[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.że istnieją do dziś nieliczne artefakty krelrańskiej nauki, którym brak tylko dotknięcia rozumu, by ożyły? Mówię ci, Lordzie Dribeck, że spędziłem lata na studiowaniu wielkich prac ludu Carsultyal i innych światłych umysłów! Jestem nie tylko przekonany, że pewne bronie Krelran zachowały się w Arellarti, ale jestem też pewien, że potrafię odkryć tajemnicę ich działania!- Oba te zamysły mają straszliwie małe szansę powodzenia - zauważył Dribeck, teraz już wyraźnie zaciekawiony argumentacją Kane'a.- Ale stawka jest znacznie większa, niż trzeba, by usprawiedliwić próbę.Jeśli uda mi się odkryć choćby kilka z ich broni.jeśli potrafię uruchomić ledwie maleńką cząstkę ich starożytnej mocy.pomyśl, jaką wartość miałoby to dla twej armii.Prestiż, strach przed nieznaną siłą! To by ci zapewniło przywództwo w Selonari, a Malchion długo by się namyślał, nim zaryzykowałby rzucenie swych wojsk przeciw takiej potędze!- W dzisiejszych czasach Arellarti jest dobrze strzeżone przed wtargnięciem - zwrócił uwagę Dribeck, równocześnie myśląc gorączkowo.Rozbrzmiewający w jego umyśle spokojny głos logiki został zlekceważony.- Będzie to trudna.niebezpieczna misja, to przyznaję.Moja propozycja brzmi następująco.poprowadzę mały oddział dobranych ludzi, dobrze uzbrojonych do walki zarówno z bagnem, jak Rillytimi, i wejdę z nimi w głąb Kranor-Rill.Alorri-Zrokros wspomina, że istnieje tam jakaś ścieżka.Już przeprowadzałem ludzi przez “nieprzebyte" moczary i toczyłem walki z podstępnymi krajowcami, uzbrojonymi w zatrute strzały i zdradliwe pułapki.Z punktu widzenia logistyki problem jest podobny i można mu przeciwstawić stosowne wojskowe rozwiązanie.Wejdziemy do Arellarti i odgrzebiemy tajemnice ukryte w jego ruinach.Co znajdę, przyniosę do Selonari.I będziesz miał broń starszej Ziemi do dyspozycji.- A co ty będziesz miał, Kane? Cudzoziemiec roześmiał się.- Przygodę.to na pewno.I wierzę, że twoja wdzięczność i zaufanie skłonią cię do wynagrodzenia mnie wysokim stanowiskiem.Nie będę wiecznie młodym.Mam nadzieję, że lata spędzone na walce w cudzych wojnach przyniosą mi coś więcej niż wyszczerbiony miecz.Jego głos pobrzmiewał drwiną, ale Dribeck doskonale zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z ambitnym człowiekiem.- Pomyślę o tym bardzo poważnie - przyobiecał.- Oczywiście zorganizowanie i przeprowadzenie twej wyprawy napotka niezliczone problemy, a nadal mam wątpliwości, czy mogę ją poprzeć.- Ale zarówno on, jak i Kane wiedzieli, że propozycja już opanowała jego wyobraźnię.Opierała się na małych szansach, być może nawet beznadziejnych, ale małe szansę dawały bardzo wysokie zyski w zamian za ryzyko minimalnych nakładów.Broń i wyposażenie były w ogromnej części własnością najemników.a śmierć najemnika nic nie kosztowała.Zamyślony Dribeck z pomrukiem zsunął się z beczki, by zmieszać się z hulającym tłumem.Ale nie potrafił już wzbudzić w sobie nastroju beztroskiej zabawy.V.GNIJĄCY KRAJDaleko na południe od Selonari ciągnął się majestatyczny las.Niebieskozielone morze olbrzymich drzew, splamionych coraz większymi łatami bieli, w miarę jak docierał do kamienistego brzegu - Zimny Las, gdzie ścieżki wiodące do Morza Lodowatego rzadko deptała stopa ludzka.Ale pochód puszczy nie odbywał się bez przeszkód.Tuż na południe od Selonari rozrastał się rak.Ropiejący wrzód niszczył dziesiątki mil Ziem Południowych, połykał jasne, górskie rzeki karmiące jego chorobę, sączył się jak ropna przetoka w ranie przez góry Mniejszych Ocalidad aż do Morza Zachodniego.Gnijący kraj.Kranor-Rill.Koło Kranor-Rill puszcza słabła.Dumne, strzeliste pnie ustępowały miejsca cherlawym karłom, w miarę jak grunt się obniżał.Aż wreszcie na prawie wyraźnej granicy kończyła się puszcza, zaczynało bagnisko.Teraz już największymi drzewami były cypryśniki o umęczonych korzeniach, ledwie oddychających w ciepławym szlamie, gdzie topiły się nawet wierzby i jawory
[ Pobierz całość w formacie PDF ]