[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacky wszędzie poznałby tę twarz; cała dawna miłość wzbiera wjego sercu.Walczy z tym, ale ten bój niewielu ludzi wygrywa, a ju\ szczególnie nieci, których cofnięto w czasie do wieku dwunastu lat. Speedy! woła.Starzec spogląda na niego i na jego brązowej twarzy pojawia się uśmiech. Jack Wędrowniczek! mówi. Tak bardzo mi cię brakowało, synu! Mnie te\ ciebie brakowało odpowiada Jack. Ale nigdzie ju\ nie podró\uję.Osiadłem w Wisconsin.To. Wskazuje na cudownie przywrócone chłopięce ciało,odziane w d\insy i koszulkę z krótkimi rękawami. To tylko sen. Mo\e tak, mo\e nie.Tak czy inaczej, czeka cię jeszcze troszkę wędrowania,Jack.Mówiłem ci to od jakiegoś czasu. O co ci chodzi?Uśmiech Speedy ego jest przebiegły w środku, zdesperowany po brzegach. Nie rób ze mnie głupca, Jack.Przysyłałem ci piórka, mo\e nie? Przysłałem cijajko rudzika, mo\e nie? Przysłałem ci, i to niejedno. Dlaczego ludzie nie mogą zostawić mnie w spokoju? pyta Jack.Jego głosniebezpiecznie przypomina skamlenie.Nie jest to miły dzwięk. Ty.Henry.Dale. Daj ju\ z tym spokój odpowiada Speedy, robiąc się surowszy. Nie mam ju\czasu, \eby cię prosić po dobremu.Gra zaczęła być ostra.Mo\e nie? Speedy. Masz swoją robotę, a ja swoją.Zresztą to ta sama robota.Nie skamlaj mi tu,Jack, i nie zmuszaj mnie, \ebym dłu\ej się za tobą uganiał.Jesteś glinicjantem, tak jakzawsze. Jestem na emeryturze. Sram na twoją emeryturę! śe facet zabijał dzieciaki, to ju\ wystarczająco zle.Dzieciaki, które dopiero mo\e zabić, jak mu się na to pozwoli, to gorsza sprawa.Aleten, którego teraz dostał. Speedy pochyla się naprzód; ciemne oczy goreją w jegobrunatnej twarzy. Tego chłopaka trzeba odzyskać, i to szybko.Je\eli nie będzieszmógł zabrać go z powrotem, to będziesz musiał go zabić, chocia\ nawet nie mamochoty o tym myśleć.Bo to Niszczyciel.Potę\ny.Mo\e potrzeba tylko jeszczejednego, \eby wszystko się zawaliło. Komu potrzeba? pyta Jack. Karmazynowemu Królowi. A có\ takiego chce zburzyć ten Karmazynowy Król?Speedy patrzy na niego przez chwilę, po czym zamiast odpowiedzi, zaczyna graćna nowo zadzierzystą melodię. There ll be no more sobbin when he starts throbbin his old sweet song. Nie mogę, Speedy!Melodia kończy się dysharmonijnym, zgrzytliwym akordem.Speedy spogląda nadwunastoletniego Jacka Sawyera z chłodem, przenikającym chłopca po ukryte sercedorosłego mę\czyzny.Gdy Speedy Parker odzywa się na nowo, nasila się jego lekkipołudniowy akcent.Głos starca wręcz rozpływa się w pogardzie. Bierz się do roboty, słyszysz mnie? Przestań się mazgaić i migać.Bierz odwagęstamtąd, gdzie ją zostawiłeś, i bierz się do roboty!Jack się cofa.Cię\ka ręka ląduje mu na jego ramieniu, a on myśli: To wujMorgan.On, a mo\e Sunlight Gardener.Jest rok 1981, a ja muszę to wszystko przejśćod początku.Jest to jednak chłopięca myśl, a sen śni mę\czyzna.Jack Sawyer, którym jestteraz, odpycha od siebie nakłaniającą do kapitulacji dziecięcą rozpacz.Nie, wcale nie.Zaprzeczam temu.Odepchnąłem od siebie te twarze i miejsca.Była to cię\ka robota inie pozwolę jej zniszczyć kilku nierealnym piórkom, kilku nierealnym jajkom ijednemu złemu snowi.Znajdz sobie innego chłopaka, Speedy.Ten ju\ dorósł.Obraca się, gotów do walki, lecz nikogo tam nie ma.Za nim na chodniku le\y naboku jak zdechły kuc dziecięcy rower.Tablica rejestracyjna z tyłu głosi: BIG MAC.Wokół le\ą rozrzucone lśniące wronie pióra.Jack zaś słyszy inny głos, zimny iłamiący się, ohydny i nieomylnie zły.Wie, \e to głos stwora, który poło\ył mu rękę naramieniu. Zgadza się, utrzyjdupo.Trzymaj się od tego z daleka.Jak mi podskoczysz, tobędziesz zbierał swoje flaki od Racine do La Riviere.W chodniku z desek tu\ przed rowerem otwiera się wirujący lej.Rozszerza się jakprzestraszone oko.Staje się coraz większy, a Jack weń nurkuje.To droga z powrotem.Droga ucieczki.Pogardliwy głos go goni: Zgadza się, dupo wołowa! mówi. Uciekaj! Uciekaj przed abbalahem!Uciekaj przed Królem! Uciekaj, jeśli ci miłe twoje zasrane \ycie!Głos przechodzi płynnie w śmiech.Właśnie dzwięk tego szaleńczego śmiechutowarzyszy Jackowi w ciemności między światami.Kilka godzin pózniej Jack stoi nagi przed oknem sypialni, nieuwa\nie drapiąc sięw tyłek i patrząc, jak niebo jaśnieje na wschodzie.Nie śpi od czwartej.Ze snuprzypomina sobie niewiele (jego mechanizmy obronne się paczą, lecz nawet terazjeszcze nie popękały), mimo to zostało mu dość wspomnień, by być pewnym jednego:zwłoki na molu w Santa Monica tak bardzo wytrąciły go z równowagi, \e rzucił pracę bo przypominały mu kogoś znajomego. Wszystko to się nie zdarzyło mówi nadchodzącemu dniowi fałszywiecierpliwym głosem. Miałem jakieś przedpokwitaniowe załamanie nerwowe,wywołane stresem.Mojej matce wydawało się, \e ma raka, wzięła mnie za fraki izawlokła a\ na Wschodnie Wybrze\e.A\ do New Hampshire.Myślała, \e wraca doMiejsca Wielkiego Szczęścia, \eby umrzeć.Okazało się, \e to głównie wapory, jakiścholerny kryzys aktorski wieku średniego, ale jak dzieciak mo\e się na tym znać?śyłem w stresie.Miałem sny. Jack wzdycha. Zniło mi się, \e uratowałem matce\ycie.Dzwoni telefon za jego plecami; dzwięk brzmi przenikliwie i dra\niąco wpogrą\onym w cieniu pokoju.Jack Sawyer krzyczy. Obudziłem pana mówi Fred Marshall.Jack natychmiast się orientuje, \e ten człowiek nie spał przez całą noc, kołaczącsię po domu bez syna i \ony.Mo\e oglądał albumy z fotografiami przy włączonymtelewizorze.Wiedział, \e wciera sól w rany, lecz nie mógł się powstrzymać. Nie odpowiada Jack. Prawdę mówiąc, ja.Urywa.Telefon jest obok łó\ka, a obok aparatu bloczek kartek.Na pierwszej znich znajdują się zapiski.Musiał je zrobić Jack, bo nikogo innego tu nie ma ellekurwamętarne, drogi Watsonie.Jednak to nie jego pismo.W którymś punkcie snuzrobił tę notatkę pismem swojej zmarłej matki.Wie\a.Wiązki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]