[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach, to może i pan mnie kiedy odwiedzi?- Jeżeli tylko zatęsknię za rajem, uczynię to niewątpliwie.Panie Ralfie! Niech pan otwiera butelkę, tylko ostrożnie! To stary miód, starszy nawet od pana Mościrzeckiego.Wypijemy i jego zdrowie, bo mu się to za taki miód należy.- Nie boi się pan? - zapytała ostrzegawczym szeptem panna Katarzyna.- Z panią i diabła się nie boję! Zresztą do pewnych granic mam prawo rozporządzania piwnicą w wyjątkowych okolicznościach.gdyby tu niespodzianie przyjechał albo biskup.albo wojewoda.Ponieważ ani biskup, ani wojewoda nigdy się w tym domu nie pojawią, więc korzystam z miłej okazji.A zresztą, co mi tam! Gdyby mi pan Mościrzecki kazał zapłacić za te dwie mizerne butelczyny.to ja ostatnią koszulę…Dziurawiec się rozczulił.- …ja bym dla pani, szanowna panno Katarzyno… ja bym… O, panie Ralfie! Otworzył pan? Niech pan naleje z łaski swojej! Ha! Co się panu stało?Ralf czynił dziwaczne jakieś sztuki.Nalał połowę szklanki, ujął ją w ręce, spojrzał pod światło.potem powąchał.potem skosztował i potem ogłosił z łajdackim spokojem:- To czysta woda.panie Dziurawiec!- Nie może być! Pan żartuje… Woda?Zerwał się z krzesła i pochwycił szklankę.- Jak mi Bóg miły, woda! Prędko, prędko…Niech pan otworzy drugą butelkę!- Też woda ! - oznajmił Ralf.- Ale poczekajmy, może się stanie cud i woda zamieni się w miód.- To straszne, to straszne! - biadał nieszczęsny Dziurawiec.- Bardzo wszystkich przepraszam, ale przysięgam, że nic nie wiedziałem o tym okropnym szachrajstwie.- Po co się pan tłumaczy? - pocieszała go ciocia Kasia, widząc jego rozpacz.- Ale kto nalał do butelek wody? - pytał sam siebie.- Pewnie ten, co wypił miód - odrzekł Ralf roztropnie.Dziurawiec usiadł, zmiażdżony.Nachylił się ku pannie Katarzynie i rzekł chmurnie:- To pan Mościrzecki uczynił tę sztukę.To on wypił miód, a ja najadłem się wstydu.Ale po co nalał wody?- Może przewidział, że nas pan zechce ugościć.Niech pan dziękuje Bogu, że nie nalał trucizny.Ech, co tam! Woda jest szlachetnym napojem.Wesoło, panie Adamie!- Mnie jest bardzo smutno… Teraz rozumiem, dlaczego oddał mi klucz od piwnicy, z którym nie rozstawał się nigdy.Dał mi wtedy, kiedy w piwnicy była tylko woda i kiedy resztę szlachetnych napojów kazał przynieść do schowka obok swego pokoju.- Dawno to było?- Dawno, kiedy jeszcze mógł chodzić.Pewnie mu się zdawało, że uczynił dobry żart.Bardzo mi przykro, bardzo mi przykro!…Panna Katarzyna nie dopuściła jednakże do tego, by pan Mościrzecki im urągał, chociaż sam o tym nie wiedział.Jak on wody do omszałych butelek, tak ona dolała otuchy do omszałego serca pana Adama i rozweseliła wszystkich zapowiedzią, co to ona uczyni w tym domu.Jedna tylko pani Marta słuchała z trwogą, słusznie rozumując, że skoro ciocię Kasię ogarnie zapał oczyszczania wszystkich domów, w których przebywa, to i jej dom też to czeka.Prędko jednak odeszło ją to zmartwienie, gdyż trzeba było się żegnać.Wkrótce pojawiły się przed domem końskie widma, pochyliły zamyślone łby ku matce ziemi i cierpliwie czekały.Ciocia Kasia podjęła się obowiązku pożegnania gospodarza przy sprzyjających okolicznościach, a Dziurawiec, zniknąwszy na czas krótki, powrócił z naręczem jesiennych, bladych kwiatków, które wręczył odjeżdżającym paniom z niskimi ukłonami wedle starej mody.Rzucono się sobie w objęcia, zamieniano uściski i uśmiechy, wedle zwyczaju bardzo łzawe i żałośliwe, przypominano obietnice, zaczęto całować się da capo.Ralf wygramolił się na kozioł kałamaszki, a Dziurawiec pomagał damom przy wsiadaniu.Konie podniosły wprawdzie łby i obejrzały się poza siebie, jak gdyby pragnąc stwierdzić obciążenie wózka, lecz nie chciały ruszyć mimo tkliwej namowy Ralfa.Dopiero ciocia Kasia zakrzyknęła tak gromko, że jasnokościste chabety przeraziwszy się poderwały skrzypiący wózek.Pan Mościrzecki patrzył na ten wyjazd przez okno spojrzeniem chmurnym: oto go bezpowrotnie opuszczało na jego własnym wózku jego własne dwadzieścia tysięcy.I za co? Za mętne, bogdaj że deliryczne obietnice szalonego rejenta.Wprawdzie ta miła pani Zofia próbowała w niego wmówić, że istnieją na świecie piękniejsze rzeczy niż pieniądze, ale niech jej się uda żyć bez pieniędzy! Zapewne, są tacy, co umieją dokazać tej sztuki, są to jednak łapserdacy i farmazony, co albo piszą niepotrzebne nikomu książki, albo malują niepotrzebne obrazy.Ot, gada miła pani, aby gadać… I komuż to mówi? Jemu? Wprawdzie i ona chciała oddać pieniądze czego on nie jest w stanie pojąć, ale diabła zjedzą wszyscy razem, nim go spostponują.Chcieli go zawstydzić - oczywiście! - ale im się nie udało.Stać go na to, by okazać gest! W jakiś sposób odbije sobie wielką stratę, jutro czy pojutrze, wszystko jedno.Z bernardynami wiedzie proces o kawał ziemi i o młody las, a jeżeli go wygra, co się niebawem rozstrzygnie, więcej na tym zarobi, niż wczoraj utracił.Przerwał rozmyślania, gdyż go coś nadzwyczajnie nagle zajęło.Patrzył ze zdumieniem przez okno: oto po siedemkroć przeklęty Dziurawiec stąpa obok panny Katarzyny, powracając od wjazdowej bramy.Nie, nie stąpa! Diabelski Dziurawiec pląsa! W jednej ręce trzyma kapelusz, jak gdyby towarzyszył hiszpańskiej królowej, a w drugiej pęk nasturcji.Zwariował chłop, po prostu zwariował! Rozprawia o czymś żywo, przewraca oczami, jakby się dławił rybią ością, a ona się uśmiecha.„Ani chybi! - pomyślał.- Ten człowiek jest opętany.A ta straszna baba coś mu tłumaczy…Panna Katarzyna przystanęła nad sadzawką i o czymś długo mówiła, a Dziurawiec kiwał głową na znak, że rozumie.- Co oni knują? - mruczał pan Wojciech.- To piekielna spółka! Co oni knują?Patrzcie, patrzcie! Dał jej kwiaty, a ona je wzięła…Przetarł z niedowierzaniem oczy, zamknął je i znowu otworzył: jeszcze stoją nad wodą.Panna Katarzyna oderwała kilka kwietnych płatków i rzuciła je na wodę, jak gdyby chciała nimi nakarmić nie istniejącego karpia.- Myślałby kto, że to podlotek! - zaśmiał SIę cierpko.- A Herod przy niej nie umiałby doliczyć do trzech.Ten stary koń znowu do niej oczami zawraca.Gotów jeszcze wskoczyć do sadzawki, jak mi Bóg miły!Dziurawiec jednak wcale nie myślał się topić, widać bowiem było wyraźnie, że jest rozradowany i bardzo czymś przejęty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]