[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mury były usłane siekanym czosnkiem, pokrojoną cebulą i pociętą marchewką.Rzeki czerwonego soku pomidorowego płynęły po kamieniach, a fosa zapełniła się sałatką warzywną.Widząc, że walka na murach pozostaje nie rozstrzygnięta, wysoki dowódca sięgnął po jeszcze jedną broń - dynię wielkości tira.Wypełniając rozkaz, ciężkie warzywo przetoczyło się przez fosę po szczątkach usieczonych towarzyszy.Zasypywany strzała­mi, wielki pomarańczowy wojownik stanął przed podniesionym mostem i natychmiast zaczął łomotać weń swą ogromną masą.Mur trząsł się i dygotał.Dynia raz po raz uderzała we wrota, a przerażeni obrońcy lali na napastnika dzbany parującej owsianki.Sparzone, lecz nie tracące animuszu dzielne warzywo cofnęło się o kilka jardów, zaparło o ziemię, po czym runęło w kierunku wrót.Rozległ się potworny trzask i brama jakby eksplodowała, rozsypując się w drzazgi.Ogłuszony uderzeniem taran potoczył się w tył, zachwiał, wzruszył szerokimi, okrągłymi ramionami i pękł na dwie połowy.Nasiona wypłynęły i zmieszały się z jesz­cze ciepłymi sokami braci - wojowników.Na moment zapadła cisza.Potem, z donośnym okrzykiem, wszystkie Vee - Ates rzuciły się w kierunku bramy i wpadły do miasta.Za nimi runęli Roi - Tannerzy i wędrowcy, aby pomścić chwalebny koniec dyni.Walka za murami była krótka i krwawa.Gimlet z bojową pieśnią na ustach dobijał ranne norki i rąbał ich bezwładne, nieprzytomne ciała.Arrowroot i Legolam dzielnie załatwili wielu przeciwników od tyłu, a Goodgulf wspierał ich dobrymi radami, bezpiecznie schowany za stertą gruzu.Jednak to przywódczyni Roi - Tannerów i jej wojownikom przypadł zaszczyt zniszczenia pozostałych norek.Arrowroot szukał Eorache i znalazł ją, z entu­zjazmem siekającą na plasterki przeciwnika co najmniej o połowę mniejszego od niej.Kobieta - wojownik dostrzegła, że nieśmiało machał do niej ręką.Uśmiechnęła się, mrugnęła i rzuciła mu jakiś okrągły przedmiot.- Hej! Królu! Łap!Strażnik niezdarnie chwycił souvenir.Była to głowa norki.Jej mina wyrażała głęboką urazę.W końcu bitwa zakończyła się i przyjaciele podbiegli do siebie, żeby serdecznie powitać się po długim niewidzeniu.- Serdecznie witamy! - zawołali Moxie i Pepsi.- My was też, zapewniam - rzekł Goodgulf, tłumiąc ziew­nięcie.- Witajcie, co za spotkanie! - skłonił się Legolam.- Niechaj skończą się wasze kłopoty z łupieżem.Gimlet przykuśtykał do chochlików i obdarzył ich wymuszo­nym uśmiechem.- Czołem pod stołem.Abyście jadali zbalansowane posiłki trzy razy dziennie i mieli zdrowe, regularne wypróżnienia.- Jak to możliwe - rzekł Arrowroot - że spotykamy się w tej obcej ziemi?- To długa opowieść - rzekł Pepsi, wyjmując plik notatek.- Zatem zachowaj ją dla siebie - powiedział Goodgulf.- Widzieliście gdzieś Frita i Pierścień, albo macie o nich jakieś wiadomości?- Żadnych - odparł Moxie.- My też - mruknął Gimlet.- Zjedzmy coś.- Nie - powiedział Czarodziej - bo jeszcze nie znaleź­liśmy złego Serutana.- Niech to szlag - skwitował Gimlet.- Już prawie minęła pora lunchu.Razem z Birdseyem i Eorache zaczęli szukać złego maga.Wieść głosiła, że Serutana i jego paskudnego kompana Wormcasta widziano w Isintower, najwyższej budowli w Serutanlandzie, znanej z obrotowej restauracji na samym jej szczycie.- Jest tam - oznajmił jakiś seler.- Zablokował windy, ale jest tam.- Ho - ho - ho - zauważył gigant.- Zamknij się - dodał Goodgulf.Wysoko nad głowami ujrzeli okrągłą, obracającą się restaura­cję z migoczącym neonem głoszącym SERUTAN NIE MA SO­BIE RÓWNYCH.Pod nim otworzyły się szklane drzwi.Jakaś postać podeszła do balustrady.- To on! - zawołała Eorache.Rysy twarzy miał dość podobne do Goodgulfa, lecz odzienie zupełnie dziwaczne.Nosił trykotowy, jaskrawoczerwony kostium oraz długą pelerynkę z czarnej satyny.Do czoła przykleił sobie czarne rogi, a do pośladków przyczepił ogon z chwostem.W ręku miał aluminiowe widły, a na nogach skórzane kamasze z pęknie." f tymi podeszwami.Zaśmiał się do stojących na dole wędrowców.- Cha - cha - cha - cha - cha.- Zejdź na dół - zawołał Arrowroot - i odbierz, co ci się należy.Otwórz drzwi i wpuść nas.- Nie - zachichotał Serutan - nie ma mowy.Lepiej załatw­my to jak normalni, rozsądni ludzie.- Sałatfmy - ułatfmy! - wrzasnęła Eorache.- Chcemy tfa nędzna skóra!Zły czarownik cofnął się w udanym przestrachu, a potem wrócił do barierki i uśmiechnął się.Głos miał łagodny i kojący, ociekający słodyczą jak topniejąca melba.Wędrowcy z zachwy­tem słuchali sacharynowo słodkich słów.- Rozważmy wszystko od początku - ciągnął Serutan.- Oto usiłuję w pocie czoła uczciwie zarobić kilka pensów.Nagle konkurenci tworzą spółkę, która uderza w aktywa mojej korpora­cji, usiłując wyprzeć mnie z rynku.Przejęliście moje aktywa i zlikwidowaliście zapasy towaru.To oczywisty przypadek nieuczci­wej konkurencji.- Hej - powiedział zielony gigant do Goodgulfa - ten facet ma główkę nie od parady.Nic dziwnego, że umie lać wodę.- Zamknij się - przytaknął Goodgulf.- Słuchajcie, mam propozycję - rzekł Serutan, gestykulu­jąc końcem ogona.- I chociaż nie jestem specjalnie przywiązany do tej idei, pomyślałem, że wystawię ją za próg i zobaczę, czy ktoś skorzysta z okazji.Przyznaję, że chciałem się trochę rozerwać, ale to ten zły Sorhed chce zagarnąć całą pulę.Tak jak ja to widzę, możemy stworzyć nową spółkę, jeśli zrezygnuję z pakietu akcji zapewniającego mi kontrolę nad Dickeyem Dragonem w zamian za utrzymanie stanowiska i coroczne udziały we wszystkich sta­rych Pierścieniach, jakie uda nam się zdobyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •