[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej chwili obejrzał się, a w Adasiu dusza zamarła: drzwi domu skrzypnęły i dwie z nich wyszły postacie.— Tutaj, tutaj! — zakrzyknął garbus.W porywie rozpaczy Adaś wydobył się z budy i uskoczył w bok, lecz usłyszawszy wysoki, nagły skowyt psów, znieruchomiał.Czuł, jak w nim serce omdlewa.Zaciął zęby i czekał, blady, z grubymi kroplami potu na czole.Osłabnął tak, że już by nie mógł uczynić kroku: trwoga podstępnie podpełznąwszy chwyciła go za gardło, w którym poczuł nieznośną, dręczącą, drewnianą suchość.— Co się tu dzieje? — spytał cichym głosem chudy człowiek, podobny do śmierci.— Nic nadzwyczajnego! — odrzekł pogromca psów.— Ten przyjemny młodzieniec spał w budzie i psy go wytropiły.— I nas zbudziły.Niech młodzieniec idzie do stu diabłów, a my chodźmy spać.— Za pozwoleniem! — zakrzyknął z radością fałszywy malarz.— Młodzieniec pójdzie do stu diabłów, ale jeszcze nie teraz… Ja znam tego ptaszka.Pochylił się ku tamtym i coś im szepnął.Oni spojrzeli na chłopca z niezmiernym zdumieniem.— Jakież miłe spotkanie! — krzyknął człowiek tak chudy, że mógłby być swoim własnym cieniem.Witamy, witamy szanownego pana! Spokojnie, młodzieńcze — rzekł ostrzegawczo, dostrzegłszy podejrzany ruch Adasia.— Psy dogonią cię, zanim uczynisz dwa kroki.I dokądże to będziesz gonił wśród ciemnej nocy? Nie wypada, aby przyjemny człowiek spał w lesie albo w rozwalonej budzie… Prosimy cię najuprzejmiej, abyś spędził noc w naszym zacisznym domu.Słów tych nie wypowiedział ludzkim głosem, lecz je wysyczał jak żmija.Naigrawał się.Zbliżywszy się spojrzał Adasiowi w twarz, jakby się chciał nacieszyć jej bladym, zrozpaczonym przerażeniem.— Bierz go! — krzyknął zduszonym głosem fałszywy malarz.Adaś zwinął się jak stalowa sprężyna i rozprężył się w błyskawicznym ruchu, lecz już długie ręce chudzielca owinęły się dokoła niego jak liany.Chłopiec poczuł, że ten ludzki cień posiada ogromną, żylastą, nieugiętą siłę nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że wołanie o ratunek będzie głosem wołającego na puszczy, zakrzyknął bezwiednie głosem ogromnym, zrozpaczonym i przejmującym:— Ratunku! Ratunku! Na pomoc! Na po…Już nie mógł dokończyć słowa, bo ciężka, goryla łapa fałszywego malarza zamknęła mu usta.Trzech ludzi stłamsiło go i zgniotło.Odbyło się to wszystko wśród ciszy, jakby walczyły ze sobą mocne bezszelestne widma.Adaś czuł, że go niosą.W głowie mu szumiało, serce jego waliło jak młot.Nie mógł wydać głosu, bo ciężka łapa leżała wciąż na jego twarzy.Posłyszał skrzypnięcie drzwi i stukot nóg na podłodze.Po chwili postawiono go przemocą na nogi.Któryś trzymał go za kark, inny zapalał świecę.— Zabierz psy i wynoś się! — rzekł chudy człowiek do garbatego.— Ktoś mógł usłyszeć wrzask tego panicza.My się tu nim zajmiemy… A ty zasłoń okno.Fałszywy malarz ściągnął ze stołu jakąś tkaninę i rozwiesił ją pośpiesznie na oknie.— Teraz pogadamy, rozkoszny kawalerze… — mówił niskim, dygocącym z irytacji głosem.— Jeśli się ruszysz, będzie to twój ostatni ruch… Jak tu trafiłeś? Adaś stał blady i na wszystko gotów.— Przypadkiem — odrzekł po chwili namysłu.— Zabłądziłem…— Czy i wtedy zbłądziłeś — wtrącił chudy — kiedyś usiłował podejść tego pana? Kiedy ci ten pan zostawił na łbie upominek?… Nie wyglądasz tak, przyjacielu, jak gdybyś łatwo mylił drogę.O, nie! Gadaj prawdę, po coś tu przy lazł?— Zabłądziłem — twierdził Adaś uparcie.Nie mógł w oszołomieniu wymyślić niczego lepszego.— Właśnie w te strony! — zaśmiał się nieprzyjemnie chudy.Nagle urwał ten śmiech, przyjrzał się chłopcu zmrużonymi oczami i rzekł zdławionym głosem:— Siadaj! A ty stań poza nim… Jeżeli się ruszy, zdziel go po głowie.Adaś usiadł chętnie, gdyż nogi pod nim dygotały.Rozmyślał z rozpaczliwym pośpiechem nad tym, co im powie?— Chłopcze! — mówiło chude widmo.— Bylibyśmy cię dostali w nasze ręce, nawet gdybyś nie był taki głupi i gdybyś nie przyszedł tu sam.Słuchaj! Możemy z tobą tak postąpić, że ślad po tobie nie pozostanie… Woda niedaleko.Ale my mamy czułe serca… Żal nam tak wybitnej młodości… Możemy zrobić interes.Przyrzekamy ci, że puścimy cię wolno — nie od razu, oczywiście — jeżeli bez żadnego krętactwa powiesz nam wszystko, o czym wiesz.— Ja nie wiem o niczym… — odrzekł słabym głosem Adaś.— Nie wiesz o niczym? Doskonale… A to znasz?Podszedł do łóżka i wydobył spod siennika rękopis księdza Koszyczka.— Znam… To są stare bajki.— I dlatego czytałeś je długo w nocy?Adaś wzruszył ramionami.— Czytałem, lecz nic z tego nie rozumiem.— To się jeszcze pokaże.Zresztą rzecz jest obojętna… Idzie o co innego.Daj mi list! — zwrócił się do drugiej figury.— Ja chłopaczka nie spuszczę z oczów.Posłuchaj, kawalerze! — mówił z udanym przymileniem.— Ty masz rozum… Coś cię musiało ogłupić, żeś tutaj zalazł, ale każdemu może się zdarzyć, że zbaranieje.Widzisz to pismo?— Widzę…— Jest w nim jeden niejasny ustęp.Jakieś znaki… Jeżeli je wytłumaczysz, puścimy cię z Panem Bogiem.Mówiąc to, tak złożył papier z własnym pismem Adasia, aby chłopiec nie mógł odczytać treści listu i pokazał mu tylko skróty: Dan.Al.Inf.C.III 10—11.— Czy możesz wytłumaczyć, co oznaczają te litery?Adaś spojrzał z udaną uwagą i długo się przyglądał.Odczytał je półgłosem, raz, drugi i trzeci.— Nie rozumiem! — rzekł.— To musi być szyfr.— Szyfr? Co to znaczy?— Tajemne, umówione pismo.Odczytać potrafi je tylko ten, co zna do niego klucz.— A ty nie znasz tego klucza?— Skąd? To przecie stare pismo — rzekł Adaś nieopatrznie.Fałszywy malarz, dotąd milczący, drgnął i spojrzał na niego złośliwie.— A skąd ty, panie Adamie, wiesz, że to “stare” pismo? Jak możesz o tym wiedzieć, skoro atrament jest jeszcze świeży, bo ten list został napisany przed dziesięcioma godzinami? Wiem, że jesteś sprytnym chłopaczkiem, bo ujrzałeś pożar, którego nie było, właśnie w chwili, w której brodaty pan Gąsowski zaczął mówić o drzwiach, a teraz od razu poznałeś, że to stare pismo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •