[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadciągała również Armia Niedźwiedzia - każdy ogromny niedźwiedź szedł wyprostowany niosąc tarczę i pałkę.Wraz z nimi posuwała się Armia Chaosu - zdeformowani wojownicy, podobni do tych, których napotkali w żółtej otchłani.Prowadził ich wysoki jeździec, cały zakuty w błyszczącą zbroję - niewątpliwie wysłannik Królowej Xiombarg, o którym słyszeli już wcześniej.Na wprost maszerującej czeredy znajdowały się mury Halwygu-nan-Vake, które z tej odległości układały się w skomplikowany kwiatowy ornament.Z szeregów upiornej hordy dochodziło bicie bębnów, a przeraźliwy odgłos piszczałek wzywał do mordu.W niebo wzbijał się docierający aż do statku powietrznego, mrożący krew w żyłach rechot, a z gardła psów wydobywało się wycie - szydercze wycie w oczekiwaniu łatwego zwycięstwa.Corum splunął w dół, znów czując w nozdrzach odór Chaosu.Ogarnął go gniew i jego ludzkie oko stało się niemal czarne, ze złoto połyskującą tęczówką.Jeszcze raz splunął na ciągnącą dołem odrażającą armię.W sercu księcia odżyła nienawiść do Mabdeńczyków, którzy wymordowali jego rodzinę, a jego samego okaleczyli.Z gardła wyrwał mu się dziki okrzyk, a ręka odruchowo powędrowała do rękojeści miecza.Zobaczył chorągiew Lyra-a-Brode - prosty, zniszczony kawałek materii ze znakami Psa i Niedźwiedzia.W szeregach barbarzyńców zawzięcie wypatrywał swego największego wroga, Hrabiego Glandytha-a-Krae.- Corumie - odezwała się Rhalina - nie trać niepotrzebnie sił.Spróbuj się uspokoić i zachowaj energię na walkę, która nas niechybnie czeka!Opadł na siedzenie, a jego ludzkie oko powoli odzyskiwało swą zwykłą barwę.Dyszał ciężko jak jeden z psów maszerujących pod nimi, klejnoty zaś pokrywające jego osłonięte, nienaturalne oko pulsowały swoim własnym gniewem.Widząc go takim, Rhalina zadrżała.Niemal nie przypominał śmiertelnika, wyglądał jak opętany półbóg z naj-mroczniejszych mabdeńskich legend, i jej miłość ku niemu ustąpiła miejsca przerażeniu.Corum szlochając ukrył zmienioną twarz w dłoniach.Trwał tak, póki nie opuścił go ten nastrój i nie mógł znów normalnie spojrzeć na Rhalinę.Gniew i walka, by go stłumić, wyczerpały księcia.Blady i bez sił wyciągnął się na siedzeniu, przytrzymując się jedną ręką mosiężnej poręczy statku powietrznego, który właśnie zaczął kołować nad Halwygiem.- Jeszcze niewiele ponad kilometr - powiedział Jhary półgłosem.- Jeśli nic ich nie powstrzyma, do rana otoczą miasto.- Żadna z naszych armii nie zdoła ich powstrzymać - rzekła z rozpaczą Rhalina.- Obawiam się, że panowanie Lorda Arkyna nie potrwa długo.Bębny grzmiały tryumfalnie, a piszczałki wciąż obwieszczały zwycięstwo.Wycie Armii Psa, ryki Armii Niedźwiedzia, chichot i wrzask Armii Chaosu, drżenie ziemi pod kopytami końskich kopyt, chrzęst uprzęży, szczęk oręża, turkot obitych żelaznymi obręczami kół rydwanów i potężny śmiech barbarzyńców - wszystko to narastało z każdą chwilą, w miarę jak piekielna armia nieuchronnie zbliżała się ku Miastu Kwiatów.Rozdział drugiOBLĘŻENIESłońce chyliło się już ku zachodowi, a statek powietrzny krążył coraz niżej nad zamarłym w ciszy miastem, którego wieże gromkim echem odbijały hałas wzniecany przez maszerującą nieubłaganie w jego kierunku szatańską hordę.Na ulicach i w parkach Halwygu obozowali znużeni żołnierze o przekrwionych oczach, zajmując każdy skrawek wolnego miejsca, jaki tylko zdołali znaleźć.Podeptano kwiaty, a krzewy ogołocono z jadalnych owoców, aby nakarmić wojowników, których siły barbarzyńców zmusiły do odwrotu do miasta.Żołnierze byli tak zmęczeni, że tylko paru z nich uniosło głowy, gdy statek powietrzny przelatywał nad nimi w drodze do pałacu Króla Onalda.Wylądował na opustoszałych blankach, ale niemal natychmiast pojawili się strażnicy - w hełmach z rozkolca i pancerzach z masy perłowej, trzymający okrągłe tarcze z wielkich muszli, charakterystyczne dla Lywm-an-Eshu, uzbrojeni w miecze i włócznie - i rzucili się, by pojmać pasażerów pojazdu, najwyraźniej biorąc ich za nieprzyjaciół.Jednak ujrzawszy Rhalinę i Coruma, z ulgą opuścili broń.Kilku z nich odniosło rany w dotychczasowych walkach z wojskami barbarzyńców, a wszystkim przydałby się dłuższy wypoczynek.- Książę Corumie - odezwał się dowódca - zawiadomię króla, że jesteś.- Dziękuję.Mam nadzieję, że w tym czasie twoi żołnierze zaopiekują się tymi ludźmi, których niedawno ocaliliśmy z rąk bandy Lyra.- Uczynimy to, choć jedzenia jest bardzo niewiele.- Dla zdobycia żywności możecie użyć statku powietrznego - oznajmił Corum po krótkim namyśle.- Choć pod żadnym pozorem nie wolno go narażać na niebezpieczeństwo.Może uda się znaleźć w okolicy coś do jedzenia.- Książę, oto spis niezwykle rzadkich minerałów - zwrócił się do Coruma sternik, wręczając mu zwitek wyjęty z kieszeni kurtki - które są potrzebne naszemu miastu, jeżeli ma podjąć próbę ponownego przedarcia się przez Granicę Światów.- Jeśli uda się wezwać Arkyna - odparł Corum - jemu przekażę tę listę, gdyż jako bóg wie więcej o tych sprawach, niż ktokolwiek z nas.W tej samej co poprzednio, prostej komnacie wciąż zawalonej mapami kraju zastali zasępionego Króla Onalda.- Jak sobie radzi twoje państwo, królu? - spytał Jhary-a-Conel na powitanie.- Trudno to już nazwać państwem.Spychano nas coraz dalej i dalej, aż wreszcie nasze niedobitki zgromadziły się tu, w Halwygu.- Wskazał na wielką mapę Lywm-an-Eshu - hrabstwo Arluth-a-Kal - zdobyte od strony morza przez najeźdźców z Bro-an-Mabden, hrabstwo Pengarde z jego starożytną stolicą Enyn-an-Aldarn - spalone do gołej ziemi, a płomienie doszły aż do Jeziora Calenyk.Słyszałem, że w księstwie Oryn-nan-Calywn stawiają jeszcze opór w górach na południu, podobnie jak w księstwie Haun-a-Gwyragh - ale Bedwilral-nan-Rywn oraz hrabstwo Gal-a-Gorow zostały całkowicie zajęte.O księstwie Palantyrn-an-Kenak nie mam żadnych wieści.- Padło - powiedział Corum.- Ach tak, padło.- Okrążają nas ze wszystkich stron - stwierdził Jhary, uważnie studiując mapę.- Wysadzili wojska na każdym wybrzeżu, potem systematycznie zacieśniali pętlę.Wszystkie oddziały zdążają w jednym kierunku, do Halwygu-nan- Vake.Nie podejrzewałbym barbarzyńców o umiejętność zaplanowania tak wyszukanej strategii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]