[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obudził Talię i razem dokończyli naprawiać suche części odzienia.Oboje w milczącym porozumieniu odkładali nieuchronną lekcję tak długo, jak to było możliwe.W końcu Talia, ociągając się, powiedziała:- Przypuszczam, że lepiej będzie.- Szkoda, ale to prawda.Tutaj.- usiadł na kocach i poklepał miejsce przed sobą.- Powiedziałem ci, że za­mierzam wypróbować inną taktykę.Miałaś już okazję pra­cować w połączeniu ze mną, a więc wiesz, na czym to polega.Usiadła przed nim, krzyżując nogi.Zetknęli się kolanami.Spojrzała na niego bojaźliwie.- Wydaje mi się, że pamiętam.A dlaczego?- Spróbuję pokazać ci twój środek.A teraz odpręż się i tym razem pozwól mnie wykonać za ciebie robotę.- Cze­kał, aż wprawi się w półtrans, przymknął oczy, by i siebie w niego wprowadzić, i lekko dotknął dłońmi jej nadgarstków.Po niedługiej chwili nawiązali więź; ta część jej Daru wciąż działała dobrze, niemal zbyt dobrze.Z wolna otworzył oczy i spojrzał wiedząc, że ona widzi to, co on zobaczył.Spojrzała, wstrzymała dech i kurczowo się go uchwyciła, wytrącając oboje z transu i zrywając łączność.Spodziewał się właśnie czegoś takiego i był na to przy­gotowany, lecz nie ona, i teraz siedziała, potrząsając głową, starając się zebrać myśli.- Głupio się zachowałam - powiedziała, kiedy w koń­cu mogła wykrztusić z siebie słowo.- Nie będę oponował - odparł surowo.- Gotowa spróbować jeszcze raz?Westchnęła i kiwnęła głową, ponownie starając się roz­siąść jak najwygodniej.Tym razem nie chwytała się go kur­czowo - ledwie się poruszyła.W końcu to Talia przerwała ich trans, nie mogąc znieść forsownego napięcia uwagi.- To jest jakby próba rysowania, patrząc w lustro - powiedziała, zaciskając zęby.- A więc? - odparł, starając się nie ułatwiać jej lito­wania się nad sobą.- A więc spróbuję jeszcze raz.Dopiero w wiele godzin później osiągnęła zwycięstwo.I stało się tak, jak to Kris podejrzewał, gdy odnalazła swój stabilny środek, odbyło się to niemal przy wtórze głośnego trzasku, jakby zwichnięty staw wskoczył na swoje miejsce; energia trysnęła jasnym strumieniem i coś błysnęło, jakby fala bólu, za którą przyszła ogromna ulga.Kris polecił Tan­trisowi najpierw popchnąć ją lekko, a później dać zdrowego kuksańca - na próżno.- Uziemienie! - rozkazał.Zrobiła to z takim brakiem finezji, po omacku, niezdarnie, że jego wcześniejsze podej­rzenia - iż nigdy nie potrafiła skupić się na sobie i wła­ściwie uziemić - zostały potwierdzone.Dopiero wtedy uświadomił sobie, że jej osłony nie stały się nagle kapryśne, lecz załamały się zupełnie, a stało się tak dlatego, iż nigdy nie osadzono ich właściwie.- Dobrze - rzekł cicho - teraz jesteś właściwie przy­gotowana.Czy rozumiesz teraz, dlaczego to jest takie ważne?- Bo - odpowiedziała powoli - potrzebne jest nam coś, na czym możemy budować.- Tak jest - przytaknął.- A teraz wyjdź z tego sta­nu.Tym razem uda ci się go odnaleźć ponownie.Bez mojej pomocy! Skupienie i uziemienie, żółtodziobie.- Skupienie i uziemienie.Do licha, nie tak.Jeszcze raz.Skupienie i uziemienie.Szybciej.Do kroćset, teraz powinnaś już to robić odruchowo! Nuże, do dzieła.Talia resztką sił utrzymywała nerwy na wodzy.Gdyby nie jego troska, tak przemożna, że mogła ją wyczuć bez najmniejszego wysiłku, załamałaby się wiele godzin temu.Skupienie i uziemienie, raz za razem, coraz szybciej i szyb­ciej, z Tantrisem i Rolanem wymierzającymi jej kuksańce wtedy, gdy się tego najmniej spodziewała.Gdy pchnęli ją po raz pierwszy, zanim przygotowała się należycie, dosłownie straciła przytomność.Przyszła do sie­bie, gdy Kris z kamienną twarzą podnosił ją z ziemi.- Tantris mnie uderzył! - poskarżyła się urażona.- To właśnie powinien zrobić - odparł Kris, wypusz­czając ją z rąk.- Lecz ja nie byłam przygotowana! To nieuczciwe! - Patrzyła na niego, czując, jak jej emocje wymykają się z na­rzuconych im niezwykle wiotkich pęt.Czuła się zdradzona, okropnie zdradzona.- Do licha, to prawda, to było nieuczciwe.- Na ból i gniew jej głosu odpowiedział chłodno i ze wzgardą.- Życie jest nieuczciwe.Nauczyłaś się tego już dawno.- Poczuł narastający w niej gniew; jego źródło nie mogło znaj­dować się gdzie indziej.Pod maską wzgardy krył się niemały lęk.Prowokując ją, brał życie w swe ręce, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.- Cóż to, twoje uczucia znów ci się wymykają.Spętaj je natychmiast! - Gniewne uczucia za­marły; zarumieniła się ze wstydu.Nie dał jej okazji, by znów zamknęła się w kręgu wątpliwości i roztkliwiania się nad sobą.- No, dalej, skupienie i uziemienie, zrób to szybko, zanim oni cię ponownie nie ogłuszą.Nie pozwolił jej odpocząć nawet przy jedzeniu.Zaskaki­wał ją w najbardziej nieoczekiwanych chwilach, pozwalając Tantrisowi i Rolanowi wymierzać kuksańce wtedy, gdy we­dług nich najmniej się tego spodziewała.Dopiero kiedy po­czuł się tak wyczerpany, że nie mógł już widzieć wyraźnie, ogłosił koniec.Rozebrała się w milczeniu, tak zamknięta w sobie, że jej twarz i oczy były zupełnie puste.Czekał, aż się odezwie.Na próżno.- Nie jest mi przykro - powiedział w końcu.- Wiem, że to nie twoja wina, iż zrzuciłaś Szarości na pół wyszkolona, lecz nie zamierzam przepraszać za to, co robię.Jeśli nie nauczysz się tego w twardej szkole, nie będziesz nigdy robić tego właściwie.- Wiem - odparła, spojrzawszy na niego ostro - i nie gniewam się na ciebie, a przynajmniej nie teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •