[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.mijało się z celem.Odmieńcy czekali na powrót.Wielki, biały orzeł wygramolił się na dach Czekali na setki tłustych, poznańskich ciężarówektransportera po specjalnej żerdzi.Wagner nie miał wypełnionych żarciem, zaopatrzeniem, paliwem ipojęcia, kto tego imbecyla mianował szefem zwiadu - całymi tonami innych dóbr.Teraz głowa w piasek.najprawdopodobniej dostał stopień sierżanta tylko Potem pokażą, na co ich stać.dlatego, że był symbolem narodowego godła.Orzeł dowodzący zwiadem nie był jednak aż takWcale nie był bardziej inteligentny od sokołów, głupi, jak się wydawało Wagnerowi.Wydzielił zektórymi przyszło mu dowodzić, a które właśnie swojego plutonu dwa sokoły, które oderwały się odwzbijały się w powietrze z pozostałych transporterów.grupy obserwacyjnej.Po chwili major coś zauważył wZorg patrzył na startujące ptaszyska i odruchowo okularach swojej lornetki.Pojedynczy gołąb.Ranny.oblizał się.Ciekawe, czy w głowie porucznika pojawił Ledwie leciał.Jeden z sokołów wsunął się "podsię pomysł, żeby zjeść sierżanta? kuriera", tworząc cień, który miał zwabić ewentualnychMijali właśnie resztki betonowych umocnień, jakieś amatorów strzałów z myśliwskich dwururek.Drugirowy przeciwczołgowe, bunkry, transzeje, leciał wyżej, osłaniając tyłek pocztowemu ptaszkowizdewastowane stacje radarowe, laserowe Odbojniki.przed atakami wrogich jastrzębi.Jak w podręcznikuKto mógł i nie miał obowiązków wewnątrz pojazdu, lotniczego zwiadu.Trojka sokołów i orzeł kołowałagramolił się na blaszany dach i kładł się za kilkanaście metrów ponad nimi, mogąc w każdej chwiliprzymocowanymi na sztorc do burt pancernymi udzielić wsparcia patrolowi osłony.Jak w podręczniku.płytami.Podmuch powietrza, wywołany pędem Gołąb, dobywając resztek sił, wylądował na wieżyczcepojazdu, przynosił pewną ulgę.Martha, pojazdu Wagnera.Major zdjął mu z nogi opaskę zprzesympatyczna węgierska dziewczyna, obciążona meldunkiem.erkaemem obsunęła się w dół i na chwilę zawisła we - Aleksiej.Psia twaja mutti - ryknął.- Zajmij sięwłazie na samych rękach.Najemniczka, poza taśmami kurierem.amunicyjnymi, miała na sobie tylko keylarowy Rosyjski weterynarz wziął podziurawionego śrutemochraniacz na piersi; turban i czarczaf, toteż Wagner i gołębia.Zorg gapili się bez żenady na jej wierzgające, kształtne - Spakojna, gospodin major.Budiet' leben.nogi i gładko wydepilowane podbrzusze.Potem Wagner rozwinął małą karteczkę.spojrzeli na siebie."Do pierwszego dowódcy grupy uderzeniowej:- Ty.Biorą cię ludzkie samice? Gepard przekrzywił Pawelec, generał, garnizon Twierdzy Poznań.głowę.Minęliśmy -Checkpoint Leszno.Mam meldunek, że- No thhhrochhhhe thak - przyznał porucznik, poprzedni konwój zatrzymany przy bunkrach feuerbaseprzechodząc na język polski, żeby nie zrozumiał go nikt Rawicz.Korek! Wsparcie wymagane na pustyni zainny z załogi.-Onha.wyghhląda na shhhmaczną.Wzgórzami Trzebnickimi.Pilne! Wykonać."Wagner nigdy nie wiedział, czy zmienione - Jezu - jęknął Wagner.- O żesz ty.Zorg wychyliłgenetycznie zwierzęta mają poczucie humoru.Wolał głowę z włazu.sobie nie wyobrażać, co gepardy robią z jeńcami.- Whhhhat?Uniósł się na łokciach, wystawiając głowę z wieżyczki.- Korek.Dwa konwoje razem.Możemy liczyć naPrzyłożył do oczu lornetkę.Omiótł wzrokiem wydmy czterysta pięćdziesiąt ciężarówek za wzgórzami podwokół, ciągnące się po horyzont piaszczyste ostrzałem.płaszczyzny.Sokoły kołowały nad nimi leniwie.- Jhheeeeeez - parsknął gepard.Pojazdy gnały ośmiopasmową szosą, wyrzucając z Zwierzęta na szczęście nie znały pojęcia Boga - tokominów kłęby dymu.Najemnicy, w większości na było u nich tylko takie powiedzenie.Zamiast sięgolasa, czasem w burnusach, skuleni za pancernymi modlić, porucznik pierdnął głośno i poszedł szukaćpłytami walili wódę, ale ostrożnie i powolutku.Nikt na kropel Waleriana, które sukinkot musiał mieć ukryterazie nie wcierał niczego w dziąsła, nie kłuł sobie ud gdzieś w bagażach.Wagner zaklął.Nawaleni wódąani rąk.Jeszcze przyjdzie na to czas.Na razie trzeba najemnicy, nawalone Walerianem koty.To wszystko,MARZEC 2001AUTOBAHN NACH POZNACczym mógł wspomóc dwa osaczone poznańskie - Znaju!konwoje.- Oni wsie będątodtnyje.Etije lastkraftwagen iżPodniósł pięść i poruszył kilka razy ramieniem.Poznanija.Sygnaliści chorągiewkami przekazywali rozkaz dalej: - Ich znaju.Małczi, Iwan."Cała naprzód".Maszyny parowe dobywały resztek - Scheisse - włączył się Heini.Wskazał coś naswojej sprawności energetycznej, grzejąc tłoki.Dym z horyzoncie.Wagner zobaczył smugi dymu odkominów zgęstniał.Mieli jakieś sto trzydzieści na wystrzeliwanych rac.licznikach, wspinając się na Trzebnickie Wzgórza.- Scheisse - powtórzył za swoim kierowcą.Race.- Achtung! Wnimanie! Gotowość! - ryknął Wagner Skotłowany konwój został zatrzymany.na widok słynnej, legendarnej wręcz, pokancerowanej Jeeeeezuuuuuu.Co za dzień.-Katze schneller!pociskami tablicy, tak często opisywanej w powieściach Bystriej koszki, takije wasze mafie.poświęconych walkom o Autobahn nach Poznań:.Koty miały go w dupie.Nie chciały ginąć dla"Właśnie opuszczasz strefę zasięgu artylerii Wrocławia, dumowatych ludzkich interesów.Robiły swoje dobrze,teraz radz sobie sam.Załoga Festung Breslau życzy sumiennie, ale powoli.Autostrady co prawda nie dałomiłego dnia!" - Szlag! Szlag! Szlag! - Nigdy dotąd ten się zaminować, wszelkie dziury w betonie byłybynapis nie zabrzmiał tak złowróżbnie.widoczne z daleka, ale przecież można było jąAle nie czterysta pięćdziesiąt ciężarówek naraz.podkopać.Nie mogli ruszyć do szybkiej szarży.MusieliJezusie Maryjo.się wlec w takim tempie, w jakim mógł biec przeciętny- Alles powoli.Langsam.- Wagner szturchnął kot.Trzydzieści kilometrów na godzinę.A ich maszynynajbliższego sygnalistę, śliczną Czeszkę "ubraną" mogły wyciągnąć dwieście.Scheisse.Verdamtejedynie w pistolet maszynowy, pas z ładownicami i autobahn.Dziesiątki opancerzonych transporterówchorągiewki.- Zwiad na autobahnę.powoli spływały z Trzebnickich Wzgórz, sycząc parą iPierwsze transportery zwalniały właśnie.buchając dymem na prawie jałowym biegu.Tichij użas!Wypuszczono kompanię zwiadowczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]