[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dałem go skrytobójcom do zniszczenia.W końcu są tacy dumni z artystycznego podejścia do swej pracy.Powinna ich przerażać sama myśl o tym, że ktoś mógłby mieć aż taką władzę.Ale ci durnie go nie zniszczyli, woleli schować i zamknąć.A teraz go stracili.- Nie zniszczyli?- Okazuje się, że nie.Przeklęci głupcy.- Ty też nie, panie.Zastanawiam się dlaczego.- Ja.a wiesz, nie mam pojęcia.- Nie powinienem w ogóle go budować.Był w końcu prostym zastosowaniem zasad.Balistyka, rozumiesz.Podstawowa aerodynamika.Energia chemiczna.Metalurgia na niezłym poziomie, muszę się pochwalić.Przyznaję, że jestem dumny z pomysłu gwintowania.Musiałem w tym celu wykonać dość skomplikowane narzędzie.Mleko? Cukier?- Nie, dziękuję.- Ludzie go szukają, mam nadzieję?- Tak, skrytobójcy.Ale go nie znajdą.Nie myślą w odpowiedni sposób.- Patrycjusz sięgnął po plik szkiców ludzkiego szkieletu.Były doskonałe.- Ojej.- Polegam więc na straży.- Chodzi pewnie o tego kapitana Vimesa, o którym wspominałeś, panie?Vetinari lubił rozmowy z Leonardem.Ten człowiek mówił o mieście, jakby to był inny świat.- Tak.- Liczę, że wyjaśniłeś mu, jak ważne jest to zadanie.- W pewnym sensie.Absolutnie zakazałem mu się nim zajmować.Dwukrotnie.Leonard pokiwał głową.- Aha.Chyba rozumiem.Mam nadzieję, że to poskutkuje.-Westchnął ciężko.- Przypuszczam, że powinienem go wtedy rozłożyć, ale.był tak wyraźnie.stworzony.Miałem dziwne uczucie, że montuję jedynie coś, co już istniało.Czasami sam się zastanawiam, jak wpadłem na ten pomysł.Zdawało się, że.trudno określić.że to świętokradztwo rozłożyć coś takiego.To jak rozłożyć na części osobę.Herbatnika?- Rozłożenie osoby jest czasem konieczne - stwierdził patrycjusz.- Owszem, słyszałem o takim punkcie widzenia - przyznał grzecznie Leonard.- Wspomniałeś o świętokradztwie - przypomniał Vetinari.- Zwykle łączy się to jakoś z bogami, prawda?- Użyłem takiego słowa? Nie wyobrażam sobie, żeby istniał bóg ruszniców.- To trudne do wyobrażenia, w samej rzeczy.Patrycjusz poruszył się niespokojnie, sięgnął za plecy i wyjął jakiś dziwny obiekt.- Co to jest? - zapytał.- Och, właśnie się zastanawiałem, gdzie zniknął.To model mojej maszyny-wkręcającej-się-do-góry-w-powietrze* [przyp.: Jak prawdopodobnie czytelnik już zauważył, Leonard da Quirm, choć był absolutnie najwybitniejszym geniuszem technicznym wszystkich czasów, jeśli chodzi o wymyślanie nazw, na ogół przypominał trochę Detrytusa.].Vetinari pchnął palcem niewielki wirnik.- Będzie działać?- Oczywiście.- Leonard westchnął.-Jeśli znajdziemy człowieka o sile dziesięciu ludzi, który będzie kręcił korbą w tempie około tysiąca obrotów na minutę.Patrycjusz odprężył się w sposób, który dopiero wtedy pozwalał dostrzec minioną, przelotną chwilę napięcia.- Mamy więc miasto - rzekł.- A w nim człowieka z rusznicem.Użył go skutecznie już raz, a drugi raz prawie mu się udało.Czy ktoś jeszcze mógłby wynaleźć rusznic?- Nie - zapewnił Leonard.- Jestem geniuszem.Powiedział to z prostotą.Nie chwalił się - stwierdzał fakt.- To zrozumiałe.Ale skoro rusznic został już wynaleziony, Leonardzie, ile geniuszu potrzeba, by zbudować drugi?- Technika gwintowania wymaga znacznej precyzji, a mechanizm kurka, który przesuwa zestaw kuł, jest dokładnie wyważony.I oczywiście koniec lufy musi.- Leonard dostrzegł minę patrycjusza i przerwał.- Musi być bystrym człowiekiem - dokończył.- To miasto pełne jest bystrych ludzi.I krasnoludów.Bystrzy ludzie i krasnoludy, które majstrują.- Naprawdę bardzo mi przykro.- Nigdy nie myślą.- Rzeczywiście.Vetinari odchylił się na krześle i spojrzał w okno.- Robią takie rzeczy.Na przykład otwierają Potrójnie Szczęśliwy Traf - Bar Rybny, Dania na Wynos na miejscu dawnej świątyni przy ulicy Dagona, w noc zimowego przesilenia, kiedy jeszcze akurat wypada pełnia.- Tacy są właśnie ludzie.- Nigdy nie odkryłem, co się stało z panem Hingiem.- Biedaczysko.- A do tego jeszcze magowie.Tylko majstrują, majstrują i majstrują.Żaden nie zastanowi się dwa razy, zanim złapie za nić osnowy rzeczywistości i szarpnie.- Szokujące.- Alchemicy? Ich pojęcie obowiązku obywatelskiego to mieszać ze sobą różne rzeczy i patrzeć, co się stanie.- Nawet tutaj słyszę wybuchy.- Po czym, oczywiście, zjawia się ktoś taki jak ty.- Naprawdę bardzo przepraszam.Vetinari obracał w palcach model maszyny latającej.- Marzysz o lataniu - stwierdził.- O tak.Wtedy ludzie byliby naprawdę wolni.W powietrzu nie istnieją granice.Nie byłoby już wojen, ponieważ niebo nie ma końca.Jakże bylibyśmy szczęśliwi, gdybyśmy umieli latać.Vetinari przyjrzał się maszynie.- Tak - przyznał.- Sądzę, że tak.- Próbowałem zastosować mechanizm nakręcany.- Przepraszam.myślałem o czymś innym.- Nakręcany.żeby napędzać moją maszynę.Ale nic z tego.- Doprawdy?- Jest pewna granica mocy sprężyny, choćby nie wiem jak mocno ją nakręcić.- A tak, tak.Człowiek ma nadzieję, że jeśli nakręci sprężynę w jedną stronę, cała jej energia uwolni się w drugą.A czasem trzeba naciągnąć tak mocno, że dalej się nie da.I modlić się, żeby nie pękła.Vetinari spoważniał nagle.- Ojej - powiedział.- Słucham? - Leonard nie zrozumiał.- Nie walnął pięścią w ścianę.Chyba posunąłem się za daleko.***Detrytus siedział i parował.Odczuwał głód - nie głód jedzenia, ale głód nowych rzeczy, o których mógłby myśleć.Temperatura spadała, a wydajność jego mózgu ciągle rosła.Potrzebował jakiegoś zajęcia.Porachował liczbę cegieł w murze, najpierw w dwójkach, potem w dziesiątkach i wreszcie w szesnastkach.Liczby formowały się i maszerowały przez jego mózg lękliwie i karnie.Odkryte zostało dzielenie i mnożenie.Została wynaleziona algebra i na minutę czy dwie dostarczyła interesującej rozrywki.A potem poczuł, jak mgiełka liczb odpływa z wolna; spojrzał więc i zobaczył dalekie, roziskrzone szczyty rachunku różniczkowego.Trolle ewoluowały w wysokich, skalistych, a przede wszystkim zimnych terenach.Ich krzemowe mózgi były przyzwyczajone do działania w niskich temperaturach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •