym ze znanych mi ludzi.Nie pozwolę ci.w to uwierzyć.- Odwrócił się do niej, przyciągając ciemnymi oczami, przyciskając jej plecy rękoma i swym pragnieniem.Powoli, niemal nie wierząc sobie, pochylił głowę, gdy podała mu usta do pocałunku.Moon zamknęła oczy, ucałowała go ponownie z drżącym głodem, poczuła, jak zaczyna ją pieścić zaskoczonymi dłońmi, gdy wreszcie odpowiedziała na jego nie wymówione pytanie.- Jak się tu dostałem? - mruknął.- Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Jak możesz.- Nie wiem.Nie wiem, nie pytaj mnie.- Bo nie ma odpowiedzi.Bo nie mam prawa cię kochać, nigdy nie zamierzałam.a jednak to robię.- BZ.to może okazać się wszystkim, jutro może się zakończyć.- Bo dajesz mi siły na dalsze poszukiwania.- Wiem.- Całował coraz zuchwałej.- To nieważne.Nie proszę cię, byś kochała mnie zawsze.pozwól mi tylko na ten jeden raz.37- Starbuck! - zawołała ponownie Arienrhod, gdy nie spojrzał na nią znad warsztatu.Powoli uniósł nieuchwytną, mroczną twarz, gdy wreszcie uprzytomnił sobie jej obecność.Odsunął przemycone narzędzia i porozbierane urządzenia, których kruche części rozkładał kolejno.Jego pracownię wypełniały przemysłowe wraki, zasady działania niektórych zaczynał już rozumieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •