[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Problem w tym, że Dion nie wiedział, jak do niej podejść.W klasie wyobrażał sobie, cozrobi, jeśli ona przypadkiem upuści książki, a on je podniesie i ich oczy się spotkają, wie-dział jednak, że takie rzeczy zdarzają się tylko na filmach albo w literaturze, nie w rzeczywi-stości.Mógł jednak codziennie zmieniać ławki i siadać coraz bliżej Penelope.W tej klasienauczyciel nie rozsadzał uczniów według listy i każdy mógł dowolnie wybierać miejsce,toteż Dion postanowił to wykorzystać.Nie bardzo wiedział, co do niej powie, jak zacznierozmowę, kiedy wreszcie usiądzie w sąsiedniej ławce, ale nie chciał się martwić na zapas.Zajmie się tym problemem, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.Czyli w piątek, według jego obliczeń.Na szczęście Kevin przesuwał się razem z nim do przodu przez rzędy ławek.Zawsze ła-twiej wciągnąć trzecią osobę do prowadzonej rozmowy, niż zaczynać konwersację od zera zkimś zupełnie obcym.Kevin kupił w kafeterii colę i burrito, a Dion wziął mleko i hot doga.Obaj przepchnęlisię przez strumień uczniów i usiedli na niskim murku obok automatów z napojami, żebyobserwować przechodzące dziewczyny.Kevin odgryzł kęs burrito.Pokręcił głową.38- Zdajesz sobie sprawę - zagadnął - że każda z tych dziewczyn ma cipkę? Każda jedna.Dion podążył wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczył cycatą dziewczynę w obcisłympodkoszulku i dopasowanych dżinsach.- Między każdą parą nóg jest głodna dziurka, czekająca na kutasa.- Kevin wyszczerzyłzęby.- %7łycie jest piękne.Dion przytaknął.Wczoraj Kevin nazwał kobiece ciało systemem podtrzymywania życiadla waginy.Wygłaszał zabawne komentarze w stylu macho, ale Dion nie wiedział, czywyrażają prawdziwe poglądy kumpla, czy to zwyczajna zgrywa pod publiczkę, dlatego czułsię trochę nieswojo.Obaj patrzyli na przechodzące dziewczęta.Spojrzenie Diona przyciągnęła Penelope,niosąca brązową torbę z lunchem, kupująca karton soku pomarańczowego w automacie.Kevin zobaczył, na kogo Dion się gapi, i wybuchnął śmiechem.- Wiedziałem.Syreni zew Lesbos.Dion poczerwieniał, ale usiłował zachować się nonszalancko.- Więc powiedz mi coś o niej.- Co mam ci powiedzieć?- Cokolwiek.- No więc jest lesbijką.Ale już ci mówiłem, nie? - Udawał, że się namyśla.- Zobaczmy.Mieszka z bandą innych lesbijek w Wytwórni Win Sióstr Daneam.Wszystkie są jakoś spo-krewnione, jej ciotki czy coś tam.Nie kupisz tego wina w sklepie.Wyłącznie na zamówieniepocztowe.Pewnie sprzedają je innym lesbijkom.- Nie żartuj.- Nie żartuję.Przynajmniej co do wytwórni win.Wzmianki o preferencjach seksual-nych to moja osobista opinia.Dion poczuł, że jego szanse więdną.- Więc ona jest bogata?Kevin przytaknął.- Niezła fucha, jeśli się załapiesz.Obaj patrzyli, jak Penelope wyjmuje karton soku z szuflady i znika w tłumie.- Nie martw się - powiedział Kevin.- W naszej dolinie jest dużo innych bobrów.Dion zmusił się do uśmiechu.- Aha.Kevin zaproponował, że podrzuci Diona do domu po szkole z jednym kolegą, ale Dionodmówił i wyjaśnił, że woli się przejść.Kevin i jego kumpel odjechali mustangiem z piskiemopon, które zostawiły blizniacze ślady spalenizny na jaśniejszej czerni wyblakłego asfaltu.39Dion ruszył ulicą obsadzoną drzewami.Zwykle unikał ćwiczeń fizycznych - bynajmniejnie należał do sportowców i serdecznie nienawidził wuefu - ale zawsze lubił chodzić.Spacerpozwalał mu zażyć ruchu na świeżym powietrzu i zebrać myśli.Idąc, rozglądał się po spo-kojnej dzielnicy mieszkalnej.Lubił swój dom, lubił szkołę, lubił ludzi, których spotykał,samo Napa wydawało się dość przyjemnym miastem, ale wciąż coś tutaj nie dawało muspokoju, jakiś ślad pierwszej reakcji.Nic oczywistego, nic konkretnego, jak ulica o złowiesz-czym wyglądzie czy budynek, który budził dreszcze.Nie, doznawał uczucia bardziej subtel-nego, bardziej ogólnego, które zdawało się obejmować całą Dolinę Napa.Wyczuwał tutajjakiś ciężar, nieokreślony niepokój, którego nigdy nie doświadczał w Mesie.To wrażenie wżaden sposób nie wpływało na codzienne życie, ale nieustannie go prześladowało, niczymbiały szum w tle zwyczajnych odgłosów.Przez większość czasu nie zwracał na nie uwagi.Przez większość czasu.Przystanął.Na tym rogu powinien skręcić w prawo.Przed nim ulica biegła prosto, wstronę trawiastej części wzgórza.Wzgórze.Stał i patrzył.Widok zdawał się niejasno znajomy i nieprzyjemny.Nagle przebiegł gozimny dreszcz.Zmusił się, żeby odwrócić wzrok, i szybko skręcił w przecznicę prowadzącą do domu.Zwykłe zjawisko psychologiczne, tłumaczył sobie.Reakcja na zmianę miejsca, przesadzeniekorzeni.Tak, o to chodziło, na pewno.I na pewno wkrótce mu przejdzie, jak już się całkiemprzystosuje do nowego otoczenia.Przyspieszył kroku, nie patrząc w lewo, nie patrząc na wzgórze.Nie zastał mamy w domu, ale się nie martwił.Dzisiaj kończyła pracę dopiero o piątej.Poza tym miał na nią oko i przekonał się ze zdumieniem, że chyba naprawdę polubiła nowąposadę i dobrze jej się układało z kolegami i koleżankami.Przez ostatnie dwa wieczory,kiedy przy obiedzie opowiadała o wydarzeniach dnia, opisywała zachowanie innych urzęd-ników i klientów banku, słuchał uważnie i próbował czytać między wierszami, ustalić praw-dę ukrytą za faktami.Ale jej postawa zawodowego obiektywizmu wydawała się prawdziwa,nieudawana, więc szybko doszedł do wniosku, że nie spodobał jej się nikt w banku.Dobryznak.Na ostatnich dwóch posadach, w Mesie i w Chandler, zapraszała ludzi na, jak to na-zywała, małe spotkania zapoznawcze już w pierwszym tygodniu pracy.Może naprawdę rozpoczęła nowy rozdział w życiu.Wszedł do kuchni, wyjął torbę doritos, nalał trochę salsy do miseczki.Przeszedł do sa-lonu, wziął pilota i włączył MTV, ale szybko znudziły go jednakowa muzyka i wideoklipy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]