[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inną razą Boruta uprzykrzywszy sobie siedzieć na skarbach w lochach łęczyckichumyślił przejść się po okolicznej szlachcie.Przypadkiem trafił na wesele, pił i hulał; apodochociwszy sobie wdał się w kłótnię, tak że musiał stanąć szlachcicowi do korda, któ-ry, że był zawołanym rębaczem, uciął mu od razu pazur u łapy.Odtąd Boruta nie chce wyłazić z lochu, bo mu wstyd, że go szlachcic obciął tak szka-radnie.* O Borucie krąży taż powieść i w Litwie nadniemieńskiej.96153.TwardowskiTwardowski był dobry szlachcic, bo po mieczu i kądzieli.Chciał mieć więcej rozumu,niż mają drudzy poczciwi ludzie, i znalezć od śmierci lekarstwo, bo nie chciało mu sięumrzeć.W starej księdze raz wyczytał, jak diabła przywołać można:o północnej przeto dobie wychodzi z Krakowa, kędy leczył w całym mieście i przy-bywszy na Krzemionki, zaczął biesa głośno przywoływać.Stanął prędko zawezwany; jakw one czasy bywało, zawarli z sobą umowę.Na kolanach zaraz diabeł napisał długi cyro-graf, który własną krwią Twardowski, wyciśniętą z serdecznego palca, podpisał.Między wielą warunkami był ten główny: że dopóty ni do ciała, ni do duszy czart niema żadnego prawa, dopóki Twardowskiego w Rzymie nie ułapi.Na mocy tej to umowy diabłu jako swemu słudze rozkazał naprzód, by z całej Polskisrebro naniósł w jedno miejsce i piaskiem dobrze przysypał.Wskazał mu Olkusz; po-słuszny służka dopełnił rozkaz wydany i z tego srebra powstała sławna kopalnia srebra wOlkuszu.Wszystko, co jeno zażądał żywnie, miał na swoim zawołaniu: jezdził na malowanymkoniu, latał w powietrzu bez skrzydeł, w daleką drogę siadł na kogucie i prędzej bieżał niżkonno; pływał po Wiśle ze swoją kochanką wstecz wody bez wiosła i żagli, ogromny ka-mień pod Czerwińskiem sam przyniósł i jednej nocy wykopał pod Knyszynem staw Czechowizną zwany.Upodobawszy jedną pannę chciał się ożenić, ale panna chowała we flaszce robaka ipod tym warunkiem obiecywała oddać temu rękę, kto zgadnie, co to za robak?Twardowski w ciemię nie bity, przebrał się za dziada i przyszedł do ładnej panny.Pytago zaraz ukazując z dala flaszeczkę:Co to za zwierz, robak czy wąż? Kto to odgadnie, będzie mój mąż.A Twardowski odrzekł na to: To jest pszczółka, mościwa panno! Zgadł w istocie iwnet się ożenił.Pani Twardowska na rynku krakowskim ulepiła z gliny domek i w nim przedawałagarnki i misy.Twardowski za bogatego przebrany pana, przejeżdżając z licznym dworem,tłuc je zawsze czeladzi kazał.A kiedy żona ze złości wyklinała w pień, co żyje, on siedzącw pięknej kolasie śmiał się szczerze z tej psoty.Złota miał zawsze by piasku, bo co chciał, to diabeł znosił.Kiedy długo dokazuje, razbył zaszedł w bór cienisty bez narzędzi czarnoksięskich.Zaczął dumać zamyślony; naglenapada go diabeł i żąda, aby niezwłocznie udał się do Rzymu.Rozgniewany czarnoksiężnik mocą swojego zaklęcia zmusił biesa do ucieczki, zgrzy-tając kłami ze złości, wyrywa sosnę z korzeniem i tak silnie Twardowskiego uderzył poobu nogach, że jedną zgruchotał cale.Od one j doby już był kulawy i zwany odtąd po-wszech nie kuternogą.W ostatku sprzykrzywszy sobie, zły duch czekając dość długo na97duszę czarnoksiężnika, przybiera postać dworzana i jak biegłego lekarza zaprasza niby doswojego pana, że potrzebuje pomocy.Twardowski za posłańcem spieszy do jednej wsi wSandomierskiem, nie wiedząc, że w niej się gospoda nazywała Rzymem.Skoro tylko próg przestąpił onej karczmy, mnóstwo kruków osiadło dach cały i wrza-skliwymi głosy napełniało powietrze.Twardowski od razu poznał, co go może tutaj spo-tkać, więc z kołyski dziecię małe, świeżo dopiero ochrzczone, porywa na ręce i zaczynapiastować, gdy w własnej postaci wpada diabeł do izby.Chociaż był pięknie ubrany, miał kapelusz trójgraniasty, frak niemiecki z długą nabrzuch kamizelką, spodnie krótkie i obcisłe, a trzewiczki ze sprzączkami wszyscy po-znali go od razu, bo wyglądały rogi spod kapelusza, pazury z trzewika i harcap z tyłu.Już chciał porwać Twardowskiego, gdy spostrzegł wielką przeszkodę, bo małe dziecięna ręku, do którego nie miał prawa.Ale bies wnet znalazł sposób, przystąpił do czarowni-ka i rzecze: Jesteś dobry szlachcic, zatem verbum nobile, debet esse stabile.Twardowski widząc, że nie może złamać szlacheckiego słowa, złożył w kołysce dzie-cię, a wraz ze swym.towarzyszem wylecieli wprost kominem.Zawrzasło radośnie stado kruków.Lecą wyżej, coraz wyżej.Twardowski nie straciłducha: spojrzy na dół widzi ziemię i miasto Kraków.%7łal mu szczery serce ścisnął: tam zostawił wszystko, co kochał w życiu, ozwało się wnim uczucie z lat niewinności i zanucił godzinki.Bowiem w młodości swojej, kiedy byłpobożny, ułożył był kantyczki na cześć Marii i Jezusa.To go uratowało od piekielnej mocy, albowiem gdy skończył ona pieśń, poznał zdzi-wiony, że już więcej w górę nie leci i że zawisł w powietrzu.Oglądnie się koło siebie, jużnie widzi towarzysza swej podróży, głos tylko mocny słyszy nad sobą: Zostaniesz do dnia sądnego zawieszony jak teraz!Dziś, gdy miesiąc zejdzie w pełni, pokazują czarną plamkę, która jest ciałem Twar-dowskiego zawieszonym do dnia sądnego.154.Dziewięć groszyMieszkał w Bydgoszczy szlachcic polski, który piękny majątek osiągniony po przod-kach zmarnowawszy, po kraju się włóczył.Przypadek sprowadził Twardowskiego do te-goż miasta.Z nim marnotrawca znajomość zawiera, stanu swojego się zwierza i aby goswą cudowną sztuką z niedostatku wydzwignął, prosi.Lituje się Twardowski, proszącemudaje radę, zalecając, iż od ścisłego jej dopełnienia wszystko zależy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]