[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ed mówił o specjalnych programach, według których mogłaby być prowadzona Sheila, gdyby uznano, że wciąż wymaga specjalnej opieki w szkole publicznej.Potem rodzice małego chłopca odpowiadali na pytania dotyczące listopadowego wypadku.Pytano też ojca Sheili, w jakim stopniu zajmował się córką i czyjego zdaniem jej zachowanie uległo popra­wie w ostatnim czasie.Bardzo spokojne przesłuchanie.Nikt nie podnosił głosu.Nikt nie wydawał się nawet zaangażowany uczucio­wo w sprawę.Spodziewałam się czegoś zupełnie innego.Potem poproszono nas, abyśmy opuścili salę, i dalej obradowali już tylko prawnicy i sędzia.Byłam bardzo dumna z Chada.Nasz związek trwał już dość długo, ale nigdy nie miałam okazji zobaczyć go przy pracy.Teraz ujrzałam przed sobą kogoś zupełnie innego niż mężczyzna, który siedzi wyciągnięty na kanapie i ogląda telewizję.Wydawał się taki pewny siebie, taki swobodny.Byłam dumna z nie­go dlatego, że przyjął sprawę, która nie miała mu przynieść żadnych korzyści, a także dlatego, że zamienił moje szalone pragnienia w rze­czywistą szansę zatrzymania przy nas Sheili.Trochę dalej na ławce siedzieli rodzice chłopca.Widziałam na­pięcie na ich twarzach.Zaciśnięte usta, niewidzące oczy wpatrzone w dal.Zastanawiałam się, co myślą.Nie potrafiłam tego odczytać z ich twarzy.Czy mieli dość litości, aby wybaczyć Sheili? Czy też wciąż odczuwali smutek i strach? A może gdzieś w głębi serca pragnęli, aby jej życie pozostało równie okaleczone jak życie ich syna? Nie potrafiłam tego odgadnąć, patrząc na nich.Ojciec chłopca odwrócił głowę i przez chwilę nasze spojrzenia spotkały się.Szybko spojrzeliśmy w inną stronę.Oni nie byli złymi ludźmi.Nie potrafiłabym ich nienawidzić.Kiedy składali zeznania, mówili spokojnym głosem pozbawionym gniewu.Jeśli dało się coś odczytać z ich słów, to raczej smutek.Smutek z powodu tego, że doszło do powtórnej rozprawy, że znowu musieli przyjść do sądu, że to dziecko po raz kolejny wkroczyło w ich życie.Próbowałam nawet wzniecić w sobie nienawiść do nich.Łatwiej byłoby mi wtedy przyjąć decyzję sądu bez względu na to, jaka by była.Ale nie potrafiłam.Zrobili tylko to, co uważali za najlepsze.Jeśli w ogóle można było im coś zarzucić, to może tylko ignorancję wobec choro­by umysłowej.I strach.A teraz sędzia, człowiek, który nie znał nikogo z nas ani dzieci, będzie rrtusiał zadecydować w sprawie, w której nie może być jednoznacznego wyroku.Zastanawiałam się, jak oni się czują.Żałowałam, że nie mam odwagi, by wstać, podejść do nich i zapytać o to.Żałowałam, że nie można było załatwić tego inaczej.Sheila siedziała u mnie na kolanach.Kiedy wyszliśmy z sali, rysowała i teraz próbowała mi o tym opowiedzieć.Denerwowało ją to, że myślami byłam gdzie indziej.Podniosła rękę i przekręciła mi głowę.- Tor, popatrz na mój rysunek.Ja narysować Susannah Joy.Zobacz, ma tę sukienkę, którą często ubiera do szkoły.Spojrzałam na kartkę.Sheila od dawna zazdrościła Susannah Joy.Susie była jedynym dzieckiem w naszej klasie, które pochodziło z zamożnej rodziny.Nosiła zawsze nieskazitelne ubrania, wśród których szczególny podziw wszystkich wzbudzała jej ogromna ko­lekcja.sukienek z falbankami.Sheila nie kryła swojej zazdrości.Wciąż kartkowała katalogi i wybierała sukienki, które chciałaby dostać.Nieustannie wspominała o tym w swoim dzienniku.Tydzień wcześniej znalazłam w koszyku korekcyjnym jej krótkie wypraco­wanie.Staram się najlepiej jak potrafię Torey i piszę do ciebie że odtąd będę lepsza i będę się starać obiecuję.Chcę ci powiedzieć co ja robić wczoraj.Ja czekać na tatę ho on pójść do takiego opotyka co daje okulary.Więc ja trochę czekać i patrz.ećna okna w sklepach.Niektóre rzeczy chciałabym kupić.Niektóre bardzo ładne.Ja widzieć sukienkę całą czerwoną niebieską i jeszcze białą i ona mieć koronki i być długa i siliczna.Mówię ci torey nigdy takiej jeszcze nie mieć.Chyba mój rozmiar.Ja pytam tatę, ety mogę taką mieć, ale on mówi nie.Szkoda bo bardzo ładna a ja nigdy nie mieć prawdziwej sukienki.Mogłabym ją włożyć do szkoły tak jak Susannah Joy.Ona ma dużo sukienek.Ale nie mogłam i poszliśmy do domu a tato kupić mi M&Msy i kazać mi iść do łóżka no to poszłam.To krótkie wypracowanie na swój zabawny, nie dający się ująć w słowa sposób zasmuciło mnie.Była to jedna z najsmutniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek napisała.Ale Sheila żyła dalej.Wiedząc, że nie może mieć sukienki, pogodziła się z tym i nie przestawała marzyć.Sheila objaśniała mi kolejne szczegóły swojego rysunku.Jednak zorientowała się, że myślami jestem gdzie indziej.Nie wzywano jej na salę, co przyjęłam za dobry znak, lecz ona wyczuwała napięcie między nami.Wreszcie drzwi sali otworzyły się.Gdy tylko ujrzałam twarz Chada, od razu wiedziałam, jaka zapadła decyzja.Zatrzymał się kilka kroków przed nami.a na jego ustach czaił się kontrolowany uśmiech.- Wygraliśmy - oświadczył i dopiero wtedy uśmiechnął się szeroko.Zerwaliśmy się z miejsc i zaczęliśmy tańczyć, ściskając się nawzajem.- Wygraliśmy! Wygraliśmy! Wygraliśmy! - wrzeszczała Sheila, pląsając między nogami dorosłych.Rozśmieszyła nas swoim entuzjazmem, chociaż nie byłam pewna, czy zdawała sobie w pełni sprawę ze znaczenia swoich słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •