[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znam tej panny, ale zdobyła dla siebie godne miejsce w pieśniach bardów.I tak się stanie, przysięgam na Tchnienie Tego, Który Popycha Fale! — Rozejrzał się wokoło i utkwił wzrok w twarzach Tursli i Simonda, którzy stanęli za nim.— My, Sulkarczycy, na zawsze zachowujemy pamięć o naszych bliskich, którzy odeszli przed nami — powiedział zajadle.— Wprawdzie nie możemy urządzić naszym towarzyszom pogrzebu na lądzie, lecz morze zawsze chętnie przyjmuje Sulkarczyków.Uczyniliśmy je bowiem naszym domem.Od niedawna budujemy miasta, choć niegdyś spędzaliśmy całe życie na morzu.To sprawiedliwe, że wracamy do niego po śmierci.I tak się stało.Kiedy Joul wyśpiewał ich czyny i imiona ich krewnych, a kapitan wylał do wody wino z ceremonialnej czary, okręcono ciężkimi łańcuchami i wrzucono do morza zaszyte w całuny ciała trzech żeglarzy.Fale spiętrzyły się i wzburzyły, jakby już na nich czekały.Nie towarzyszyła im Czytająca–w–falach z „Kizywodzioba".Moce, które wezwały lattyjska szamanka i estcarpiańska Czarownica, przerwały jej podróż do Ostatniej Bramy.Głos się łamał Audzie, gdy ostrzegała wybawców przed grożącym im niebezpieczeństwem.A mimo to „Pogromca Fal" trzymał się kursu.Za dnia Tursla wróciła do swej ciasnej kajuty.Wyjęła z sakwy wypełniony czerwonawym piaskiem dzbanek, który kupiła na jarmarku w sulkarskiej osadzie.Nie próbowała zdejmować drewnianej pokrywki, ale siedziała, obracając naczynie w dłoniach.Zapomniała o smutku i niepokoju dręczącym ją od początku podróży.Zamknąwszy oczy, zatonęła we wspomnieniach, które przez jakiś czas usilnie starała się wymazać z pamięci.Torańczykom nie żyło się łatwiej niż Sulkarczykom, którzy z nadmierną, jej zdaniem, ufnością traktowali tak zdradliwy żywioł jak morze.Lecz człowiek, który od dziecka przywykł do takich a nie innych warunków życia, zawsze uważał je za coś najzupełniej naturalnego.Tursla zajmowała niską pozycję wśród Torańczyków, była prawie wyrzutkiem.Płynęła teraz statkiem jako małżonka Simonda tylko dlatego, że niegdyś wstawiła się za nią Ślepa Marfa.Współplemieńcy nigdy nie darzyli jej sympatią.A torańskie dzieci nie znały swoich prawdziwych matek, gdyż wychowywały je wszystkie kobiety.Tursla nie wiedziała też, kto ją spłodził podczas Księżycowych Pląsów.Ale to — jeszcze raz obróciła dzbanek i pomyślała o tym, jak uzyskała wolność — było częścią niej samej, tak jak krew płynąca w jej żyłach.Zdjęła pokrywkę i powoli, bardzo powoli wsunęła palec do środka.Tak, piasek był taki sam w dotyku.Miękki, drobny pył przylgnął do jej palca.Tursla nie rozumiała, co nią powoduje, ale podniosła go do ust i zlizała zeń piasek.Poczuła bardzo słaby smak i zapach wody z Moczarów Toru.— Siostrzyczko.Usłyszała to słowo, czy tylko jej się tak wydało?— Jesteś kimś więcej niż myślisz.I wiele się nauczysz, o, tak, nauczysz się wielu rzeczy!— Xactol? — zapytała ze zdumieniem, nie otwierając oczu.Nie widziała bowiem ciasnej kajuty, ale skrawek czerwonozłotej plaży.Zalany księżycem piasek wytrysnął w górę jak fontanna i zamienił się w tę, do której z całego serca pragnęła się przyłączyć, stać się jej częścią.— Udaj się do tej, która bliska jest Wiecznego Snu.— Tak, słyszała wyraźnie.— Użycz jej swej siły.Dwie Moce podtrzymują jej życie, niech trzecia bezpiecznie zatrzyma ją na tym świecie.Tursla ponownie ukryła dzbanek, a potem poszła prosto do kajuty kapitana.Uchyliła je i wślizgnęła się do środka.Undia już nie leżała na ławie, lecz na stosie koców na podłodze, Auda zaś tak blisko niej, że się dotykały.Z obu zdjęto ubranie, a przywołana przez Inquit czarodziejska mgiełka nadal wisiała w powietrzu.Kankil ulokowała się przy głowach nieprzytomnych dziewczyn, opierając łapkę na czole każdej z nich.Miała zamknięte oczy i nuciła lub mruczała cicho.Śnieżynka siedziała ze skrzyżowanymi nogami przy stopach chorych.Jej Klejnot rozjarzał się i przygasał, kiedy kierowała go w ich stronę.Ani szamanka, ani Czarownica nie zauważyły Tursli.Toranka pewnym krokiem podeszła do wyłowionej z morza Sulkarki i uklękła obok niej.Położyła rękę na zimnej jak lód piersi Audy.Potem zamknęła oczy.Zobaczyła piasek, falę piasku, który trysnął w górę i otoczył ją tumanem, gdyż teraz to ona, Tursla, tańczyła tam, wirowała i opadała, czując pieszczotliwe dotknięcia miękkich ziarenek.Zrobiła to, na co nigdy dotąd się nie odważyła.Przywołała — nie, nie przywołała, ale wydała rozkaz Mocy, którą — o czym była przekonana — nie władał żaden z jej współplemieńców.Nie przestała tańczyć w wyobraźni.Piasek wokół niej stawał się coraz cieplejszy, niemal parzył jak płomienie.Rozciągnęła nad nim kontrolę.Skierowała to życiodajne tchnienie tam, gdzie było potrzebne.Nie walczyła z tak wielkim wysiłkiem od dnia, w którym próbowała utrzymać się przy życiu, gdy Simond przebił zaporę odgradzającą Moczary Toru od świata zewnętrznego.W jakiś sposób pokonała zimno, odepchnęła od Audy palce śmierci.Wreszcie zgarbiła się, a potem bezsilnie osunęła na podłogę.Z daleka, z bardzo daleka usłyszała cichy jęk i zrozumiała, że zwyciężyła.Czyjeś ręce podłożyły jej poduszkę pod głowę.Niewyraźnie, jakby patrzyła przez zasłonę z czerwonawego piasku, zobaczyła, że Śnieżynka i Inquit owijają kocami obie chore dziewczyny i kreślą nad nimi jakieś znaki — Czarownica swoim Klejnotem, a szamanka rękami.Przylgnęło do niej coś ciepłego i miękkiego, zarzuciło jej ramiona na szyję.Kankil siedziała obok Tursli, mrucząc głośno, i ten rytmiczny pomruk dodał sił wyczerpanej Torance.— Turslo! Co one ci zrobiły?! — Przez odprężające mruczenie przebił się krzyk Simonda.Klęczał obok żony, obejmując ją wraz z Kankil, która tuliła się do Tursli jak dziecko do matki.Zobaczyła jakiś błysk.Chciała zamknąć oczy, ale nie mogła.Lód.lód wynurzał się z morza.nie, nadal była w ciepłej kajucie, nie pochłonęła jej lodowata woda.Później Toranka zobaczyła rozjarzony Klejnot Śnieżynki.Nie groził, nie robił nic złego, tylko budził z transu.W blasku magicznego kryształu Tursla najpierw ujrzała Undię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]