[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z zimna.Z pokoju zabaw, z sali tortur, z pomieszczenia, gdzie zadawałem suche, czyste, dokładnieprzemyślane cięcia.Zakręciłem wodę i stałem przez chwilę, opierając się o zimną umywalkę.To było zbyt realne, zbyt namacalnejak na sen.Poza tym dokładnie pamiętałem tamten pokój.Wciąż go widziałem, wystarczyło, że zamknąłemoczy.Stoję nad kobietą.Widzę, jak się szarpie, jak próbuje zerwać przytrzymującą ją taśmę, widzę, jak w jejzmatowiałych oczach narasta przerażenie, jak przerażenie to ustępuje bezsilności - wzbiera we mnie podziw,biorę więc nóż i unoszę go, żeby zacząć.Ale to nie jest początek.Nie, bo pod stołem leży druga, już osuszona i starannie owinięta.A w kącie jeszczejedna: czeka na swoją kolej z przerażeniem, jakiego nigdy dotąd nie widziałem, chociaż z drugiej strony, jakbymje skądś znał, jakbym wiedział, że jest konieczne, że przynosi ulgę i całkowite spełnienie, które omywa czystąenergią, bardziej odurzającą niż.Trzy.Tym razem są trzy.Otworzyłem oczy.W lustrze zobaczyłem siebie.Cześć, Dexter.Miałeś zły sen, staruszku? Zły, ale ciekawy, co?A więc trzy, hę? To tylko sen.Nic więcej.Uśmiechnąłem się do tego w lustrze,bez przekonania wypróbowującmięśnie twarzy.Sen był zachwycający, ale już nie śniłem.Miałem tylko kaca i mokre ręce.To, co powinno być miłym przerywnikiem dla podświadomości, wstrząsnęło mną i napełniło niepewnością.Niepewnością i przerażeniem na myśl, że mój umysł uciekł z miasta, zostawiając mnie z ręką w nocniku.Przedoczyma znowu stanął mi obraz trzech doskonale sprawionych towarzyszek zabaw i miałem ochotę tam wrócić,żeby kontynuować dzieło.Ale pomyślałem o Harrym i wiedziałem już, że nie mogę.Rozdarty między jawą isnem, nie umiałem powiedzieć, co jest bardziej fascynujące.Zabawa przestała być zabawą.Chciałem odzyskać mózg.Wytarłem ręce i wróciłem do łóżka, lecz tej nocy sen już nie przyszedł, nie do dobrego, dobitego Dextera.Poprostu leżałem na plecach151i obserwowałem ciemne kręgi sunące po suficie - dopóki za kwadrans szósta nie zadzwonił telefon.- Miałeś rację - powiedziała Debora, gdy podniosłem słuchawkę.- Cóż to za cudowne uczucie - odparłem, siląc się na typową dla mnie wesołość.- Miałem rację co do czego?- Co do wszystkiego.Jestem naTamiamiTrail.I wiesz co?- Nie.Miałem rację?- To on.To musi być on.Tym razem jest krzykliwie i spektakularnie.- Spektakularnie? To znaczy jak? - Trzy ciała, pomyślałem z nadzieją, że tego nie powie, chociaż ekscytowałamnie jednocześnie pewność, że powie. Wygląda na to, że ofiar jest kilka.Przeszył mnie elektryczny prąd, od brzucha w górę, jakbym połknął naładowany akumulator.Mimo to zrobiłemwszystko, żeby jak zwykle zareagować czymś inteligentnym i dowcipnym. To cudownie, siostrzyczko.Mówisz tak, jakbyś czytała policyjny raport. Wiesz, zaczynam się wczuwać, może kiedyś go napiszę.Ale cieszę się, że nie z tego zabójstwa.Jest zabardzo porąbane.LaGuerta nie wie, co o tym myśleć. Co, a nawet jak.Ale dlaczego jest porąbane? Lecę  rzuciła. Przyjedz.Musisz to zobaczyć.Zanim dotarłem na miejsce, przed żółtą taśmą stał głęboki na trzy osoby tłum, w większości reporterów.Niezwykle trudno jest przebić się przez tabun dziennikarzy, którzy zwietrzyli zapach krwi.Można by pomyśleć,że łatwo, bo w telewizji zawsze wyglądają jak odmóżdżone ofermy z poważnymi zaburzeniami łaknienia.Ale wystarczy postawić ich za policyjną taśmą ostrzegawczą i dochodzi do cudownej przemiany.Momentalnie stająsię silni, agresywni i gotowi odepchnąć na bok wszystko i każdego, kto tylko stanie im na drodze, odepchnąć, apotem stratować.To tak,jak w tych opowieściach o sędziwych matkach, które gołymi rękami potrafią dzwignąćciężarówkę przygniatającą ich dziecko.Siła ta pochodzi z jakiegoś tajemniczego zródła, tak że ilekroć na ziemiwalają się ociekające krwią wnętrzności, te152Janorektyczne stwory są w stanie przebić się przez absolutnie wszystko i wszystkich.W dodatku nie potargająprzy tym włosów.Na szczęście rozpoznał mnie jeden z mundurowych.- Przepuście go, chłopcy - rozkazał reporterom.- Przepuścić go. Dzięki, Julio  rzuciłem. Z roku na rok coraz ich więcej.- Ktoś ich chyba klonuje - prychnął.- Wszyscy wyglądają tak samo.Przeszedłem pod taśmą i kiedy się wyprostowałem, odniosłem dziwne wrażenie, że ktoś manipuluje zawartościątlenu w atmosferze Miami.Stałem na spękanej ziemi placu budowy.Budowali tu chyba dwupiętrowy blok,rodzaj biurowca dla uboższych deweloperów.I idąc powoli przed siebie, przyglądając się temu, co działo sięwokół na wpół ukończonego bloku, stwierdziłem, że to nie przypadek, iż nas tu sprowadził.Z tym mordercą niebyło przypadków.Ten morderca wszystko dokładnie planował i starannie odmierzał dla większego efektuestetycznego i z potrzeby artystycznej.Znalezliśmy się na placu budowy, ponieważ było to konieczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •