[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziła do szkoły w pobliżu Southwold, znała więc i kochała Suffolk.On zaś pamiętał o niej, i to nie tylko w Blythburgh.Nagle zatęsknił za nią pragnieniem tak silnym, że już nie zastanawiał się, czy mądrze jest pisać.Wobec potrzeby, aby znów ją zobaczyć, usłyszeć jej głos, wszystkie jego rozterki i niepokoje wydały mu się nieważne i groteskowo nierealne, jak koszmar, który znika w blasku dnia.Marzył o tym, by z nią porozmawiać, ale salonik był pełen ludzi - dziś nie zdoła do niej zadzwonić.Włączył lampę, odkręcił wieczne pióro i usiadł.Słowa, jak czasem się zdarzało, przyszły lekko i prosto.Zapisał je nie myśląc, nie zastanawiając się nawet, czy są szczere.Pamiętaj o mnie, powiedziałaś, w Blythburgh,jak gdybyś zawsze w mych myślach nie byłai sklonić serce bez reszty oddanebardziej ku Tobie moglajakaś sita.Tęskniąc za Tobą, dusza urzeczonatym wyraźniejszy obraz przywołujegracji niezapomnianej, co niezakłóconażyje w tej pustce świętej, którą czuję.Ty bylaś ze mną; to pamiętam jeszczeW Blythburgh, najmilsza, lub gdziekolwiek zechcesz.Jak większość drugorzędnej poezji, tak i ten metafizyczny koncept ma ukryte znaczenie.Nie muszę Ci mówić, jakie.Nie napiszę, że chciałbym, abyś tu była, chciałbym jednak być z Tobą.Tutaj spotyka mnie tylko śmierć i przykrości; doprawdy, nie wiem, co jest gorsze.Ale o ile Bóg i policja z Suffolk pozwolą, będę w Londynie w piątek wieczorem.Dobrze byłoby wiedzieć, że mógłbym cię spotkać w moim mieszkaniu w Queenhithe.Napisanie tej kartki zajęło mu więcej czasu, niż myślał, i zdziwił się, słysząc stukanie do drzwi.- Wychodzą, Adamie - powiedziała ciotka.- Nie wiem, czy chcesz się z nimi pożegnać.Zszedł z nią na dół.Rzeczywiście, wychodzili już i ze zdumieniem zobaczył, że zegar wskazuje dwadzieścia minut po jedenastej.Nikt z nim nie rozmawiał; jego pojawienie się wzbudziło równie mało emocji, jak jego odejście.Ogień prawie zgasł, zamieniwszy się w kupkę białego popiołu.Celia, której Bryce pomagał włożyć płaszcz, powiedziała:- To nieładnie, żeśmy się tak zasiedzieli.A ja jutro muszę wcześnie wstać.Sylvia dzwoniła dzisiaj do mnie z Seton House i prosiła, abym jutro z rana zawiozła ją do.Zielonego Człowieka”.Musi pilnie coś zakomunikować Recklessowi.Latham, już przy drzwiach, odwrócił się gwałtownie.- Co to znaczy: „pilnie mu coś zakomunikować”?- Oliverze, mój drogi, a skądże ja mam wiedzieć? - Celia wzruszyła ramionami.- Robiła jakieś aluzje do Digby’ego, ale sądzę, że po prostu usiłuje poczuć się ważna.Wiesz przecież, jaka jest.Ale rozumiesz, że nie mogłam jej odmówić.- I nie powiedziała, o co jej chodzi? - nalegał Latham.- Nie, nie powiedziała.A ja nie zamierzałam dać jej tej satysfakcji i o to pytać.I nie zamierzam się śpieszyć.Jeśli dalej będzie tak wiało, to niewiele pośpię tej nocy.Latham wyglądał, jakby chciał jeszcze o coś zapytać, ale Celła już przepchnęła się obok niego i wyszła.Pożegnał się w roztargnieniu i podążył za nią w sztormową noc.Po kilku chwilach Dalgliesh przez wycie wiatru usłyszał trzaskanie drzwi i cichy pomruk odjeżdżających samochodów.IVWiatr obudził Dalgliesha tuż przed trzecią.Jeszcze w półśnie usłyszał trzy uderzenia zegara w bawialni i jego pierwszą myślą było, że ów słodki, nienatrętny dźwięk tak wyraźnie daje się słyszeć w tumulcie żywiołów.Leżał i nasłuchiwał.Senność ustąpiła miejsca radości, a ta podnieceniu.Zawsze lubił sztormy na Monksmere, tę znajomą i przewidywalną przyjemność; dreszczyk niebezpieczeństwa, iluzję zawieszenia na krawędzi chaosu, kontrast między ciepłym, wygodnym łóżkiem i gwałtownością nocy.Nie martwił się.Pentlands przez czterysta lat opierało się morzu i dzisiaj też wytrzyma.Dźwięki, które słyszał, nie zmieniały się od stuleci; przez czterysta lat ludzie leżeli w tym pokoju i słuchali morza.Za dwadzieścia czwarta wydało mu się, że burza cichnie, wkrótce potem musiał znowu zapaść w sen.Nagle ocknął się, obudzony podmuchem tak gwałtownym, że domek zdawał się kołysać; morze ryczało, jakby lada moment miało zalać dach.Nigdy nie przeżył nic podobnego, nawet na Monksmere, wśród takiej furii niepodobna było spać.Gdy zapalał lampę, w drzwiach pojawiła się ciotka w zapiętym pod szyję szlafroku w kratę, z ciężkim warkoczem przerzuconym przez ramię.- Przyszedł Justin - powiedziała.- Mówi, że powinniśmy zajrzeć do Sylvii Kedge.Może trzeba ją będzie zabrać z domu, przypływ zbliża się bardzo szybko.Dalgliesh sięgnął po ubranie.- Jak się tu dostał? Nic nie słyszałem.-To chyba nic dziwnego, pewnie spałeś.Przyszedł na piechotę.Mówi, że droga jest zalana i nie można jechać samochodem.Będziemy musieli iść przez cypel.Próbował dzwonić po straż przybrzeżną, ale wiatr zerwał linię.Znikła, Dalgliesh zaczął się ubierać, klnąc cicho pod nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]