[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janeczka prychnęła wzgardliwie.- No to co, że umowę.Ale ona wie, że nam zależy, i będzie chciała dostać potworną ilość pieniędzy.Będzie nam robić złośliwości, żeby dostać więcej.- Już robi - uzupełnił Pawełek.Babcia odwróciła się od patelni z mielonymi kotletami.- Co takiego? Co robi?- Złośliwości - powtórzył Pawełek z przekonaniem.- Jakie złośliwości?- Rozmaite - powiedziała konfidencjonalnie Janeczka.- Babciu, ja ci powiem, ale ty nikomu nie mów.Ona kradnie nasze listy.Babcia patrzyła na nią śmiertelnie zdumionym wzrokiem.- Dziecko, co ty opowiadasz, po cóż jej nasze listy?- Po nic.To są złośliwości.Pawełek uznał, że trzeba to babci wyjaśnić jakoś dosadniej.- Ona je potem wrzuca do sedesu - oznajmił.- I spuszcza za nimi wodę.Babci prawie zabrakło tchu.Wizja tak traktowanych listów wydała się jej potworna.- Jezus Mario! - wykrzyknęła ze zgrozą.- Skąd wiesz? Widziałeś?!- Widzieć to ich w sedesie nie widziałem, ale słyszałem spuszczanie wody.Przez chwilę babcia milczała.Ochłonęła z zaskoczenia i opanowała wstrząs.Odwróciła się znów do kotletów.- No wiesz.! - powiedziała z niesmakiem.- I to koniecznie musiało być po naszych listach?Janeczka konsekwentnie podjęła temat.- Ona za każdym razem specjalnie czatuje na listonosza i leci do niego pierwsza i wszystko od niego odbiera.I nigdy nam nic nie oddaje.- No! - przyświadczył żarliwie Pawełek.- Oddała ci co kiedy?Babcia na nowo poczuła się oszołomiona.Słowa dzieci zawierały jakoś dziwnie dużo prawdopodobieństwa.Sąsiadka od początku wydawała jej się wyjątkowo niesympatyczna i rzeczywiście jakby złośliwa.Odwróciła się od patelni.- Nie, ale.Ale przecież dostajemy listy.- No to co? - podchwyciła natychmiast Janeczka.- Skąd wiesz, czy wszystkie? Dostajemy połowę, a tę drugą połowę ona kradnie.Przez złośliwość!Przekonanie, że dzieci mają rację, rosło w babci dość gwałtownie i zakorzeniało się na mur.Już bardzo długo bezskutecznie czekała na list od przyjaciółki z Krakowa.Monika narzekała ostatnio, że spóźnia się jakiś list z zagranicy.Roman również czegoś nie dostawał.- Nie do wiary! - powiedziała z nową zgrozą, bardziej do siebie niż do dzieci.- Coś podobnego! Ale wiecie.No owszem, to jest nawet możliwe.Co za bezczelność! Trzeba koniecznie powiedzieć waszemu ojcu!- Nic podobnego! - zaprotestowała żywo Janeczka.Nikomu nie trzeba mówić, bo od razu będzie potworne piekło! Pawełek poparł siostrę bardzo energicznie.- Żadne takie, ona się wyprze i tyle! I wykombinuje coś innego!- Ależ dzieci, przecież tego nie można tak zostawić!- Toteż właśnie - przyświadczyła Janeczka.- Pewnie, że nie można.Już znaleźliśmy sposób i chcemy ci o nim powiedzieć.Kotlety na patelni zaczęły się przypalać, babcia musiała poświęcić im trochę uwagi.Pośpiesznie odwróciła je na drugą stronę.- Jaki sposób? - spytała podejrzliwie.- Bardzo dobry.- Rozumiem, że z pewnością znakomity, tylko na czym ma polegać?Janeczka wzięła głęboki oddech.Nadszedł najważniejszy punkt programu.- Na tym, że ty też będziesz czatować na listonosza, bo tylko ty jesteś w domu, jak on przychodzi - rzekła uroczyście.- I odbierzesz od niego pierwsza, a ona nie zdąży.- Możesz jej oddawać te dla niej, nie musisz wrzucać do sedesu - dodał Pawełek wspaniałomyślnie.Babcia się jakby zachłysnęła.- Dzieci, czy wy macie źle w głowie?! Jak ja mam czatować na listonosza? Na ulicy?!- E tam, na ulicy! W domu! - zawołał szybko Pawełek.- Na ulicy będzie czatował Chaber.- Nie na ulicy, tylko przy furtce - sprostowała Janeczka.- Już jest wytresowany, nauczyliśmy go.Przyleci do ciebie i powie, że idzie listonosz, i wtedy ty prędko wyjdziesz.Może nawet zaszczeka.Musisz na niego uważać i od razu wyjść do tego listonosza, bo inaczej cała tresura będzie na nic.- Potem jeszcze musisz go pochwalić, że dobry pies.Babcia zdjęła z patelni nieco dziwnie usmażone kotlety, z jednej strony przypalone, a z drugiej przesadnie blade, i ułożyła na niej nową porcję.Oswajała się z propozycją.- Wiecie, że to jest bardzo oryginalny sposób - rzekła po chwili milczenia.- To znaczy, że mam współpracować z psem?- Nie wiem, dlaczego nie - powiedziała Janeczka z lekką urazą.-Z nim się bardzo dobrze współpracuje.Babcia znów się przez chwilę zastanawiała.Wahała się, najwidoczniej miała jakieś wątpliwości.- No przecież chyba nie zostawisz na zatracenie listów całej rodziny?! - wykrzyknął potępiająco Pawełek.- Co wy macie za pomysły.- To są bardzo dobre pomysły! Babciu, zgódź się! No powiedz, będziesz na niego uważać?Babcia zaczęła się łamać.Pomysł dzieci był tak dziwny, że przez samą swoją dziwność wart wypróbowania.Właściwie na podstęp tej złośliwej baby należało odpowiedzieć również podstępem.Pies, wiadomo, dopilnuje lepiej niż człowiek.Kiedy woda na kisiel zaczęła wrzeć, molestowana babcia wyraziła wreszcie zgodę.Odzyskała już równowagę umysłową.- Ale nie dłużej niż trzy dni - zastrzegła się.- Jeśli nic z tego nie wyjdzie, trzeba będzie powiedzieć wszystko waszemu ojcu.Od kiedy mam zacząć tę współpracę z waszym genialnym psem?- Od jutra - powiedział z wielką ulgą Pawełek.- Żebyś wiedziała, że on jest rzeczywiście genialny! Jeszcze się przekonasz!- Znakomicie, może dzięki niemu sama dojrzeję umysłowo.Kto chce wylizać garnek po kisielu?- Ja!!! - wrzasnęli wielkim głosem Janeczka i Pawełek i równocześnie zerwali się ze stołków.Genialny pies pamiętał o listonoszu i spełnił swoje zadanie bezbłędnie.Wiedział już, że jeśli tylko pojawia się owa istota woniejąca pocztą, należy natychmiast coś zrobić.Przez ostatnie trzy dni biegło się do babci.Teraz nie było w domu ani jego pani, ani zastępującego ją pana, musiał zatem popędzić do babci sam.Woń istoty wyczuł z bardzo wielkiej odległości i ruszył natychmiast.Doskonale umiał skakać na klamkę i sam otwierać sobie drzwi.Babcia skończyła właśnie przepierkę i wyszła z łazienki.Ujrzała wpadającego psa, zaniepokoiła się, że nabłoci, ale od razu zaintrygował ją swoim zachowaniem.Kręcił się, skomląc cichutko, biegł do drzwi, oglądał się za nią, wracał, znów odbiegał i najwyraźniej w świecie czegoś chciał.Babcia zatrzymała się w holu, nieco stropiona, pełna najlepszych chęci, żeby spełnić jego życzenie.- Czego ty możesz chcieć ode mnie, piesku? - zastanawiała się na głos.- Znalazłeś tam coś? Chcesz, żebym wyszła z tobą? Zapraszasz mnie, to widzę, co ty mi tam chcesz pokazać.?I nagle przypomniało jej się, co to może być.- A! - wykrzyknęła półgłosem, z ożywieniem.- Pewnie ten listonosz? Czekaj że, czekaj, już idę!.Pośpiesznie zmieniła pantofle i wybiegła do ogrodu.Chaber w podskokach, uradowany, pędził przed nią do furtki.Kiedy go dogoniła, listonosz już był w pobliżu.- Rzeczywiście - powiedziała zdumiona babcia.- Jaki dobry, mądry pies! To ja jestem gapa, ledwo zdążyłam.Dzień dobry panu!- Moje uszanowanie pani! - zawołał wesoło listonosz.- Ma pan coś dla nas?- Coś tu chyba jest, już patrzę.- Nazwisko Chabrowicz - podpowiedziała żywo babcia.- Albo Nowicka.Listonosz wyciągnął z torby plik listów i znalazł w nim jeden.- Tak jest.Rafał Nowicki.Proszę bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]