[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kapłani czy chcą, czy nie, będą musieli przyjąćCały świat zakołysał się i zawirował w szaleńczym słowa Boga, wypowiedziane moimi ustami!piruecie, a Arczibalda pochłonęły ciemności.- Jeśli powiesz coś, co nie będzie po ich myśli,uznają cię za szaleńca i w najlepszym razie wygonią z*** królestwa.A mnie spalą!- Na razie nic im nie powiemy, Arczibaldzie, zKiedy Arczibald doszedł do siebie, wewnątrz groty wyjątkiem tego, co chcą usłyszeć.A pózniej krok popanował półmrok.Z trudem podniósł się z podłogi i kroku.podszedł do Wienawiela, który dalej leżał - Jak kropla drążąca skałę.nieprzytomny.Przewrócił go na plecy.Chłopiec patrzył - Jak kropla, przyjacielu.na opiekuna szeroko otwartymi, nie-widzącymi oczami.Nie zastanawiając się długo, Arczibald wymierzyłWybrańcowi siarczysty policzek.Potem drugi, trzeci.jeszcze raz.i jeszcze.Twarz chłopca umazana byłakrwią sączącą się z rozciętych warg i rozbitego nosa,ale Arczibald nie przestawał.Musiał go wyrwać z objęćniebytu, uświadomić mu jego istnienie poprzez ból.Nagle Wienawiel zasłonił się ręką i ledwo słyszalnymszeptem spytał:- Dlaczego mnie bijesz, wojowniku?Arczibald odsunął się na bok i legł obok Wybrańca.Czuł w sobie ogromną pustkę i przejmujący ból wpiersiach.Z trudem łapał oddech.Tymczasem chłopak,wciąż jeszcze oszołomiony, usiadł i zaczął wycieraćtwarz.Pózniej podszedł na czworakach do wojownika i,widząc jego poparzone ramiona, szybko sięgnął doworeczka przy pasie.Wyciągnął stamtąd mały flakonik,po czym odsłonił osmalone rany i natarł je maścią.Arczibald poczuł ulgę.Ból nie zniknął całkowicie, alestał się znośny.- Uciekajmy stąd.On w każdej chwili może naszabić!- Nie, Arczibaldzie.On już nas nie zabije.On dałnam ostatnią szansę.- Nic z tego nie rozumiem.Czemu więc chciał ciodebrać rozum?KWIECIEC 2001ROBERT ZARBASchodzili z góry w milczeniu.Nagle Wienawielspojrzał na Arczibalda z chytrym uśmiechem i rzekł:- Na początek oznajmimy, że wolą Boga jest, abyzebrać w jedną armię wszystkie kompanie najemnychwojowników i poprowadzić ich na krucjatę za ocean.- Przecież za oceanem nic nie ma!- Być może, ale taka jest wola Boga.- Przecież to nic nie da.Będą płynąć przez kilka dnina zachód i jeśli nie napotkają w tym czasie żadnegolądu, zawrócą!- Nie zawrócą, jeśli trzeciego dnia odkryją składrumu pod pokładami statków, a czwartego dnia obudząsię bez kapitanów i załogi.- Zaraz, zaraz! Po trzech dniach żeglowania nazachód wpadną w silne prądy morskie, które zniosą ichna północ! Bez doświadczonych żeglarzy nigdy sięstamtąd nie wyrwą!- Czyż nie dobija się chorych koni, Arczibaldzie?Robert ZarębaKWIECIEC 2001SHORTYKRZYSZTOF KOCHACSKIKRZYSZTOF KOCHACSKISHORTYDzisiaj nie mogłem wysiąść, gdyż pociąg nieNarodziny życiazatrzymał się na mojej stacji.Nie zatrzymał się równieżTAXIhold przemieszczał się w czasoprzestrzeni dona żadnej następnej.Ponad cztery godziny temuIV Sektora Drugiej Spirali.W sekcji pasażerskiejwłożyłem płaszcz i wraz z kilkoma innymi pasażeramiprzebywał R=a=n=z=a ze swoim synkiem E=l=l=o,ustawiłem się przy drzwiach, lecz ku naszemuśniącym dziecięce marzenia w wygodnym hamaku.zaskoczeniu pociąg nawet nie zwolnił.Za oknamiByli jedynymi pasażerami TAXIholda.mignęły nam tylko sylwetki stojących na peronieTkwiący przy sterach pilot był bardzo zadowolony zpodróżnych i kolorowy lizak automatycznegotego kursu; rzadko trafiał się tak głęboki przelot.zawiadowcy (produkcji IBM) i już pędziliśmy dalej.Partneromąż R=a=n=z=y uległ groznemu wypadkowiSiedzący obok mnie młodzian, osowiały i obojętnyna jednej z planet gwiazdy IV Sektora i terazna wszystko, powiedział wtedy zdumionym falsetem:R=a=n=z=a, kochający partnero-żona, podążał ku- To niemożliwe!niemu, poważnie zaniepokojony.Czas naglił, więcOczywiście nie miał racji, skoro fakt już zaistniał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]