[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gregorovius drgnął i omal nie krzyknął, czując, że jakaś ręka zaciska mu się koło kostki.- Nie trzeba się przejmować, to ten stary z góry.- Przecież nawet my ledwie słyszymy.- Rury - powiedziała tajemniczo Maga.- Wszystko włazi w rury, już to się nam nieraz zdarzało.- Akustyka jest nauką pełną niespodzianek.- Zmęczy się i przestanie - uznała Maga.- Kretyn.Uderzenia na górze trwały.Maga usiadła wściekła i jeszcze trochę ściszyła adapter.Minęło parę akordów pizzicato, po czym pukanie powtórzyło się.- To niemożliwe - powiedział Gregorovius.- Niemoż­liwe, żeby facet mógł cokolwiek dosłyszeć.- Więcej niż my.Na tym polega nieszczęście.- Ten dom jest jak ucho Dionizosa.- Czyje? Przeklęty, w samo adagio! I nie przestaje walić.Jeszcze mi obudzi Rocamadoura.- Może byłoby rozsądniej.- Nie.Nie chcę.Niech rozwali sufit.Nastawię mu teraz Maria del Monaco, to będzie miał nauczkę, szkoda, że nie mam jego żadnej płyty.Kretyn, podłe bydlę.- Luisa - szepnął Gregorovius.- Jest po północy.- Zawsze tylko godziny! - rozgniewała się Maga.- Wyniosę się z tego pokoju.Już ciszej nie mogę na­stawić, i tak nic nie słychać.Chwileczkę, tylko powtórzy­my ostatnie mouvement.Nie trzeba zwracać na niego uwagi.Uderzenia umilkły i kwartet popłynął do końca, nie prze­rywany nawet rzadkimi chrapnięciami Rocamadoura.Maga westchnęła, z głową dosłownie wsadzoną w głośnik.Znowu zaczęto walić.- Co za kretyn - powiedziała Maga.- I zawsze, wszy­stko tak.- Niech się pani nie upiera, Luisa.- Niech pan nie gada głupstw.Nosem mi to już wy­chodzi, wykopałabym ich wszystkich.Jeżeli raz mam ochotę posłuchać Schönberga, jeżeli chociaż na chwilę.Rozpłakała się, gwałtownym ruchem podniosła igłę wraz z ostatnim akordem, a gdy pochyliła się, aby wyłączyć adapter, siedzący obok niej Gregorovius bez trudu objął ją wpół i posadził sobie na kolanach.Głaskał ją po włosach, usiłując usunąć je z twarzy.Maga płakała urywanymi szlo­chami, kaszląc i oddychając mu prosto w nos powietrzem przesyconym dymem.- Biedne dziecko, biedne dziecko - powtarzał, ry­tmicznie przesuwając ręką po jej policzku.- Nikt go nie kocha, nikt, wszyscy tylko krzywdzą moje małe bie­dactwo.- Idiota - Maga z wysiłkiem połykała łzy.- Płaczę, bo tak mi się podoba, i nie potrzebuję, żeby mnie pocieszać.Boże, co za spiczaste kolana, wbijają się we mnie jak nożyczki.- Ale posiedź chociaż chwileczkę.- błagał Grego­rovius.- Nie mam ochoty - powiedziała Maga.- Nie rozu­miem, dlaczego ten kretyn dalej stuka.- Niech pani nie zwraca na niego uwagi, Luisa.- Wali bez przerwy.nie do wiary!- No to niech sobie stuka - powiedział Gregorovius.- To przecież pan się denerwował tym stukaniem! - ro­ześmiała mu się prosto w nos.- Ach, żeby pani wiedziała.- Wszystko wiem, wszystko wiem, ale proszę sie­dzieć spokojnie.Wie pan, Osip - powiedziała, jakby nagle coś jej się wyjaśniło - on nie stukał z powodu płyty.Jeżeli chcemy, możemy nastawić sobie inną.- Niech Bóg broni!- Nie słyszy pan, że wali dalej?- Pójdę na górę i dam mu w mordę - powiedział Gregorovius.- Byle już! - poparła zrywając się z jego kolan, aby mógł wstać.- Niech mu pan powie, że to niesłychane budzić ludzi o pierwszej w nocy.No prędko, niech pan leci, drzwi na lewo.A na nich przybity pantofel.- Pantofel? Na drzwiach?- Tak, to wariat.Pantofel i jakiś taki kawałek zielonego akordeonu czy coś.Dlaczego pan nie idzie?- Może nie warto - powiedział Gregorovius ze zmęcze­niem w głosie.- Przecież nie o to chodzi, wszystko to takie niepotrzebne.Luisa, pani nie zrozumiała, że.Niezależnie od tego facet mógłby przestać pukać.Maga podeszła do kąta, zdjęła coś, co w ciemności wyglądało na piórko do odkurzania, i Gregorovius usły­szał mocne walnięcie w sufit.Na górze zrobiło się cicho.- Teraz możemy słuchać, czego chcemy - powiedziała.„Ciekawe” - pomyślał Gregorovius coraz bardziej zmęczony.- Na przykład sonaty Brahmsa.Boże, jak to dobrze, że przestał! Chwileczkę, tylko poszukam płyty; musi tu gdzieś leżeć.Nic nie widać.„Horacio jest za drzwiami - pomyślał Gregorovius.- Siedzi na schodach oparty plecami o futrynę i wszystko słyszy.Jak w taroku - wszystko czeka na rozstrzygnięcie, wielościan, w którym każda krawędź i każda ścianka ma swój własny sens - fałszywy, do czasu kiedy je połączy wspólny sens, przynoszący objawienie.Więc Brahms, ja, uderze­nia w sufit, Horacio - wszystko to powoli zdąża do wyjaśnienia.W dodatku - wszystko niepotrzebnie”.Zastanowił się, co by się stało, gdyby korzystając z ciem­ności raz jeszcze objął Magę.„Ale przecież on tam jest, słyszy, jeszcze by się ucieszył z tego, co by usłyszał.Ohyda”.Poza wszystkim bał się go, ale to trudno mu było wyznać.- Chyba ta - powiedziała Maga.- Tak, to ta etykietka, posrebrzana z dwoma ptaszkami.Kto tam rozmawia za drzwiami?„Przezroczysty wielościan, który powoli nabiera form w ciemnościach - pomyślał Gregorovius.- Teraz ona powie to, a za drzwiami nastąpi tamto.tyle że nie wiem ani co jest to, ani co tamto”.- To Horacio - powiedziała Maga.- Horacio i jakaś kobieta.- Nie, to ten stary z góry.- Ten od buta na drzwiach?- Tak, ma głos baby.On jest jak sroka.Zawsze nosi karakułową czapkę.- Niech pani nie nastawia płyty - poradził Gregoro­vius.- Zaczekajmy, zobaczymy, co będzie.- W końcu w ogóle nie wysłuchamy sonaty Brahmsa - rozzłościła się Maga.„Dziwne przemieszanie wartości - pomyślał Gregoro­vius.- Ci na schodach w najlepszym razie za chwilę pobiją się w ciemnościach, a ta tylko o swojej sonacie”.Ale Maga miała rację.Jak zawsze była jedyną, która miała rację.„Mam więcej przesądów, niż myślałem - powiedział do siebie Gregorovius.- Człowiek sobie wyobraża, że skoro prowadzi życie wyzwolone i akceptuje moralne i materialne pasożyt­nictwo Lutecji, to sam staje się preadamitą.Idiota ze mnie”.- The rest is silence[30] - powiedział.- Silence my foot[31] - odpowiedziała Maga, która nieźle znała angielski.- Zaraz zacznie się na nowo.Pierwszy stary.O, proszę.Mais qu'est-ce que vous foutez[32] - naśladowała go nosowym głosem - a teraz tylko posłuchajmy, co odpowie Horacio.Mam wrażenie, że się śmieje po cichu, jak się zacznie śmiać, to nigdy nie może znaleźć słów.Wyjrzę, co się tam dzieje.- A mogło być tak dobrze - wymamrotał Grego­rovius, jak gdyby zobaczył nadchodzącego anioła mściciela.Gérard David, Van der Weiden, Mistrz z Flemalle; o tej godzinie, nie wiadomo dlaczego, wszystkie anioły o głu­pich, tłustych twarzach były przeklęcie flamandzkie, choć wspaniale ozdobione koronkami i mieszczańsko rozka­zuj ące Daddy-ordered-it, so-you-better-beat-it-you-lousy-sinners.Pokój pełen aniołów, I looked up to heaven and what did I see / A band of angels comin'after me - odwieczne zakończenie, aniołowie-policjanci, aniołowie-inkasenci, aniołowie-aniołowie.Zgnilizna nad zgniliznami: strumień lodowatego powietrza wdzierającego mu się w nogawki spodni, gniewne głosy na schodach, sylwetka stojącej na progu Magi.- C'est pas des façons, ça - mówił stary.- Empęcher les gens de dormir ŕ cette heure c'est trop con.]'me plaindrai ŕ la police, moi, et puis qu'est-ce que vous foutez lŕ, vous, planqué par terre contre cette porte? J'aurais pu ma casser la gueule, merde alors.[33]- Idź dziadu, spać - przemawiał Horacio, wygod­nie rozciągnięty na ziemi.- Dormir, moi, avec le bordel que fait votre bonne femme? Ça alors, comme culot, mais je vous préviens, ça ne passera pas comme ça, vous aurez de mes nouvelles.[34]- Mais de mon frčre, le počte, on a eu des nouvelles[35] - ziewnął Horacio.- Masz pojęcie, co za facet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •