[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dość miała na głowie własnych spraw, żeby joszcze przejmować sięDominikiem.W pracy działo się coraz więcej, a w następnym tygodniumiała jechać do Dublina.Wyjazd wypadł w czasie przerwy semestralnej,więc rodzice nie będą musieli zrywać się o świcie, jednak oznaczało tozarazem, że Bob i Elieen będą musieli zajmować się Carrie oraz Joelemprzez cały dzień.Will zachował się w bardzo miły sposób, bozaproponował, że roli opiekunki mogłaby się podjąć jego córka.- Teraz, kiedy Suzie na dobre rzuciła uniwersytet, pewnie się ucieszy,mając się czym zająć.- I dodał: - Poza tym dzięki temu pomyślałabyprzez chwilę o czymś innym.Harriet podziękowała mu i obiecała, że wezmie tę ofertę pod uwagę.Myśl, że życie zaczyna stawać się łatwiejsze, była kusząca, jednakHarriet nie poddawała się tej nadziei w obawie, że rodzinie Swiftów znówprzytrafi się jakaś tragedia.Tym niemniej dobrze było wiedzieć, że miałakogoś, do kogo mogłaby się zwrócić o pomoc - jak choćby Milesa i Willa.Natomiast wszyscy ci, których uważała za swoich przyjaciół wOksfordzie, przestali się z nią kontaktować.Nawet Erin - nie odezwała sięod tamtego katastrofalnego weekendu.Will polecił jej również swojego dobrego przyjaciela, prawnika, którymógłby ją reprezentować, kiedy przyjdzie do kupowania domu.Zpewnością rozsądniej było skorzystać z usług lokalnego specjalisty niż zfirmy, która załatwiała za nią te sprawy w Oksfordzie.Teraz, kiedyHarriet poznała Willa lepiej, zdała sobie sprawę, jak niesprawiedliwie gooceniała, zwłaszcza jeśli chodzi o wychowanie swoich dzieci.Opowiedział jej, jak pełnił funkcję męża przy dzieciach":- Nie potrafię wyrazić, jak cieszyłem się, będąc w domu z moimicórkami - rzekł.- Może to i niemęskie i może jestem czułostkowy, alejeśli chodzi o dzieci, czymś zupełnie niezwykłym jest absolutne oddanie,jakim się je darzy.To najczystsza, najbardziej nieskomplikowana formamiłości, jakiej można doświadczyć, w stu procentach bezwarunkowa.- Cóż, wierzę ci na słowo - odpowiedziała; przypomniało jej się, żeFelicity powiedziała coś bardzo podobnego zaraz po urodzeniu Carrie.Kiedy zjawili się na miejscu, Miles już czekał w restauracji.- Od dawna tu jesteś? - spytała Harriet.- Zaledwie od kilku minut - pomógł jej uwolnić dzieci od wierzchnichokryć oraz plecaczków, w których były puzzle, książeczki dokolorowania i flamastry oraz wszystko inne, czym Harriet miałanadzieję je zająć.Kiedy się rozsiedli, Miles wydobył dwie firmowe torbyNovel Ways.Podał je nad stołem Carrie i Joelowi.- Pomyślałem, że możeto wam sprawi przyjemność.Ich twarzyczki rozjaśniły się na widok książek.- To bardzo miłe z twojej strony - stwierdziła Harriet, gdy dziecipodziękowały mu i zaczęły przewracać kartki.Po kilku minutachoderwały się od książek, żeby podjąć decyzję, co będą jeść i odwinąć zserwetek pałeczki chlebowe, a potem znów powróciły do lektury, nieprzeszkadzając Harriet i Milesowi w rozmowie.Nagle poczuła, że jest znich strasznie dumna.W porównaniu z rodziną przy jednym zokolicznych stolików, gdzie dzieci sprzeczały się ze sobą i rzucałyjadłospisami, podczas gdy rodzice starali się nie zwracać na nie uwagi,Carrie i Joel stanowili prawdziwy wzór dobrego wychowania.- Udało ci się porozmawiać z Dominikiem? - spytał Miles.- Nie.Zostawiłam mu kilka razy wiadomość, ale on chyba rozmyślniemnie ignoruje.- Wcale bym się nie zdziwił.Co innego obrzucać obelgami; natomiastżeby znieść krytykę z czyjejś strony - o nie, do tego Dominik nie jestzdolny.- Do czego Dominik nie jest zdolny?To pytanie zadała Carrie.Choć z Cambridge nie przychodziły jużkartki ani listy, Dominik wciąż był jej ulubieńcem.Harriet z kłopotuwybawiło przybycie kelnerki z koszykiem pieczywa czosnkowego.Kiedy znów zostali sami, Miles oznajmił:- W przyszłym tygodniu podczas ferii urządzamy specjalną imprezę zokazji Halloween, może chcielibyście wpaść? Co wy na to? Będziemyprzerabiać dynie na lampiony, a potem urządzamy godzinę książkowychopowieści: każdy musi przebrać się za jakiegoś bohatera literackiego.Jeśli o mnie chodzi, wybrałem sobie Dumbledore'a.Harriet czuła na sobie usilne spojrzenie dwóch par dziecięcych oczu.- Możemy pójść, Harriet?Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że to do niej należy podejmowanietakich decyzji.- Pewnie, czemu nie.Jaki to będzie dzień?- W piątek, po południu.Oczywiście ty również możesz przyjść.Rzecz jasna, o ile uda ci się urwać z pracy - ale każda dodatkowa para rąkprzyda się, jeśli chodzi o te dynie.Skrzywiła się.- Doprawdy, pokusa wprost nie do odparcia.- Ale zaraz uśmiechnęłasię i powiedziała: - Nie mogę nic obiecać, ale może uda mi się do wasprzyłączyć.W piątek wylatuję rano z Dublina, więc może uda mi sięwyrwać wolne popołudnie.Po lunchu zdecydowali się na spacer po parku.Przedtem zgarnęlikilka niedojedzonych bułek i z myślą o kaczkach zawinęli je w serwetki.W powietrzu czuć było kąśliwy chłód zbliżającej się zimy, toteż gdyopuścili ciepłe i pachnące czosnkiem wnętrze restauracji, trzeba byłozapiąć się po szyję i przyspieszyć kroku.Jak zwykle, Carrie i Joel biegliprzodem, rozrzucając stopami zeschłe liście, którymi usiana była ścieżka.Ktokolwiek zobaczyłby ich teraz, uznałby tę czwórkę za szczęśliwąrodzinę.Ta myśl, która jeszcze nie tak dawno przepełniłaby Harrietzgrozą, teraz sprawiła jej przyjemność.Wsunęła rękę pod ramię Milesa.Uśmiechnął się do niej.- Zimno?- Troszeczkę - skłamała.Jednak to nie uczucie chłodu przepełniało jąteraz.Kiedy tak szła obok Milesa, narastała w niej nadzieja i wiara wlepsze jutro.Jakoś tak dobrze było im we czwórkę razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]