[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze - mruknął.- Zdaje się, że to nie Trybunał i nie starsi cechów są teraz najważniejsi.Co się stało, Glorm? Zamieniliśmy parę słów, z tego połowa to twoje utyskiwania.Zamierzasz bezustannie mnie karcić?Mężczyzna pokiwał głową, po czym przykucnął i splótł dłonie, opierając łokcie na udach.- Masz słuszność, rzecz jasna.Bez obrazy, Rbit.Od paru dni coś mnie nęka.jakieś przeczucie.Jedno z tych, które czasem miewamy.Miałem takie, zanim Rabisal zabił Ayanę.I wtedy, w Londzie, pamiętasz.Ty takie coś czułeś, o ile wiem, na Przełęczy Mgieł.Może to za sprawą Pióra?.Dzieje się coś paskudnego.- Stąd te narzekania?- Stąd, Rbit.Nie jestem w dobrym nastroju, przyznaję.Wybacz, że odbiło się to na tobie.- Przywykłem - rzekł kot z czymś, co w ludzkiej twarzy byłoby krzywym uśmiechem.- Dobrze, przyjacielu.Chodźmy, jeśli chcemy zanocować pod dachem.2.Koniarz był człowiekiem, cieszącym się w Grombie wielkim poważaniem.Leczył konie.Jakaś tajemna, z niewiadomego źródła pochodząca wiedza, pozwalała mu rozpoznawać końskie dolegliwości.Miał różne maści i mikstury, stosował okłady i setki różnych przedziwnych zabiegów, które im bardziej były przedziwne, tym większy zjednywały mu szacunek.Ponoć wyleczył wiele koni.Glorm nie wątpił, że tak było w istocie.Do swojego Galvatora jednak, prędzej dopuściłby rzeźnika, niż Koniarza.Ostatnio Koniarz zaniemógł.Ozdrowiał szczęśliwie; być może stosował swoje mikstury.Skoro stawiały na nogi konia, czemuż by nie Koniarza?Rbit jednak zgadzał się z Glormem, że najprędzej to właśnie cuchnące wyziewy owych mikstur byty przyczyną dolegliwości.Koniarz był biednym, pracowitym człowiekiem, mającym ledwie nędzną chałupkę na przedmieściu.Ubierał się skromnie, trochę jak drobny kupiec, trochę jak rzemieślnik.Mało kto wiedział, że dwupiętrowy dom, dość daleko co prawda, leżący od rynku w Grombie, też jest własnością biednego Koniarza.Biedny Koniarz, poprzez swą biedną matkę w owym domu mieszkającą, ściągał od najemców izb czynsze niesłychane.Na tyle jednak rozsądne, by najemcy nie pomarli mu z głodu, albo też nie poszli sobie, dokąd nogi poniosą, byle dalej od domu Koniarza.Drugie piętro owego domu jednak nie było zamieszkane.Izby na drugim piętrze, do których wiodły osobne, wąskie schody, zawsze czekały na przyjęcie specjalnych gości.Taki był haracz płacony przez Koniarza Królowi Ciężkich Gór.Nie licząc tych parudziesięciu marnych, potrójnych sztuk złota rocznie.Właściciel domu własnoręcznie posługiwał swoim gościom, donosząc na stół coraz to nowe potrawy i trunki.Nikt nie poznałby w tym energicznym, dostatnio ubranym człowieku, końskiego znachora z przedmieścia.Wyrażał się inaczej, inaczej poruszał, nie nosił czapeczki, skrywającej zwykle, zaskakująco bujne, przetykane dostojną siwizną włosy.Glorm jadł i pił na miarę swego wzrostu; Rbit - na miarę swego rozsądku.- A zatem - rzekł Król Gór, popuszczając pasa i z niejakim żalem patrząc na resztki wieczerzy - jeszcze raz powtórz to, co najważniejsze, Rbit.Nie słuchałem, bo jadłem.Kocur, posilający się przy stole z elegancją, godną swego nazwiska, odtrącił płaski półmisek, próżny już, i umoczył wąsy w srebrnej czarce z winem.Spojrzał na gospodarza.Ten natychmiast opuścił izbę, traktując to najwyraźniej jako rzecz oczywistą.- Spór przerodził się w wojnę - rzekł kot.- Mocno wątpię, by wynikało z tych obrad coś naprawdę niepomyślnego dla nas, a już niebezpiecznego? Dowódcy garnizonów po staremu żądają ograniczenia wpływu Trybunału na wojsko.Urzędnicy wołają, że legie bez nich są ślepe, mogą patrolować ulice miast - i niewiele więcej.Glorm twierdząco pokiwał głową.- Specjalny wysłannik cesarza skłania się wyraźnie ku racjom urzędników, chętnie rozszerzyłby ich wpływy, zamiast ograniczać.Odwrotnie Książę Przedstawiciel, który twierdzi, że wojsko stale ma związane ręce, nie mogąc przedsięwziąć właściwie nic, poza rutynową służbą patrolową.Naprawdę jednak Przedstawicielowi bardzo ciąży wszędobylskość wywiadowców Trybunału, wywierających rozmaite naciski.Wypłynęła sprawa tych szpiegów, pamiętasz, których legioniści powiesili bez żadnych ceregieli.- Tak.- Namiestnicy Trybunału twierdzą, że informacje uzyskiwane dzięki tym ludziom były bezcenne.Żołnierze wskazują na ogromne nadużycia, których różni wywiadowcy, urzędnicy i szpiedzy dopuszczają się stale, wyposażeni przez Trybunał w pełnomocnictwa, dające zbyt dużą władzę.Wojna, Glorm.Nic nie zmienią, to pewna.Pokłócą się jeszcze przez tydzień, po czym rozjadą: komendanci do swych garnizonów, Namiestnicy do swych gmachów.- A co z obławą?- Nie będzie.- Rzecz jasna - skinął głową Glorm.- Ale zdaje się, że w Rahgarze zastępca komendanta otrzymał jakieś.hm, nieoficjalne wskazówki.- To możliwe - zauważył Rbit.- Tutaj jest podobnie.Zarówno wojsko, jak i Trybunał, nasiliły działalność.Każdy sukces, Glorm, o którym ci lub tamci zameldują teraz w Grombie, może być poważnym argumentem w sporze.Mężczyzna powstał i okrążył stół.- Gdzie jest Arma?- Wkrótce tu będzie.Może coś ją zatrzymało.To niełatwa sztuka być kochanką dwóch, znających się mężczyzn, jednocześnie.- Nie wątpię.Arma pojawiła się, jakby sprowadziły ją ich myśli.Kocur spojrzał tylko i natychmiast wiedział, że zatrzymało ją nic innego, jak starania, by ukazać się Glormowi piękną.Miała na sobie różową suknię, przy której ciepłożółte włosy, będące bez wątpienia najpiękniejszymi włosami w Grombelardzie, wydawały się jeszcze bardziej słoneczne, niż zwykle.Gdyby twarz mogła dorównać urodzie włosów, była Arma najwspanialszą dziewczyną, jaką nosiła ziemia Szereru.Cóż.Za duże usta i trochę zbyt szeroko rozstawione oczy, psuły wiele.Nie wszystko przecież.Arma miała dobrą, może nieco zbyt krępą figurę, ale wysokie pantofelki (dartański wynalazek, w Grombelardzie znany dotąd może tylko w kręgu przedstawicielskiego dworu) wybornie tuszowały ten mankament.Przede wszystkim jednak, Arma była serdeczna i czuła, swych towarzyszy z Gór traktowała jak rodzinę.Ta serdeczność promieniowała z niej zawsze, gdy była w gronie przyjaciół.Jedynie obecność Glorma przywoływała jakiś lekki, nieuchwytny prawie cień.Rbit umiał nazwać ten cień.To był smutek, płynący z niemożliwych do spełnienia marzeń.Glorm uścisnął ręce dziewczyny i zaprosił ją gestem, by usiadła.- Mówimy o twoich legionistach - zagaił bez wstępów.Potrząsnęła włosami.Wkrótce Król Gór wiedział tyle, co ona.- Nie wiem najważniejszego - przyznała pod koniec.- Legioniści rzeczywiście pragną się wykazać.Zdaje się, że planują jakieś porządki w Grombie.Nie wiem kiedy.- W ogóle niewiele wiesz.Dziewczyna zamilkła.- Posłuchaj, Glorm - powiedziała po chwili - robię, co mogę.Ale oficerowie legii nie są wcale głupi.Z tych dwóch.tylko jeden jest gadułą.Może powinnam.znaleźć trzeciego? Może urzędnika?Jeśli miała nadzieję, że olbrzym zaoponuje, przeliczyła się.- Znajdź, Arma.Odwróciła wzrok.- To zbyt duże ryzyko - zauważył kocur, wykazując godną podziwu odporność na wino, które spijał bez żadnego, zdawałoby się, umiaru.- Pozycja Army jest delikatna.Zdaj sobie sprawę, Glorm, że przez miesiąc czyniłem starania, by ją umieścić, gdzie trzeba.Ale wystarczy cień podejrzenia, wystarczy, że ktoś zacznie dociekać, czy naprawdę jest kuzynką doradcy Księcia, i wszystko runie.Ten człowiek bierze masę złota za opowiadanie bajek o swoim z nią pokrewieństwie.Ale to dureń.Złoto nie zastąpi mu rozumu.Glorm chodził po izbie, zamyślony.- Może powinienem sam zająć się sprawą - mruknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]